„Żądni krwi” politycy opozycji, obiektywni inaczej i karmieni
prokuratorskimi „przeciekami z szamba”
dziennikarze, a także sędziowsko-prokuratorski „Sanhedryn” – mają powody do wyrzucenia z domów i gabinetów wszystkich
lusterek. Dawno wiosna w Gorzowie nie była tak wielkoformatowa – objawiając się
nie tylko świetną pogodą, kolejnymi informacjami o pieniądzach dla miasta w
ramach nowej perspektywy budżetowej Unii Europejskiej, ale także w wymiarze
procesowym…
Mam świadomość postrzegania moich słów, jako nazbyt
serwilistycznych, ale nic nie poradzę na to, że oczywisty fakt iż prezydent Tadeusz Jędrzejczak ma powody do
wiosennej radości, bo bliski jest już nie tylko oczywistej niewinności, ale
także skompromitowania wymiaru sprawiedliwości, „stał się dzisiaj ciałem”. Najpierw cztery ważne cytaty, które
pokazują rzeczywistość, a jednocześnie dramat całej sytuacji w kontekście
procesowym i piąty – niemal satyryczny. Po pierwsze prokurator Ewa Cybulska, reprezentująca „firmę” mocno zaangażowaną i tyleż samo
skompromitowaną w aferze od początku do końca zaplanowanej w obszarze polityki,
a nie prawa. „Między władzami miasta i
przedsiębiorcami istniał układ. Bez przyzwolenia prezydenta i urzędników,
korupcja nie byłaby możliwa na tak wielką skalę” – mówiła dziennikarzom. Cytat
drugi, to wypowiedź „ulubienica”
politycznych oponentów prezydenta Jędrzejczaka, którego niektórzy na lewo i
prawo w partyjnych siedzibach przedstawiali niemal jak swojego „kumpla” – choć było to oczywistą
nieprawdą, bo przecież to niezawisły i doświadczony sędzia. „Materiał dowodowy
absolutnie i jednoznacznie potwierdza winę Tadeusza J. w trzech spośród
czterech zarzutów"
- uzasadnił w trakcie ogłaszania wyroku sędzia Dariusz Hendler, co dziś wydaje się jednak żartem. Także z
powodu cytatu trzeciego, który nie pozostawił wątpliwości, że sędzia Hendler,
nie do końca ocenił sytuację – wszystko oczywiście w ramach niezawisłości i
powagi sądu. „Sąd pierwszej
instancji pominął szereg okoliczności, do których powinien się ustosunkować.
Sąd nie dokonał analizy dokumentów, część zeznań potraktował pobieżnie” – to już głos
rozsądku sędziego Jarosława Jaromina
z Sądu Apelacyjnego w Szczecinie. I wreszcie ostatni cytat z piątkowego poranka.
„Sprawę niniejszą sąd przekazuje
w celu usunięcia istotnych braków
postępowania przygotowawczego” – skonstatował był gorzowski sędzia Rafał Kraciuk, ratując dobrą opinię
wymiaru sprawiedliwości i przywracając zwykłym ludziom wiarę w jego
niezawisłość i bezstronność. Ktoś nieznany, bez pracy, wpływów i pieniędzy na
adwokata, też może kiedyś zostać skazany tylko dlatego, że prokuratura będzie
chciała osiągnąć statystyczny „target”.
I wreszcie cytat satyryczny byłego szefa klubu radnych PiS Arkadiusza Marcinkiewicza, który po latach i w kontekście jego
moralnej postawy w sprawie Kina „Kopernik”, a także skandalicznych nagrań w
których „nagabywał” prezydenta miasta do działań wątpliwych etycznie, brzmi jak
dowcip. „Władze miasta z niewiadomych powodów zrobiły prezent
prywatnej spółce” – mówił w 2011 roku „Gazecie Lubskiej” A.
Marcinkiewicz, jakby oburzony, ale w gruncie rzeczy świetnie „grający” – czego dzisiaj nikomu tłumaczyć
nie trzeba. Cała sprawa chyba tylko dwa razy – moim tekstem w 2004 roku w „Gazecie
Lubuskiej” oraz w 2011 w dzienniku 66-400 - miała charakter czysto ludzki,
gdzie upomniałem się o wątek domniemania niewinności, a także szacunku dla
prezydenta jako człowieka. Bez odzewu, bo role na fortepianie
prokuratorsko-dziennikarskiej manipulacji były już ustalone. Stosowane przez gorzowskich polityków i niektórych „zaangażowanych” dziennikarzy, metody
ogłupiania społeczeństwa w trakcie relacjonowania tzw. „afery budowlanej”, a także czynienia z prezydenta Jędrzejczaka
przestępcy wielkiego kalibru, całkowicie usprawiedliwiają zakwalifikowanie tej
działalności do miana prymitywizmu. Najgorsze, że wszyscy antagoniści
Jędrzejczaka w tej sprawie, to najczęściej osoby posługujące się sakramentem komunii
świętej jako „posiłkiem regeneracyjnym”
– zwiększającym libido i poczucie pewności siebie. „Po 10 latach usłyszymy
werdykt, który zmieni krajobraz polityczny. Konsultowałem się z osobami
mającymi większą wiedzę prawną na ten temat i oni chóralnie twierdzą, że
dzisiaj zapadnie skazujący i potwierdzający ten wyrok, który zapadł w niższej instancji” – mówił 13 czerwca 2013 roku, a więc w dzień ogłoszenia wyroku w Sądzie
Apelacyjnym przewodniczący „Solidarności” Jarosław
Porwich. Kiedy sędzia go nie posłuchał, a co za tym dalej idzie - uniewinnił
prezydenta i częściowo zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia – czytaj:
absolutnie ją „uwalił” - bogobojni,
miłosierni i współczujący synowie Kościoła Rzymskokatolickiego uderzyli w inne
tony. „Sądownictwo w Polsce wymaga
reformy” – mówił niezadowolony szef PiS Sebastian Pieńkowski. Wtórował mu ekswiceminister spraw
wewnętrznych Marek Surmacz: „W żadnej z relacji nie znalazłem ustanego
uzasadnienia uniewinnienia prezydenta Jędrzejczaka z zarzutu korupcyjnego”. Można
też polecieć hipokryzją jak szef klubu
PO Robert Surowiec – rano pisać
SMS-y: „Tadeusz, trzymam za ciebie kciuki”,
a pół godziny po uniewinniającym wyroku konstatować: „Dla miasta to najgorsza decyzja”. Specjalistka od smoleńskich
wybuchów poseł PiS Elżbieta Rafalska
też miała swoją opinię: „Ten wyrok
pokazuje słabość polskiego państwa, słabość wymiaru sprawiedliwości, i w pewnym
stopniu też podważa do niego zaufanie”. Teraz
jest inaczej, a odesłanie jej do prokuratury właśnie przez sędziego R. Kraciuka,
to również poważny problem z podważeniem wiarygodności sądownictwa oraz personalnie
przewodniczącego, który procedował także w procesie przeciw gorzowskim SB-ekom oskarżonym o składanie fałszywych zeznań i
uwięzienie działaczy antykomunistycznej opozycji. Co teraz ? Bardzo wiele osób zadaje pytanie czy i kiedy pojawi się
książka, a także – czy będzie równie kontrowersyjna jak wpisy na blogu Nad
Wartą. Odpowiedź jest dosyć prosta: książka „prawie jest” – bo ciągle fluktuowała i czekała na epilog w Sądzie Okręgowym,
a po wydarzeniach z dzisiaj, jakiekolwiek czekanie jest już zbędne. Cynicznie
rzecz ujmując, można odpowiedzieć krótko: pojawi się w samym centrum letnio-jesiennych
wydarzeń, nie będzie w niej oskarżeń i pomówień, ale lustrzane odbicie tego co
miało miejsce w mediach, na salach sądowych oraz dokumentach, a przede
wszystkim – pokaże prezydenta takiego jakim jest: z wadami i zaletami. Mogę
obiecać jedno – od wakacji do momentu pojawienia się publikacji media mogą
liczyć na mniej lub bardziej obszerne fragmenty, tak zgodnie z taktyką i
filozofią, którą potajemnie stosowała prokuratura. Jest jednak pewna subtelna
różnica – w książce opisana jest prawda, a gdy w ostatnim tygodniu sierpnia
będzie ją można dostać do ręki, niektórym będzie tylko głupio i szybko będą
sprzedawać domowe lusterka. Na koniec dwa inne cytaty, ale tym razem głównego
bohatera prezydenta T. Jędrzejczaka. Pierwszy - po skazaniu na 6 lat więzienia
przez Sąd Okręgowy: „Jestem dobity ostatecznie, ale będę walczyć. Wyrok jest niesprawiedliwy.
Jestem niewinny!”. Drugi – po częściowym
uniewinnieniu przez Sąd Apelacyjny: „Bałem
się, choć wiedziałem o niewinności, ze względu na wysoką karę. Wierzyłem w
sprawiedliwą Polskę”. Decydując się na napisanie książki wiedziałem, że aby uniknąć
ewentualnych procesów i zwykłych nieprzyjemności będę się musiał mocno samoograniczyć,
dostosować do procesowego kalendarza, by nie zaszkodzić bohaterowi, a nade
wszystko – dla wielu stanę się „enfant
terrible”, a nawet „persona non grata”.
Stało się, ale gdy przypomnę sobie rozmowy niektórych polityków i dziennikarzy –
będzie o tym w książce – w których opcja: „Jędrzejczak
targnie się na swoje życie”, cynicznie rozpatrywana była na poważnie, z
przekąsem i wręcz z nadzieją, to wiem iż warto było stanąć od początku do końca po
stronie prawdy. Tak bezinteresownie i nawet za cenę przyjaźni oraz znajomości, gdy antagonistom Jędrzejczaka zabrakło zwykłego człowieczeństwa. Prezydentowi książka w
niczym nie pomoże - bo jest ciągle na pierwszym miejscu - moja rola to niewidoczne tło, ale stanie po stronie
człowieka, którego z braku argumentów chciano brutalnie unicestwić – często używając
argumentów niby "moralnych" – to powód do bycia dumnym, że w ogóle chciał ze mną
rozmawiać. Duma nie rozpiera zapewne wielu dziennikarzy, ale na szczęście wielu było przyzwoitych, bo oliwa zawsze sprawiedliwa, choć wszystko wymaga czasu ...
ROBERT BAGIŃSKI
Nad Wartą