W sobotę były premier i lider Sojuszu Lewicy Demokratycznej
zainaugurował kampanię wyborczą przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w
okręgu zachodniopomorsko-lubuskim. Cokolwiek by o lewicowej liście nie
powiedzieć, to wydaje się być najbardziej komplementarną. Mankamentem jest zerowa
reprezentacja kandydatów z części północnej, ale z drugiej strony – jaka pozycja
polityków, taka reprezentacja na liście. Tu liczą się głosy osób znanych nie w
mieście, ale w regionie …
… a po dobrowolnej „banicji” eksposła Jana Kochanowskiego, gorzowskie struktury SLD nie dysponują ludźmi
szerzej znanymi poza miastem i powiatem. Tymczasem, idea tworzenia listy była
taka, by uniemożliwić odebranie głosów zasłużonemu dla województwa lubuskiego prof.
Bogusławowi Liberadzkiemu przez
dwójkę kandydatów Platformy Obywatelskiej: Dariusza
Rostiego i Bożennę Bukiewicz, a
także kandydatów Twojego Ruchu: Pawła
Piskorskiego i Jacka Bachalskiego.
Reszta w rozgrywce się nie liczy – Prawo i Sprawiedliwość weźmie swoje, a
Polskie Stronnictwo Ludowe odlicza dni do momentu w którym zostanie „odspawane” od dalszej możliwości instytucjonalnego
rozkradania struktur państwa. „Polska
traci miliony euro nie wykorzystując europejskich funduszy. My z tych nowych
funduszy niewiele weźmiemy. Będziemy wydawać środki z lat 2007-2013, a dowodem
tego jest wydanie tylko 800 milionów na kolej, choć otrzymaliśmy ponad 4
miliardy” - mówił podczas sobotniej inauguracji najbardziej oddany
regionowi europoseł – choć ze Szczecina – profesor B. Liberadzki. Lewica mierzy
wysoko, bo – obiektywnie rzecz ujmując mocno na wyrost – chciałaby zdobyć dwa
mandaty i dlatego wystawiła w województwie lubuskim naprawdę najlepszych:
byłych wicemarszałków województwa: Edwarda
Fedko i Tomasza Wontora, a także
uznanego adwokata i eksposła Kazimierza
Pańtaka. Biorąc pod uwagę fakt, że dwie trzecie wyborców pochodzi z
południowej części regionu lubuskiego, a zagrożeniem dla lewicowej listy może
być jedynie poseł B. Bukiewicz z PO oraz „spadochroniarz” bez szans na mandat -
Paweł Piskorski, to wystawianie
kogokolwiek z północnej części regionu, byłoby bezsensowne. Co ważne, według
rozmówców NW wcale nie jest oczywista wygrana D. Rosatiego, a przepustkę do nieodpłatnych
lotów po całym świecie, może zdobyć ekscentryczna szefowa lubuskich struktur
PO, która w ostatnich wyborach do Sejmu zdobyła 38 tysięcy głosów. Jeśli
przyjąć, że ustępujący miejsca w PE Artur
Zasada zdobył mandat tylko z 28 875 głosami, to europejska emerytura
Bukiewicz jest jak najbardziej realna. „To
nie jest mój teren. Nie urodziłem się tutaj i tutaj nie mieszkam. W Lubuskiem
dostanę mniej głosów, ale w Zachodniopomorskiem może być lepiej” – mówił niedawno
Polskiemu Radiu były minister finansów, jakby zapominając iż lewica zdrajcom
nie wybacza, a w tym regionie jest szczególnie silna. Liczy na rozpoznawalną
twarz, ale w tej konkurencji lepsza byłaby córka Weronika Rosati, choć po sądowym zaaresztowaniu „Nocnika” Andrzeja
Żuławskiego, nawet jej akcje dołują. W Warszawie jest bardziej
rozpoznawalny, ale w ostatnich wyborach otrzymał tylko 59 tysięcy głosów, co
przy 38 tysiącach Bukiewicz w niewielkim Lubuskiem jest niczym. Sama
zainteresowana mocno się kryguje. „Na
wynik w naszym regionie zaważy wynik w całym kraju. Ja będę walczyła o drugi
mandat i taka szansa jest. Lubuskie powinno mieć swojego europosła z takim
doświadczeniem parlamentarnym jakie posiadam” – mówiła w Radiu Zachód. Dla
regionu i tak więcej zrobi prof. Liberadzki, ale mandat dla szefowej PO jest
raczej przesądzony. Dobrze to i źle – dobrze dla partii, samej zainteresowanej
oraz regionalnych polityków, którzy od niej odpoczną, a źle dla linii
lotniczych i parlamentarzystów czeskich. Już ją poznali …