Przejdź do głównej zawartości

Jędrzejczak: Szkoda Gorzowa dla "picera" z Deszczna !

Jacek Wójcicki, którego znam przecież z innymi samorządowcami od lat, był przez nas uważany za jednego z największych „picerów”. Centrum Edukacji Zawodowej jest zagrożone. Po co robić projekt szkoły całkowicie od nowa i wydawać na to pieniądze, skoro cała koncepcja została zrobiona znakomicie i te dokumenty są  w Urzędzie Miasta. Profesor Wolińska szanuje się, a widząc, iż obecna władza nie jest zainteresowana kulturą, podjęła odpowiednią decyzję. Kulturalne potrzeby prezydenta Wójcickiego są zaspokajane każdego roku na bulwarach podczas miejskich „przytupanek”.


Rozmowa z byłym prezydentem Gorzowa, obecnie członkiem Zarządu Województwa TADEUSZEM JĘDRZEJCZAKIEM.

Nad Wartą: „Pogdybajmy”:  co by było gdyby Tadeusz Jędrzejczak dalej był prezydentem Gorzowa ? Czy tam, gdze planowane było Centrum Edukacji Zawodowej, trwałyby prace, czy byłoby tak, jak jest dzisiaj – hulałby tam wiatr ?

Tadeusz Jędrzejczak: Nie hulałby, bo my rozpoczęliśmy realizację projektu dla trzech szkół. Chce podkreślić, że to jest największa dotacja w regionie, jaką zarząd wojewódzki z pieniędzy pomocowych udzielił na rozwój szkolnictwa zawodowego dla samorządu. Co by się tam dzisiaj działo ? Realizowalibyśmy to niezwykle ważne dla przyszłości Gorzowa przedsięwzięcie, bo koncepcja była gotowa.

N.W.:  To w czym problem, skoro wszyscy wiedzą, iż jest to kluczowa inwestycja dla Gorzowa, a mimo tego, nie dzieje się nic. Radni pytają prezydenta o wszystko, ale nie o to co jest naprawdę ważne ?

T.J.: Radnych pominę, bo w większości nie mają pojęcia o tym, co dzieje się w mieście. A dlaczego nic się nie dzieje ? Po pierwsze, nowemu prezydentowi nie spodobała się koncepcja, którą przygotował jego poprzednik, choć nawet do niej nie zaglądnął i nie zainicjował dyskusji. Sprawa druga, to opór dyrektorów szkół: „Mechanika”, „Elektryka” oraz „Budowlanki”, bo oni dalej chcą pełnić swoje dyrektorskie funkcje. Jedna z pań nauczycielek powiedziała mi kiedyś w teatrze, że byli przeciw, bo jej nie interesuje postęp w gorzowskiej oświacie, ale to, czy będzie mogła dalej pracować w danej szkole. Ponieważ w mieście panują dziwne układy, zlecono nowy projekt i ogłoszono nowy przetarg, choć skończy się tym, iż ten nowy projekt będzie bliźniaczo podobny.

N.W.: Można odnieść wrażenie, że wielu zapomniało jaka była idea Centrum Edukacji Zawodowej, a co za tym dalej idzie – nie mają pojęcia, jak wielką katastrofą jest każdy rok opóźnienia...

T.J.: To prawda.  Idea była zbudowana w oparciu realia, w których zmienia się gospodarka w Europie i Polsce, a to wymagać będzie fachowców operujących nowym rodzajem wiedzy oraz nowych kierunków nauczania. Myśmy zaproponowali rozwiązanie, które miało być umiejscowione wzdłuż ulicy Warszawskiej i dalej Sikorskiego, przy których miało powstać Centrum Edukacji Zawodowej. Koncepcja obejmowała trzy kierunki. Podstawowy, a więc uwzględniający, to wszystko co dzisiaj dzieje się w „Budowlance” - w połączeniu z warsztatami samochodowymi i nauką obsługi samochodów. Drugi kierunek miał być związany z szeroko rozumianą mechaniką, bo po to robiliśmy w mieście warsztaty oraz inwestowaliśmy w urządzenia, które znajdują się teraz w Centrum Kształcenia Ustawicznego przy Pomorskiej, by to później wykorzystać. I trzeci podstawowy kierunek, moim zdaniem lider – to sprawy związane z nowymi technologiami informatycznymi, które są na dzisiejszym rynku pracy kluczowe.

N.W.: Czy to nie tylko słowa ?

T.J.: Oczywiście, że nie. To konkretny projekt i koncepcja, w której były trzy rodzaje warsztatów i szkoła do której miało chodzić od tysiąca do nawet półtora tysiąca uczniów. Ideą było to, że dzięki absolutnie najlepszemu wyposażeniu CEZ oraz jakości kształcenia, korelowałoby to z jednym z wydziałów dawnej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Ta uczelnia odgrażała się kiedyś, że będzie prowadziła kierunki inżynierskie i my chcięliśmy stworzyć bazę, łącznie z zajęciami praktycznymi i laboratoriami. Wszystko było pomyślane w ten sposób, że Centrum Edukacji Zawodowej jako jeden zespół miał odpowiadać na zapotrzebowanie rynku pracy i to nie tylko na dziś, co bardziej na jutro w zakresie nowoczesnych technologii.

N.W.: Ale to tylko jedna część projektu ?

T.J.: Oczywiście, że tak, bo obok miało powstać Centrum Edukacji Artystycznej, połączone z Filharmonią Gorzowską. Po to był właśnie ten duży parking z którego radni kpili, by od poniedziałku do piątku mógł służył tym szkołom, a także teatrowi oraz filharmonii.

N.W.: Za tym kryła się jakaś głębsza myśl, czy tylko chęć stawiania pomników po sobie ?

T.J.: To gadanie o pomnikach, to jakaś bzdura. Chodziło nam o to, by przyszła Akademia Gorzowska miała dwa gotowe obiekty. Kiedy budowaliśmy „Slowiankę”, to radna, a dzisiaj minister Rafalska, też krzyczała, że to kosztowny pomnik, ale czas przyznał nam rację.

N.W.: Prezydent Wójcicki mówi, że CEZ to „wydmuszka” - jakaś tam idea - ale bez konkretów, choć sam konkretów nie przedstawia żadnych.

T.J.: Tak mówią ludzie, którzy nie mają żadnych horyznontów. Powiem dlaczego tak mówią: ta inwestycja jest niestety zagrożona !

N.W.: Pan sobie jaja robi ! Najważniejszy projekt, ważniejszy niż gówniana hala sportowa oraz inne bzdety oraz zachcianki radnych, jest zagrożona ?

T.J.: Na bezkonkursowy rozdział środków pomocowych terminy upływają w marcu. Jeśli więc nie będzie dokumentów - a takie jest zagrożenie - na podstawie których zarząd województwa będzie mógł bezkonkursowo przydzielić środki na Centrum Edukacji Zawodowej, to zostaną one skierowane na tryb konkursowy. To będzie koniec marzeń.

N.W.: Prezydent chce wszystko przeprojektować od nowa.

T.J.: Po co robić projekt szkoły całkowicie od nowa i wydawać na to pieniądze, skoro cała koncepcja została zrobiona znakomicie i te dokumenty w Urzędzie Miasta są – łącznie z opisem klas językowych, salami katechetycznymi czy sportowymi, a także modernizacją budynków zabytkowych. Jest gotowy projekt na dobrą szkołę z fantastycznym wyposażeniem, projekt kosztowny, ale jak to ma być najlepsza szkoła, to musi również kosztować.

N.W.: Mówi pan o CEZ, a czy odejście Moniki Wolińskiej z Filharmonii Gorzowskiej, będzie pierwszym krokiem do likwidacji pomysłu Centrum Edukacji Artystycznej ?

T.J.: Na to się zanosi, a prezydent Wójcicki decyzję już podjął.

N.W.: Ale to szkodliwa decyzja ?

T.J.: Oczywiście, że tak, bo on nie jest zainteresowany rozwojem kultury. Jego kulturalne potrzeby są zaspokajane każdego roku na bulwarach podczas miejskich „przytupanek”. Profesor Wolińska związała się z naszą filharmonią, chcąc tu rozwijać siebie oraz orkiestrę, a potraktowana została brzydko. Okazało się, że tu nie chodzi o to, by orkiestra podnosiła swój poziom, ale o załatwienie paru prywatnych interesów. Nikt poważny, a szczególnie artysta tej rangi, nie pozwoli sobie, aby ludzie bez słuchu decydowali za niego z kim będzie występował na scenie. Opowieści kilku niedouczonych ludzi, że to orkiestry wybierają sobie dyrygentów, to jakiś absurd. Herbert von Karjan miał umowę dożywotnią i dzięki temu, muzycy nie mogli dyskutować na temat repretuaru i stylu, a przecież ta orkiestra była najlepsza na świecie.

N.W.: Kurcze, ale nie trzeba być znawcą, by dostrzec, że odejście Wolińskiej to strata.

T.J.: Ale trzeba mieć godność i honor, której obecne władze nie mają. Profesor Wolińska szanuje się, a widząc, iż obecna władza – ta wybieralna oraz administracja - nie jest zainteresowana kulturą, podjęła odpowiednią decyzję.

N.W.: Padają zarzuty niektórych radnych, że wybudował pan Filharmonię Gorzowską „za miastem”, choć nie jest tajemnicą, iż pierwsza koncepcja była całkiem w centrum.

T.J.: Inaczej, pierwszy pomysł był inny, bo to miało być coś całkiem  innego. Pierwsza koncepcja dotyczyła sali koncertowej dla miasta. Szukalismy miejsca i pierwszym był teren po drugiej strony Warty, tam gdzie obecnie znajduje się „NovaPark”, ale z uwagi na koszty jakie musielibyśmy ponieść, zrezygnowaliśmy z tego. Chcieliśmy wybudować salę koncertową tu, gdzie była „centrala rybna”, ale właściciele tak szybko wszystko zmieniali – łącznie z warunkami – że traciło to sens.

N.W.: Dobra, zmieniam temat, bo pana wizje można spisywać godzinami. Dlaczego wizji nie ma nowa władza ?

T.J.: To nie do mnie pytanie.

N.W.: Wiem, a więc inaczej: można się miasta nauczyć w rok lub dwa, bo prezydent Wójcicki chyba jeszcze nie czuje o co tu chodzi ?

T.J.: Powiem uczciwie, że ja do dzisiaj nie znam wszystkich ulic i nie wiem, gdzie one się znajdują.

N.W.: Czyli nie da się nauczyć miasta w chwilę ?

T.J.: Chodzi o coś innego. Sprawowanie władzy w takim mieście jak Gorzów, musi polegać na tym, że potrafi się identyfikować problemy, a potem proponuje się ich rozwiązanie docelowo: nie półśrodki – ale konkrety na długie lata. Pokażę to na przykładach. Był problem komunikacyjny – zaproponowaliśmy Zachodnią Obwodnicę Gorzowa i dzisiaj przebiega tam droga ekspresowa S3, a więc problem został rozwiązany. Był problem z Trasą Średnicową – przebiliśmy się, mimo awantur, przez Park Kopernika i Park Słowiański. Był problem z kanalizacją – podjęliśmy decyzję o modernizacji oraz dostarczaniu wody do Gorzowa i gmin ościennych, a problem został rozwiązany na 30 lat

N.W.: Teraz też się dzieje, aż cieżko przejechać przez miasto. Te remonty, to – przepraszam za kolokwializm – „rozpierducha” bez kontroli, czy front dobrze zorganizowanych robót ?

T.J.: Gołym okiem widać, że tu nie ma żadnego planu.

N.W.: Dobrze, ale pana zwolennicy mówią, że jest bałagan, ale przeciwnicy konstatują przeciwnie: nadrabia się zaległości po Jędrzejczaku.

T.J.: Tu działa się tak: sprzedaliśmy kilka nieruchomości, trochę pieniędzy na górce zostawił Jędrzejczak, to  zrobimy parę remontów, a ludzie się ucieszą. Te parę remontów w jednym momencie, sparaliżowały miasto. Widać też straty – środki ze „schetynówki” zostały cofnięte, a wiec to jest działanie na szkodę miasta. To co się dzieje na ulicy Warszawskiej, przechodzi jakiekolwiek ludzkie pojęcie, bo nie można w jednym czasie zablokować całego miasta.

N.W.: Prezydent mówi: jest źle, będzie jeszcze gorzej, ale to dlatego, iż musimy się śpieszyć z wykorzystaniem środków unijnych.

T.J.: To są bzdury, bo na te inwestycje, które są realizowane, nie ma środków unijnych i one nie są nimi objęte.

N.W.: Może to problem kadr. Pan po swoim poprzedniku zwolnił jedną osobę, a obecny prezydent zwolnił dziesiątki kompetentnych osób, zastępując je tzw. „zastępem z Deszczna” ?

T.J.:  Powiem tak: nie trzeba być z Gorzowa, by rządzić tym miastem, ale trzeba to miasto rozumieć. Nie da się go zrozumieć przez pryzmat jeżdżenia autobusem do szkoły, bo to za mało, trzeba problemy tego miasta czuć, potrafić je diagnozować oraz trafnie stawiać recepty. Problemy rozwiązuje się w taki sposób, że buduje się mosty czy kanalizacje, a także duże obiekty służące całej aglomeracji, a nie poprzez rozbebłanie inwestycji. Ja sobie nie wyobrażam, by za moich czasów, inwestycja nie była skończona w terminie, a tutaj się dzieją rzeczy, które nikomu nie przeszkadzają.

N.W.: To w czym problem ?

T.J.: Powiem wprost: Jacek Wójcicki, którego znam przecież z innymi samorządowcami od lat, był przez nas uważany za jednego z największych „picerów” jako wójt. On od zawsze niewiele potrafił i w układzie z radnymi Deszczna „żenił kit” mieszkańcom, a oni to przyjmowali. Pamiętam czasy ustawy o wywozie śmieci i sytuację, gdy wójt Wójcicki trzymał w ręku telefon i niby z kimś rozmawiał, a potem okazywało się, iż była zmiana ulic w Deszcznie i nie było wiadomo, gdzie śmieciarki mają jeździć. Pamiętam jak robiliśmy projekt z PWIK, gdy gmina Deszczno pod jego kierownictwem, nie wywiązała się z obowiązku wykupienia nietruchomości. Nie dziwię  się, że w Gorzowie jest tak samo, bo przecież to jest ten sam człowiek i „picer”.

N.W.: Ale współpracowników ma dobrych, bo Radzińskiemu to podobno pan, jako pierwszy, proponował posadę wiceprezydenta.

T.J.: Tak, ale ze złości. Z nim był problem taki, że miał propozycję z PiS-u, aby kandydować na radnego i obnosił się z tym, a ponieważ znałem go jako takiego „gorzowskiego nacjonalistę” i człowieka kochającego Gorzów, to sobie pomyślałem, że szkoda chłopa. Zaproponowałem mu miejsce na liście i został radnym, ale po paru miesiącach okazało się, że jest moim największym opozycjonistą. Chodził i opowiadał bzdury, a więc zaproponowałem mu wiceprezydenturę. Nie zgodził się, bo wiedział, że trzeba będzie coś robić. Przy Wójcickim mu pasuje, bo przy tym stylu i poziomie, że asfalt musi wystygnąć czy ziemia musi odpocząć, by realizować inwestycje, to on się odnajduje.

N.W.: Jednooki wśród  ślepców ?

T.J.: Dokładnie. To jest taka ekipa, która przegląda kartki w kalendarzu i cieszy się, gdy ich ładnie pokażą w TELETOP.

N.W.: Szkoda Gorzowa ?

T.J.: Szkoda, bo to co przygotowaliśmy i nawet po sobie zostawiliśmy, miało być dopięciem całego centrum. Jest problem z rozwojem miasta, bo wszystkie miasta poza Warszawą się wyludniają. Planuje się poszerzenie Warszawy, poszerzono granice Opola i poszerzono granice Zielonej Góry. Jeżeli mamy sytuację taką, że w Różankach, Chwalęcicach, Kłodawie , Bogdańcu czy Baczynie, mieszkają ludzie którzy tam się wybudowali i tam płacą podatki, ale korzystają z infrastruktury miejskiej, to siłą rzeczy miasto rozwijające się powinno poszerzyć swoje granice o te miejscowości. My o tym rozmawialiśmy...

N.W.: ...ale zablokował to Jacek Wójcicki.

T.J.: Bo on nie wiedział o czym mówi. Działał na zasadzie kontry, bo chciał być prezydentem.

N.W.: Czyli lepsze już było ?

T.J.: Mi chodzi o coś innego. Szkoda Gorzowa, bo te szanse, które były, one już nigdy nie wrócą. Nie wróci czteropasmowa Kostrzyńska, nie wróci Centrum Edukacji Zawodowej i nie będzie Centrum Edukacji Artystycznej, ani Miejskiego Ośrodka Sztuki – jak go planowaliśmy – i nie będzie młodych ludzi w hali na Przemysłowej. Jak tego nie będzie, to zostaniemy w tym samym punkcie w którym byliśmy.

N.W.: Będziemy w sam raz.

T.J.: W sam raz do poziomu tej ekipy. Ja czekam tylko na dwie decyzje: kiedy prezydent Wójcicki zacznie budować Północną Obwodnicę Gorzowa, a także kiedy przez Wartę wzdłuż mostu kolejowego – tak jak zapowiadała pani Marta Bejnar-Bejnarowicz i cała ta grupa pseudospecjalistów –powstanie most o którym mówiłem, że on nigdy nie powstanie, bo nie może powstać z punktu widzenia prawa. Taką mamy sytuację w mieście. Łatwiej było tym ludziom ubrać fontannę w wełnę i zamienić kawałek parkingu w trawnik, niż zrobić coś sensownego dla miasta. Nie rozwiązali żadnego problemu, poza problemami kumpli oraz znajomych, którzy mają problemy rozwiązane poprzez „frukty”, które płyną z gabinetu prezydenta.


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...