Przejdź do głównej zawartości

DZIWNY ZWIĄZEK MADEJA ZE ZWIĄZKIEM...

Kłamstwo lub niedomówienia nie zawsze mają krótkie nogi, bo jeśli w rolę politycznego „Pinokia” wciela się lekkoatleta, a w dodatku skoczek wzwyż, to rośnie ono w oczach. Linia promocji kandydata zdegenerowanych i wciąż pazernych„elyt” jest na pierwszy rzut oka spójna: on jest bezpartyjnym społecznikiem, byłym wicewojewodą, a obecnie menadżerem dużej firmy i ma pomysł na pozyskanie biznesu, który sprawi iż ludzie w Gorzowie nie będą szli do „roboty”, ale do „pracy”, a co za tym dalej idzie – będą dobrze zarabiać. Jest jednak  problem z wiarygodnością ...

...bo niedawni podwładni kandydata Ireneusza Madeja, być może należą do wynagradzanych w mieście najgorzej, nie zawsze na czas i nie zawsze ze sztuką opisaną w przepisach. Póki co, tego nikt do końca nie wie, bo sam zainteresowany krytykuje wszystkich dookoła – prezentując umiejętności biznesowe - ale ani słowa nie mówi o firmie, którą do 1 października zarządzał. Inna sprawa, że w promocyjnych spotach wciąż przedstawia się jako szef firmy, choć faktycznie został zdegradowany, a jego miejsce zajął były policjant Lech Biernat.

NAJMNIEJ PŁACIŁ ? GDYBY TAK BYŁO TO ZROZUMIE NAJMNIEJ ZARABIAJĄCYCH ...

Wiarygodności miało mu dodać nie mniej fałszywe kropidło policyjnego kapelana, a także nietrzeźwy pomysł na wykorzystanie znaczka „Solidarności”, ale to powinno zobowiązywać, a nie usprawiedliwiać. Słusznie zauważył to lider gorzowskiego Prawa i Sprawiedliwości Sebastian Pieńkowski. „Pan Madej słusznie narzeka, że w naszym województwie zarabia się najmniej, ale nikt nie pyta, a on sam się nie chwali, ile w jego tak dużej firmie zarabiają ludzie. Czy to są najniższe pensje minimalne, czy to są PFRON-owskie ? Warto zapytać pana Dudę, czy ma świadomoś kogo popierają” – mówił w dzisiejszej rozmowie z red. Piotrem Bednarkiem.
         
       „Gdybyśmy mieli akademię, to mielibyśmy przemysł i nie bylibyśmy najgorzej opłacanym miastem” – mówił kandydat Madej podczas debaty „Gazety Lubuskiej”, a konstatacja „najniższe wynagrodzenia”, pojawia się w każdym innym jego wystąpieniu.

            Twierdzenie, że I. Madej jest kimś nieuczciwym lub nierzetelnym, byłoby grubym nadużyciem, a nawet niesłusznym oskarżeniem. Mówienie o tym, że kłamie wyrażając troskęć o niajmniej zarabiających pracowników, to opinia jak najbardziej uzasadniona. Nie widzi kierownictwo gorzowskiej „Solidarność”, bo tam brak trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość.

W „SOLIDARNOŚCI” SIĘ GOTUJĄ: TO ZDRADA IDEAŁÓW  !

Jest za to sporo uzasadnionych pretensji. „Porwich zdradził <Solidarność> i oszukał tych, którzy płacą składki na poczet jego wynagrodzenia, skoro skumał się z człowiekiem, który zarządza firmą, gdzie ludzie nie są traktowani zgodnie ze standardami o które my w związku walczymy” – mówi NW Ryszard Czekała, wieloletni członek Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność”, a obecnie wiceprzewodniczący komisji rewizyjnej Krajowego Sekretariatu Służby Zdrowia. „Mówiłem o tym Piotrkowi Dudzie, że powinniśmy się wstydzić tej sytuacji w Gorzowie i powtórzę to publicznie w piątek. To jest skandal, a Porwich bezpośrednio i pośrednio finansuje tą jego kampanię” – powiedział NW R. Czekała.

Jego zdaniem to skandal, że związek udziela logo „Solidarności” menadżerowi firmy, gdzie do dzisiaj nie udało się powołać komisji związkowej.

Mimo tego I.Madej w swoim wyborczym spocie deklaruje: Przedsiębiorcy i związki zawodowe mogą współpracować dla dobra mieszkańców”, co z deklaratywnego punktu widzenia brzmi nieźle, ale na stronach portalu opinii dla pracowników www.gowork.pl pod hasłem jego firmy wygląda to inaczej, a związkowcom powinno dawać wiele do myślenia.

 „Nie liczą się tu ludzie. Dziwne, że PFRON nie sprawdzi w jakich warunkach pracują ludzie z drugą grupą” – pisze pracownik firmy w której I. Madej był do października prezesem. „Ludziom płącą ochłapy, to panowie, którzy załatwiają interesy” – to już inna opinia. „Róbcie co chcecie, mówcie co chcecie. Ja nie dostałem kasy za 2012 rok, a są tacy co dostali za styczeń i wszystko”- napisał pracownik „Ja nie dostałem kasy wcale, a nie tylko za grudzień” – dodał inny. W sumie spośród kilkudziesięciu opinii tylko jedna jest „pozytywna”: „Płaca minimum ustawowe i nic więcej. Łamią włąsny regulamin i ustawy za nadgodziny”.
  To tylko opinie, anonimowe, ale jakże powszechne, skoro temat podniósł ważny polityk PiS.

W tym kontekście, a także w interesie społecznym, zasadnie brzmi oczekiwanie przewodniczącego Pieńkowskiego. „Mam nadzieję, że pan Duda zada pytania panu Madejowi. Proszę zauważyć, że  <Solidarność> z jednej strony walczy o coraz wyższe pensje, a z drugiej strony, nikt się nie chce dowiedziec ile zarabiają ludzie, którzy pracują w firmie pana Madeja” – uważa szef sztabu kandydata na prezydenta Gorzowa Marka Surmacza.

Jego opinię podzielają związkowcy. „Brak słów. Nie chcę się na ten temat teraz wypowiadać. Przyjdzie czas, że kilka słów powiem i będą to dla niektórych słowa bolesne, bo <Solidarność> to nie naklejka na oranżadę, ale organizacja bliska ludziom pracy”– twierdził w rozmowie z NW najpopularniejszy spośród gorzowskich związkowców Andrzej Andrzejczak z NSZZ „Solidarność” w Szpitalu Wojewódzkim.

Działacze zadają odważnie także inne pytania: „Czy kampanijne kursy naszego służbowego samochodu zostaną wpisane w koszty kampanii Madeja do sejmiku ? Może ktoś powie co się stało i komu zostały pożyczone pieniądze Fundacji dla Solidarności ?” – pyta wiceprzewodniczący Czekała.

TO JAK Z TYM UPARTYJNIENIEM ? ZERO WIARYGODNOŚCI...

         Towarzyszące solidarnościowym manifestacjom hasła: „Precz z komuną” lub „Godna płaca”, stają się w kontekście sojuszu Porwicha z Madejem kpiną i szyderstwem z „Solidarności” oraz jej członków. Podobnie zresztą jak konstatacje tego drugiego, że: „Ludzie mają dość partii. Mają dość darmozjadów”, bo sam owym darmozjadem bardzo długo był, a nawet wszystko – z wyjątkiem sportowej kariery – temu zawdziecza. Wszystko brzmi więc komicznie, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że jeszcze w czerwcu br. I. Madej był formalnie członkiem Prawa i Sprawiedliwości.

Tymczasem 13 marca br. w Radiu Zachód mówił: „Kwestia upartyjnienia jest coraz gorzej oceniana”. Z każdym dniem było bardziej odważnie. „Ja poglądów nie zmieniam. Będąc wicewojewodą, byłem członkiem PiS-u”- mówił 20 marca 2014, by 2 lipca br. mówić jeszcze dosadniej: „60 procent nie chce szyldu partyjnego, a ostatnie afery taśmowe dają społeczeństwu asumpt, by mówić: <Stop partyjniactwu!>. Tak, koniec z partyjniactwem i politykierstwem!”.

     Wszystko okazuje się wielkim kłamstwem, a cała działalność nietrafionym „politycznym biznesem”, bo może wyborcy nie znają się na polityce i nie lubią partyjnych kłótni, ale kłamstwo i fałsz wyczują na odległość.

Pan Madej jeszcze w czerwcy był członkiem PiS” – potwierdził NW S. Pieńkowski. Redaktor Bogdan Sadowski zapytał w porannej rozmowie: „Był pan wicewojewodą dzięki PiS-owi ?”. Ten szybko udowadnił, że lojalność to nie jest jego najlepsza cecha. Pokazał też wyborcom z „Solidarności” na jak wiele po wyborach mogą liczyć: „Nie dzięki partii. Każdy z nas musiał przejść egzamin w Krajowej Szkole Administracji Publicznej i ja ten egzamin zdałem”. Nic dodać i nic ująć.

       Jutro szef "Solidarnosci" Piotr Duda ma oficjalnie poprzeć kandydata komunistów, opozycjonistów i związkowców na prezydenta, a spotkanie "przedstawiciela ludzi pracy" - z "ludźmi pracy", ma się odbyć o godzinie 12.00. Inaczej mówiąc - wtedy kiedy "ludzie pracy" mają dużo czasu wolnego.

         Teraz z innej beczki i w innej sprawie. Rozmowa jednego z gorzowskich kandydatów na prezydenta z jednym z ważnych przedsiębiorców z zapleczem gastronomicznym nad Wartą. „Może byś wsparł mnie w kampanii ? Jak wygram, to wiesz, możesz liczyć na odwzajemnienie się”. Odpowiedź uczciwa i mądra: „Słuchaj, czyli jak wygrasz, to przetargów już nie będzie ?”. Zapadła cisza, a festyn pewnej organizacji się odbył, ale był opłacony...

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...