Przejdź do głównej zawartości

Ciężarek, odważnik i kule u nogi...

To mogło się wydarzyć gdzieś pośrodku województwa – może w Międzyrzeczu, a może w Świebodzinie. Mogli w tym spotkaniu wziąć udział trzej prezydenci: Gorzowa, Zielonej Góry i Nowej Soli i wszyscy mieli ten sam problem. „Mam w urzędzie narkomana, ale nie wiem, który to” – rzekłby hipotetycznie prezydent Tyszkiewicz. „A ja podobno mam gościa ze znajomością chińskiego, ale nie znalazłem go do dzisiaj” – to już prezydent Kubicki. Wszystkich mógłby przebić – tu już same fakty – prezydent Wójcicki: „Mam kogoś kompetentnego wśród wiceprezydentów i dyrektorów oprócz Szymankiewicza, ale nie wiem kto to”...

Na podstawie fot. gorzow24.pl

Tyle żartów, gdyż prawda jest taka, że nie wystawia się do ligowych konkurencji - jakimi są najważniejsze inwestycje, funkcjonowanie miejskich spółek, kultura, edukacja i sprawy społeczne - „paraolimpijczyków”, bo robi się krzywdę im samym, a także pozostałym „zawodnikom” oraz oglądającym cały teatr „kibicom”. Pewne jest, że niektórzy wzięli z gorzowskiej polityki znacznie więcej – apanaże, prestiż i wpływy – aniżeli miejska polityka od nich otrzymała.

Nigdy dotąd nie było tylu obaw o przyszłość miasta. Wszystkie inwestycje w mieście są opóźnione, umowy w ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych podpisywane są przez marszałek Elżbietę Polakwarunkowo”, a za niektóre miejskie spółki oraz nadzór nad instytucjami kultury, odpowiadają „bajkopisarze”. I nie wiadomo, kto sobie większe jaja robi z opinii publicznej – prezydent Jacek Wójcicki, oświadczający za każdym razem, że „wszystko jest pod kontrolą”, czy jego współpracownicy.

SUJAK: kosztowny figurant

O wiceprezydencie odpowiedzialnym z kulturę, edukację i sprawy społeczne Radosławie Sujaku można powiedzieć wiele, ale nie to, że zna się na obszarze, który nadzoruje i cieszy się w związku z tym szacunkiem w środowisku. 

Spadł do gorzowskiej polityki jak gekon z sufitu. Jest kosztownym figurantem, który w kontaktach z niektórymi nadrabia powoływaniem się na wpływy u marszałek Polak, co u poważniejszych „zawodników” z segmentu gorzowskiej kultury, wywołuje konieczność gimnastyki mięśni twarzy, by nie parsknąć przy nim smiechem. W kontaktach z mediami, które uwielbia, nie jest w stanie wyjść poza ograny repertuar prowincjonalnych zdań na okragło i rytualne przytakiwanie w stylu: „wicie, rozumicie”.

 Jest jak pieczątka wykrojona z buraka, którą pieczętuje się tylko „na niby i dla zabawy”, a przecież szkolnictwo, konkursy do instytucji kultury oraz sprawy społeczne, to segmenty bardzo ważne. On jednak nie został ściągnięty do Gorzowa przez Krystynę Sibińską, bo ...umiał, wiedział i znał się na czymś, ale właśnie dlatego, że był tych cech pozbawiony i nikomu w gorzowskiej Platformie Obywatelskiej nie zrobi konkurencji. 

RADZIŃSKI: Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwańca

Nie inaczej wiceprezydent odpowiedzialny za sprawy gospodarcze Artur Radziński, który dzięki własnej propagandzie oraz wirtualnemu Forum Gorzowa, wypromował się na wizjonera, choć według mających z nim kontakt przedsiębiorców, najzwyczajniej w świecie „nie łapie”. Zresztą, jego oświadczenie majątkowe potwierdza tezę, że „nie łapał” już wcześniej - jako właściciel agencji nieruchomości – i dlatego wybrał „łatwiznę” na publicznym. W gospodarczym obszarze działania Ratusza, który od wielu lat za sprawą pracujących tam ludzi, emanował pomysłami, precyzją i stabilnością, pojawił się człowiek słynący z rzeczy przeciwnych.

Nurza się więc w codziennym bajzlu inwestycyjnym, który na wpół sparalizował miasto, czyniąc z „Wieloletniego Planu Inwestycyjnego” groteskę, a także ośmieszając jego autora, bo ów beznadziejność  stworzyła w świadomości społecznej wrażenie, iż Urząd Miasta, to istny „dom wariatów”. Cóż, widząc rozkopane miasto – i to nie dlatego, że tam się coś robi – czas przyjąć do wiadomości także to, co dotychczas w głowie się nie mieściło, uznać niesłychane i niemożliwe, za rzeczywistość kolejnych miesięcy. Obawy były zresztą znacznie wcześniej, gdyż zaniepokojenie przed Radzińskim odpowiadającym w mieście za inwestycje i spółki, były nie mniejsze niż te na świecie, związane z perspektywą Donalda Trumpa trzymającego palec na guziku atomowym.

Podobni jemu wizjonerzy rozwoju gospodarczego mają swoje miejsce w światowej literaturze, a mowa o Lejzorku Rojtszwańcu z powieści Iiji Erenburga, któremu – podobnie jak Radzińskiemu – zdarzył się awans w „guberlnianym wydziale rozwoju hodowli zwierząt”, gdzie miał nadzorować hodowlę królików. Lejzorkowi przykazano, by w raportach do władz wykazywał hurraoptymizm i ogromną aktywność. No to ten wziął się do roboty: udało mu się na papierze ozywić parę zdechłych królików i wykazać, ile mogłyby mieć potomstwa, a to potomstwo, ile mogłoby mieć własnego potomstwa i tak dalej. Z wyliczeń wyszło mu, że w guberni jest więcej królików niż w całym Związku Radzieckim.

CZYŻEWSKI: z lekcji u Mefistofelesa do „Inneko”

Fala  miejskiego bajzlu  dopłynęła do niektórych spółek. Mocno zmarszczył się wizerunek innego „asa” z drużyny prezydenta Wójcickiego, którego z rozmachem w specjalnym liście zdemaskowali zaniepokojeni pracownicy "Inneko". Irytacja, bezradność i uzasadnione poczucie krzywdy, to najczęściej wyrażane przez nich emocje w odniesieniu prezesa Artura Czyżewskiego, który zarządzania uczył się chyba od samego Mefistofelesa.

Nie od dziś wiadomo, że prawo Kopernika-Greshama zazwyczaj się sprawdza: jeśli w obiegu równoprawnie funkcjonuje pieniądz gorszy i lepszy, to ten pierwszy najczęściej wypiera ten drugi. Prezes Czyżewski  miał być dla Inneko „lekarstwem” – po rzekomo „fatalnymMarku Wróblewskim – a okazał się „bakterią” z której udało się nawet wyhodować niebezpiecznego dla spółki i relacji pracowniczych „potworka”.

Skandaliczne relacje w spółce nie zmąciły jednak bezruchu komunikacyjnego prezydenckich synapsów, bo Wójcicki publicznie oświadczył: „Jak w każdej firmie są głosy za szefem i przeciw szefowi”, a potem sprawę przekazał do załatwienia wiceprezydentowi i radzie nadzorczej. Generalnie więc, wszystko trzyma się w „Inekko” kupy, ale tak dużej, że śmierdzi na odległość. 

Prezes ma podobno wiele atutów i cech wyróżniających go od poprzednika oraz innych szefów spółek, ale w opinii tych którymi zarządza, na pierwszy plan wysuwają się: arogancja, buta, ostentacja, bezceremonialność, co uprawnia do konstatacji, że całość implikuje jedno słowo: niekompetencja.

Cały ten „dom wariatów”

Nic nie ilustruje lepiej nędzy prezydentury Wójcickiego, niż sposób realizacji inwestycji oraz trzy powyższe decyzje kadrowe.

Jeśli dorzucić do tego dyrektorki wydziałów: Ewę Hornik i Agatę Dusińską, a także skarbnik Agnieszkę Kaczmarek, to jest to właśnie kwintesencja „jakości” gorzowskich elit. Najtrudniejsze będzie poradzenie sobie w przyszłości z odbudowaniem autorytetu piastowanych przez nich funkcji, bo dotychczas wiceprezydentami i szefami instytucji miejskich zostawali najlepsi, a odstąpienie od tej reguły – jak widać na załączonych przykładach – nie wyszło miastu na dobre.

Hanna Błauciak nie ma doświadczenia w samodzielnym prowadzeniu jednostki budżetowej, dlatego Prezydent zdecydował się nawiązać współpracę w trybie próbnym” – to nie żart, ale oficjalny komunikat nowej dyrektor Wydziału Promocji UM Marty Liberkowskiej. Poza dyskusją bardzo ładnej i jeszcze piękniej prowadzącej akademie, ale czy...nieważne.

Stosunek do tego wszystkiego koalicjantów Wójcickiego: Platformy Obywatelskiej, Prawa i Sprawiedliwości oraz SLD, to szczyt obłudy. Oficjalnie klepią go po plecach, ciesząc się z radości swoich nominatów: Sujaka i Radzińskiego, a za plecami ostrzą noże, by wbić mu je za kilka miesięcy między żebra.

I KILKA POZYTYWÓW...

Żeby nie było zbyt pesymistycznie.

W mieście nad Wartą, poza Jackiem Szymankiewiczem, Hanną Gill-Piątek, Eugeniuszem Kurzawskim, Tomaszem Gierczakiem czy niepracującą już w Urzędzie Miasta Sabiną Ren, nie było w tej kadencji zbyt wielu trafnych decyzji personalnych, ale posada dyrektora Filharmonii Gorzowskiej dla Mariusza Wróbla, to złe wrażenie zaciera. Jego publikacje, wykształcenie oraz dorobek, malują obraz człowieka wybitnego, ale pamiętać należy, że przyjdzie mu pracować w otoczeniu z którego jemu podobnych „wypłukano”. 

Zderzy się zapewne z murem oporu, niekompetencji oraz „załatwiaczy”, którzy w mieście nad Warta prą do przodu jak czołgi, a szkody wyrządzone przez nich w ostatnich latach Gorzowowi, są większe niż te wyrządzone przez Armię Radziecką w 1945 roku.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...