Przejdź do głównej zawartości

"Elyta" broni się jak może

Powszechne oburzenie na istnienie parlamentarnych immunitetów jest w części zasadne, ale bardziej pożądane jest obrzydzenie zachowaniem samorządowców, którzy broniąc swoich kolegów przed rynkowymi mechanizmami - mylą „działalność radnego” z „prywatnym interesem radnego”. Kolejny prawnik, polityk Platformy Obywatelskiej i tzw. „elyta”, który jest pociechą dla biednych i głupich…

…bo okazuje się, że mądrzy też zachowują się w sposób żenujący, prymitywny i partykularny. Powinno być tak: jeśli działalność radnego narusza interesy jego pracodawcy, to – aby ten miał przysłowiowy „parasol ochronny” - prawo powinno go bronić przed pozbawieniem pracy w okresie pełnienia mandatu. Tyle standardów, bo one nijak się mają do dzisiejszej decyzji Rady Miasta w Zielonej Górze, a także wcześniejszych decyzji - i w sprawie innych radnych - Rady Miasta w Gorzowie. We wszystkich trzech przypadkach samorządowy „immunitet” posłużył do obrony prywaty, własnych pieniędzy i nie miał nic wspólnego z pełnieniem funkcji samorządowca. O co chodzi ? Mecenas Adam Urbaniak, to nie tylko uznany i szanowany prawnik, ale także etatowy doradca Banku BGŻ oraz platformerski przewodniczący Rady Miasta w Zielonej Górze. W banku ma pół etatu, ale instytucja ta – w ramach standardowych procedur oszczędnościowych – zamierza zamienić mu ów angaż na jedną ósmą etatu. I chociaż sprawa nie ma żadnego związku z jego pracą w charakterze samorządowca, to prawo wymaga, by opinię – także w takich przypadkach - wyrażały samorządy. Te zaś, każdy z radnych z osobna i na wszelki wypadek, zresztą bez względu na przynależność partyjną, zawsze swoich kolegów bronią. „To jest kolesiostwo. Denerwuje mnie to, że w przypadku przewodniczącego i jego zwolnienia zabieramy glos, a nie zabieramy go w przypadku innych pracowników. Wygląda to tak, że obchodzi nas los naszego przewodniczącego, ale reszta pracowników nas nie obchodzi” - uważa polityk Twojego Ruchu Filip Gryko. Rada etat swojego szefa obroniła, a podobnie żenujące sytuacje miały w przeszłości miejsce również w mieście nad Wartą. Prawicowemu pseudoideowcowi z Prawa i Sprawiedliwości Romanowi Sondejowi nie przeszkadzał fakt pełnienia funkcji Lubuskiego Kuratora Oświaty w administracji kierowanej przez Platformę Obywatelską, choć nominację odbierał od wicepremiera Romana Giertycha, a gdy wojewoda Helena Hatka chciała go z przykrego obowiązku pracy z ministrami rządu Donalda Tuska uwolnić i wystąpiła o odpowiednią zgodę do gorzowskiej Rady Miasta, ta jednogłośnie opowiedziała się przeciwko, powołując się przy tym na „samorządowy immunitet”. Obrońcami byli ludzie z tej samej gliny co ówczesny kurator i bynajmniej, nie bronili tylko kolegi, lecz również najbliższych. „Wojewoda w swoim wniosku nie podała żadnych powodów odwołania pana Sondeja” – perorował w 2008 roku „dietetyczno-spółkowy” radny Mirosław Rawa z PiS dając tym samym do zrozumienia, że kolega powinien być jak on: nie ważne z kim, nie ważne gdzie i dla kogo, ważne żeby płacili. Posady radnego Sondeja bronił nawet dzisiejszy wiceprezydent Stefan Sejwa: „Mógłby sam podać się do dymisji, ale osobiście proszę go, by tego nie robił. Pan Sondej posiada niekwestionowaną wiedzę merytoryczną, gwarantuje rozwój lubuskiej oświaty, jest kreatywny”. Kolejny raz rada użyła „immunitetu” do obrony kolegi w przypadku radnego PO, choć dzisiaj już znów PiS-u Marka Koseckiego. Nie z wnioskiem o zwolnienie, ale obniżenie wynagrodzenia w bankrutującym i zadłużonym szpitalu, wystąpił do Rady Miasta dyrektor Marek Twardowski. Chodziło o obniżenie wynagrodzenia do kwoty 2000 złotych, co też miało miejsce w kilkudziesięciu innych przypadkach. Wszyscy radni – z wyjątkiem mec. Jerzego Wierchowicza – byli oczywiście przeciw. Ujmując rzecz wprost – swój swojego nie ruszy: lepiej dzisiaj głosować za kumplem, to jutro kumpel zagłosuje za mną. To wszystko oczywiście w interesie publicznym …

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...