Formalnie małżeństwo dalej istnieje i zostanie tak bardzo długo, bo
Gorzów i Zielona Góra liczą się tylko razem. Problem w tym, że jedna ze stron
chcial zrobić „skok w bok” - oszukać
podstępnie drugą - a na początek skubnęła portfel i pobiegła do „notariusza”, by cichaczem pozbawić partnera części majątku. Do
zdrady i oszustwa ostatecznie nie doszło, lecz zadra pozostała. Od teraz – mimo
kilku lat względnego spokoju – każde będzie żyło swoim życiem, życząc sobie nawzajem
jak najgorzej, a może nawet lukając za kimś innym.
Charakterystycznym
znakiem rządów Prawa i Sprawiedliwości jest zarażanie wszystkich obszarów życia
wzajemną nieufnością do siebie – tak było dotychczas w kraju, ale niestety ta
PiS-owska „opryszczka” zaczęła
zarażać także w Lubuskiem.
Wachlarz ekscesów i głupich ruchów „dobrej zmiany” w tym regionie –
szczególnie w dyscyplinie zawłaszczania administracji - jest całkiem spory, ale
awantura o Izbę Administracji Skarbowej była niepotrzebna, szkodliwa dla
budowania relacji pomiędzy dwoma stolicami regionu i na pewno wyrządziła
gigantyczne szkody na przyszłość. Jeżeli Gorzów chciał coś podstępnie ugrać –
do czego miał prawo, ale nie w taki sposób i przy udziale wiejskich amatorów ze
Strzelec Krajeńskich i Deszczna – to zapewne teraz znacznie więcej straci.
Nigdy nikt nie
podarował żadnemu miastu rozwoju i sukcesu, a tym bardziej prawdziwej
stołeczności, chociaż gorzowscy politycy przez chwilę zamarzyli o takim
podarunku, a Izba Administracji Skarbowej – podstępnie zabrana z Zielonej Góry do
Gorzowa – miała być początkiem takiej „darmochy”.
„Jestem zdziwiony niską kultura polityczną
polityków z Zielonej Góry. Nikt nic nie przenosi, bo Krajowa Izba Skarbowa to
nowy urząd i będzie przy wojewodzie” – mówił jeszcze dzisiaj rano w Radiu
Zachód Sebasian Pieńkowski z PiS, a
więc człowiek, który swoim życiorysem zaprzecza tezie Gottfrieda Wilhelma Leibniza: „Dlaczego
istnieje <coś>, a nie istnieje <nic> ?”, gdyż jest żywym
przykładem tego, że „nic” może
istnieć i mieć się bardzo dobrze.
„Pozyskanie do Gorzowa IAS, to efekt mojej dobrej współpracy z wojewodą(...).
Będziemy mieli siedem pięter dla tej inwestycji” – mówił trzy dni temu
prezydent Gorzowa Jacek Wójcicki, by
dziś oblewać się wstydem – choć wstydzić za niego powinni się raczej mieszkańcy
– i twierdzić: „Poczekajmy na oficjalne
stanowisko i wtedy jakoś bardziej będziemy komentować, a teraz trzymam się tego
co udało się ustalić z minister Rafalską i wojewodą Dajczaka”.
„Funkcjonowanie IAS blisko wojewody, to
dobry kierunek, który pozwoli funkcjonować jej jeszcze lepiej” – to już
głos gorzowskiego „Misiewicza” Pawła Ludniewskiego.
Patronami tej
obciachowej akcji pod tytułem: „Zabieramy
Zielonej Górze” czy też „Przywracamy
paradyską normalność”, są oczywiście Elżbieta
Rafalska i Władysław Dajczak, którzy
znajdą na użytek dziennikarzy jakieś wyjaśnienie - choć zdaje się iż „sypnął ich” w swojej konstatacji
Wójcicki.
Najbardziej
żenujące jest to, że cała sprawa „trzydniowej
wojny lubuskiej” obnażyła anachronizm myślenia gorzowskich polityków o
administracji, co powinno niepokoić. Jeśli minister, wojewoda, prezydent
miasta, posłowie lub radni, postrzegają nową administracje przez pryzmat
budynków, miejsca ich lokalizacji oraz bliskości tego lub innego urzedu, to
znaczy, iz reprezentują poziom umysłowy mieszkańców „Biskupina”.
Dziś
organizacja biznesowa może mieć swoją główną siedzibę w USA, posiadadać centrum
rozliczeniowe w Polsce, faktury drogą elektroniczną wystawiać z Indii, a ich
reklamacje rozpatrywać w Belgii, podczas gdy kierownictwo firmy będzie się
komunikować przy użyciu nowoczesnych urządzeń teleinformacyjnych. Tak postępują
już niewielkie firmy w Lubuskiem, ale politycy z Gorzowa oferujący „siedem pięter w <Przemysłówce>”
tego nie rozumieją, bo od 20 lat zajmują się tylko polityką. Nie wróży to
dobrze na przyszłość.
Jedna
niewielka instytucja, jedna sytuacja, a tak wielka kompromitacja. Stara i
rozumiejąca tylko rozdawnictwo minister Rafalska, położyła na szali przyszłość
województwa, licząc na poklask klakierów, którzy zdali egzamin na piątkę - padło tyle niepotrzebnych słów i wywołano tyle złych emocji, że nie udało się to dotychczas największym wrogom Lubuskiego.
Pozostaje pytanie: czy ktoś taki jak Władysław Dajczak może, powinien i potrafi być reprezentantem rządu na całym terenie województwa lubuskiego ? Odpowiedź brzmi: niestety nie...
Pozostaje pytanie: czy ktoś taki jak Władysław Dajczak może, powinien i potrafi być reprezentantem rządu na całym terenie województwa lubuskiego ? Odpowiedź brzmi: niestety nie...