Były działacz Platformy Obywatelskiej, a dzisiaj rzecznik gorzowskiego
Sojuszu Lewicy Demokratycznej oraz prezes miejskiej spółki, znów ma problem.
Ważni politycy określają to mianem „problemu
z tożsamością”, byli koledzy mówią o „problemie
z lojalnością”, a on sam uważa, że nic się nie stało…
…mimo iż otwarcie poparł
środowiska, które jego szefa, a nawet struktury partyjne, chętnie
wyeliminowałoby na długie lata z życia publicznego. „Nie jest dla nas <asem>, ale dostał duży kredyt zaufania, który
właśnie zaczyna topnieć” – mówi ważny działacz SLD, który nie był
zadowolony z faktu uczestnictwa rzecznika SLD Mariusza Domaradzkiego w inicjatywie antagonistów prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka pt. „Ludzie dla
Miasta”. „Albo nie czuje polityki, albo
po prostu szuka sobie miejsca na przyszłość, a tak się nie da. Nasi działacze
mają go trochę dość, bo sam nie wie czy chce być politykiem, urzędnikiem i z
kim chce grać, choć dopóki jest w GRH mówi, że z prezydentem” – dodaje
samorządowiec. Domaradzki jest dzisiaj prezesem Gorzowskiego Rynku Hurtowego -
a więc spółki podległej miastu – i chociaż prezydent ma do takich spraw
dystans, to według rozmówców NW oberwało mu się od „numeru 2” w Urzędzie Miejskim, a wiec wiceprezydenta Stefana Sejwy. „Usłyszał kilka konkretnych słów, że skoro angażuje się w inicjatywy
przeciwników polityki prezydenta, to gdyby miał tak dobre intencje, to mógł sam
zaproponować coś od siebie jako prezes miejskiej spółki, bo za coś jednak
bierze spore pieniądze” – mówi rozmówca NW. Chodzi o udział Domaradzkiego w
przedsięwzięciu aktywistów wspieranych m.in. przez Platformę Obywatelską,
którzy w Parku Róż zorganizowali happening, polegający na kopaniu i grabieniu
tamtejszego parku – prezes GRH pojawił się tam nie z urzędu, ale z sympatii i
nieskrywanej fascynacji obywatelską aktywnością, którą mógł już dawno objawić z
urzędu. „A dlaczego nie chce kandydować z
ramienia SLD do Rady Miasta ? Bo musiałby zrezygnować z funkcji prezesa
miejskiej spółki. A może chodzi o coś więcej ? Nie chce dać się zweryfikować w
wyborach, bo znów okaże się iż wcale nie jest z niego taki <kozak> i
opowiada Kurczynie bzdury o lojalności względem prezydenta, chociaż pokazał to
w Parku Róż” – dodaje polityk. Sporo w tym racji, choć sam zainteresowany
nie ma sobie nic do zarzucenia, a to oznacza iż polityka, to dla niego tylko
dodatek – choć na razie w formie kury znoszącej „złote jajka”. Tymczasem
wielu oponentów młodego działacza SLD ma mu za złe, że chciałby zbyt dużo,
zanim jeszcze cokolwiek dał od siebie. „Napisał
list do Wontora ze skargą, że nie uwzględniono go we wstępnych przymiarkach do
sejmikowej listy wyborczej, a do rady miejskiej nie może kandydować, bo
musiałby zrezygnować z pracy w GRH” – mówi rozmówca NW. Inna sprawa, że
wielu działaczy po prostu mu zazdrości – dobrej pracy, błyszczenia w mediach
oraz wejścia do polityki przebojem wprost z Platformy Obywatelskiej. Mówiąc
wprost: M. Domaradzki dostał kurę znoszącą jajka, ale – jak podkreśla wielu
polityków lewicy wypowiadających się na jego temat -w polityce trzeba mieć
jaja, a nie kurę. Sam zainteresowany zapewnia: "Raz już odszedłem z jednej partii, innych zmian nie będzie".