Przejdź do głównej zawartości

Kompromitacja prokuratury, sukces Guzendy. Kiedy reforma ?

Polityczna uległość prokuratorów dzialających „na zamówienie” nie różni się niczym od tej, którą charakteryzują się „płatni mordercy”. Co prawda, nie ma takich prokuratorów wielu, ale jak się już trafią, to okazują wyjątkowymi kanaliami. W obu przypadkach chodzi o wyeliminowanie przeciwnika lub przeszkody: prokuratorzy otrzymują zlecenia od polityków – i często je przyjmują, bo nagrodą może być awans. Płatni mordercy są wysyłani przez szefów mafii – i zlecenia przyjmować muszą, a nagrodą jest goła laska lub dobra kasa.
Egzekucja prokuratury miała byc publiczna i spektakularna. Tak działają ludzie
w togach, którzy mają się za lepszych od polityków...
Różnica jest taka, że „płatni mordercy” się nie mylą, wykonują swoją pracę profesjonalnie, a ofiara nie cierpi. Prokuratorzy wykonujący zlecenia „na zamówienie” kluczą i kombinują, a ich ofiara cierpi, traci zdrowie, a gdy już sędziowie zrozumieją, że jest nie tak – to ofiara jeszcze żyje, ale jest już u schyłku załamania zdrowotnego i podlega społecznemu ostracyzmowi.
Dokładnie tak było z ekswiceprezydentem Gorzowa Mariuszem Guzendą. Gorzowski Sąd Okręgowy całkowicie i po raz drugi oczyścił go dzisiaj z zarzutów, chociaż „błyskotliwi inaczej” prokuratorzy, dwukrotnie oskarżali go i żądali kary kilkunastu miesięcy więzienia. „Postępowanie było prowadzone tendencyjnie i w sprzeczności ze sztuką” – powiedziała dzisiaj podczas ogłaszenia wyroku sędzia Renata Nowosadzka, nie pozostawiając tym samym na zielonogórskiej prokuraturze suchej nitki. To już drugi taki wyrok - wcześniejszy zapadł w maju 2013 roku, ale prokuratura nadal udawała praworządną i apelowała, żądając dla byłego polityka kary więzienia.
Sam Guzenda niesłusznie był przez kilka miesięcy osadzony w areszcie, a „trefni” prokuratorzy nawet go przedłużali, twierdząc przy tym, że „nie wykluczają iż mogą się pojawić nowe wątki”. Wątki się nie pojawiły, bo od początku do końca wszystko było „lipą”, chociaż zielonogórski oskarżyciel Jacek Buśko 13 sierpnia 2008 roku perorował: „Oskarżony spędzi w areszcie najprawdopodobniej jeszcze trzy miesiące. Dalej przesłuchujemy świadków i nie wykluczamy, że gorzowska prokuratura dośle nam dodatkowe materiały”. Nie dosłano – ale obie prokuratury mocno człowieka zniszczyły. Na szczęście adwokat M. Guzendy, to nie tylko dobry prawnik, lecz również osoba funkcjonująca w przestrzeni publicznej. „Słuchając mowy pani prokurator odniosłem wrażenie, że w Gorzowie tylko Katedra została zbudowana bez wątku korupcyjnego, a pewnie i tak było inaczej, lecz wykazać się tego nie da, bo upłynęło zbyt wiele czasu” – mówił w 2013 roku mec. Jerzy Wierchowicz.
Sprawę należy postawić wprost i bez ogródek: prokuratura w odniesieniu do gorzowskich polityków od początku do końca zachowywała się jak instytucjonalny „płatny morderca”, a dziennikarze ładowali jej broń. Zasada jest prosta: jest medialne i społeczne zapotrzebowanie na skazanie, to należy skazać.
W uzasadnieniu ustnym wyroku w sądzie okręgowym usłyszałem, że wyrok jest na zapotrzebowanie społeczne. Takie słowa słyszy się w państwach totalitarnych” – powiedział w jednym z portali internetowych b. wiceprezydent i wojewoda lubuski Andrzej Korski, którego gorzowscy sędziowie nieprawomocnie skazali na 3,5 roku więzienia w innym procesie. „Zostałem skrzywdzony, zrujnowana została moja kariera zawodowa, straciłem już ponad 8 lat życia, które mogło i powinno wyglądać całkiem inaczej” – dodał.
Lapidarnie sprawę Guzendy wyjaśnił w trakcie pierwszego uniewinnienia w 2013 roku sędzia Kamil Jarocki. „Gdyby postępowanie przeprowadzono rzetelnie, można by je umorzyć na etapie postępowania przygotowawczego”– mówił. Nierównomiernie rozgarnięci prokuratorzy woleli jednak brnąć w przejaskrawianie oskarżeń, aniżeli interpretować niejasności i braki dowodowe na korzyść oskarżonego. Nie dopatrzyli się niczego podejrzanego w fałszywych informacjach donosiciela, co w przypadku gorzowskiej prokuratury też zdarza się dosyć często, ale chętnie ogłosili, że polityk jest skorumpowany.
Prokuratorskie statystyki robią swoje – wystarczyło pomówienie, by skrzywdzić człowieka na lata. Każdy rozsądny z łatwością dostrzeże analogię do innej sprawy,  gdzie oskarżonym przez wiele lat był uniewinniony w czerwcu ub. r. prezydent Gorzowa Tadeusz Jędrzejczak. Tu również wystarczyły zeznania „skruszonego” przedsiębiorcy i rachityczna opinia powołanej przez sąd biegłej Teresy Paczkowskiej, aby prokuratorzy w mig wypichcili akt oskarżenia, którego nie rozumieją do dzisiaj.  A
Niestety gorzowski sąd w osobie Dariusza Hendlera prokuratorskie tezy „przyklepał” i gdyby nie dwóch kolejnych sędziów: najpierw Janusz Jaromin z Sądu Apelacyjnego w Szczecinie, a później Rafał Kraciuk z Sądu Okręgowego, to prokuratura miałaby kolejnego „zabitego”.
W lustro nie powinni dziś zaglądać dziennikarze, którzy Guzendę zamknęli w więzieniu już dawno. „Sąd Okręgowy w Gorzowie nie dał dziś wiary zeznaniom biznesmena z Koszewka i uniewinnił Mariusza Guzendę” – napisała dziś jedna z gazet. Ta sama, która w 2011 roku pisała: „Mariusz G. jest oskarżony o przywłaszczenie 250 tys. zł. Pieniądze zniknęły z kasy klubu. Grozi mu od roku do 10 lat więzienia”. Inny znany gorzowski portal epatował w 2008 roku czytelników głośnym tytułem: „Były wiceprezydent siedzi w areszcie!”, a dziś napisał: „Guzenda niezmiennie niewinny”.

Na uwagę zasługuje coś innego – jedynym, który wbrew opinii publicznej i w duchu domniemania niewinności zaufał M. Guzendzie, a tym samym w przenośni i dosłownie "nie dał umrzeć mu z głodu", był prezydent Gorzowa. 
Marzy się, by taką bezstronnością wykazywali się ci, którzy powinni to robić z definicji. Przeciętny obywatel nie czuje się sprawiedliwie i uczciwie oceniany w instytucjach przy ul. Moniuszki, Mieszka I czy Chopina. Wyraził to dzisiaj sam zainteresowany. „Byłem spokojny o wyrok, ale mnie zabrakło jednego. Tu na ławie oskarżonych powinni znaleźć się ci, którzy mnie bezpodstawnie oskarżyli. Nie mówiąc już o konsekwencjach służbowych wobec osób, które w sposób tendencyjny, niekompetentny i stronniczy prowadzili śledztwo na etapie przygotowawczym” – powiedział b. wiceprezydent Guzenda.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...