Jest w konstatacji deszczniańskiego wójta sporo racji, że „można konia przyprowadzić do źródła,
ale nie można konia zmusić do
picia”. Można też z konia zrobić polityka, przyprowadzając go do miasta, a
nawet senatora – co potwierdził rzymski cesarz Kaligula mianując nim Incitatusa
– ale nie można go zmusić do
tego, by mówił do rzeczy. Pewnie
dlatego Incitatus nie został konsulem, a wójt nie zostanie prezydentem...
Oczekiwania
były spore, a polityczna konkurencja czekała na ten dzień z dużą
niecierpliwością. Program wyborczy kandydata na prezydenta Gorzowa Jacka
Wójcickiego miał rozgrzać emocje i wzbudzić lęk u przeciwników, a wywołał
jedynie uśmiech politowania oraz westchnięcie zawodu.
Miał być „czarnym koniem”, a okazał się „kucykiem” lub nawet „koniem na biegunach”. Dziennikarze mówią „plastuś”, politycy
określają go stwierdzeniem „dzidzia”, a sam wójt
mówi wprost: „Młodość to nie wada, ale zaleta”. To fakt – wiek to jedynie kategoria socjologiczna: można być starym
i niedojrzałym, a także młodym i bardzo dojrzałym. Najważniejsze, by za Janem
Kochanowskim – i nie chodzi o gorzowskiego posła SLD – „rozum był przy młodości”.
„Zaczynamy,
to nasz taki sztandarowy projekt, od rewitalizacji miasta. Czyli przede
wszystkim zaczynamy od reanimacji serca Gorzowa, czyli tej substancji
śródmiejskiej, która dla wszystkich jest bardzo istotna, bo tutaj nasze drogi
się przecinają, bo tutaj spotykamy się, tutaj przychodzimy do restauracji,
tutaj bawimy się. Tak centrum powinno wyglądać, to centrum powinno być sercem miasta, tętnić
życiem od rana do późnych godzin wieczornych” – powiedział wójt Deszczna, prezentując koncepcję rewitalizacji
centrum miasta.
Każdy ma prawo do swoich pomysłów, a papier i dziennikarze są
cierpliwi, a więc przyjmą wszystko, ale od kandydatów pretendujących do jednego
z pięciu najważniejszych foteli w województwie lubuskim, oczekuje się konkretów
i czegoś więcej niż ogólników.
To prawda, J. Wójcicki powiedział był w Radiu Plus, że „Gorzów to tylko taka większa gmina”, ale nie powinien mylić konwencji programowej komitetu wyborczego w
stołecznym mieście, z zebraniem sołeckim. Może sobie po cichu myśleć o
gorzowskich politykach i dziennikarzach w kategorii „wieśniaków”, ale nie powinien obrażać ich inteligencji, bo jacy
są, tacy są – ale pewną wiedzę i rozeznanie także posiadają.
„Bardzo istotna sprawa i rewolucja w Gorzowie,
to nowy system zarządzania miastem. To stworzenie rad dzielnic i przekazanie im
kompetencji” – zapowiedział Wójcicki. Jego koncepcja jest
atrakcyjna medialnie, ale niewykonalna w praktyce, a poza tym – gdyby wójt był
starszy lub miastem interesował się od dawna, a nie od tygodnia, to by wiedział
- jej namiastka była już w Gorzowie realizowana i nie zdała egzaminu. Były
kompetencje i pieniądze, a nawet cykliczne spotkania w dzielnicach, ale
mieszkańcy słusznie uznali, że skoro wybierają radnych i prezydenta, a także
płacą urzędnikom, to sprawami ich dzielnic powinni się zajmować właśnie oni.
Inaczej mówiąc – nie da się podzielić Gorzowa na sołestwa i stworzyć
funduszu sołeckiego, który byłby odzwierciedleniem tego co działa w Prądocinie,
Ulimiu lub Boleminie. Jest to niewykonalne nawet wówczas, gdy działania wójta
Wójcickiego oraz komitetu Ludzie dla Miasta – przekształcającego parkingi w „krowie łączki” - przypominają zrzut z planu filmowego produkcji TVP „Rolnik szuka żony”.
W międzyczasie kandydat wydał ulotkę,
która musi budzić zdziwienie, a gdy przeczytać jej treść dokładnie, to
nawet śmiech. „Dziś Deszczno
jest marką, jest synonimem sukcesu i dobrego życia; jest miejscem, gdzie coraz
więcej osób chce mieszkac i pracowac” – napisał kandydat na prezydenta,
który jako wójt Deszczna, przegapił sprawę zjazdu z drogi ekspresowej S3,
zainicjował działanie systemu komuniakcji internetowej – który nie działa,
zapowiedział inwestycje dużych sieci handlowych w gminie – mimo iż jej
przedstawiciele nigdy tego nie planowali, ogłosił powstanie lądowiska dla
helikopterów medycznych – choć jedyne co w gminie lata, to większa niż gdzie indziej
liczba komarów.
Warto powiedzieć to, czego nikt nie podnosi, ale wszyscy o tym wiedzą:
dzisiaj synonimem sukcesu jest podgorzowski Bogdaniec – z absolutnie najlepszą
wójtową w województwie Krystyną Pławską, gmina Santok – z uwielbianym
tam Stanisławem Chudzikiem, a także Kłodawa – która dzięki operatywności
i pracy wójt Anny Mołodciak, ściągnęła do siebie wielu znanych
gorzowian, ale na pewno nie Deszczno.
Jedno Święto Kurczaka i ładna szkoła w Deszcznie, gdzie nauczyciele nie
mają na materiały dydaktyczne, to nie jest jeszcze wyznacznik tego, że ludzie
chcą tam mieszkać i pracować. Szczególnie wtedy, gdy wioska została odcięta od
głównego ciągu komunikacyjnego.
„Moje
doświadczenie, wiedza i praktyka, pozwalają mi spojrzec dzisiaj na Gorzów
Wielkopolski tak jak niegdyś patrzyłem na Deszczno” – powiedział wójt i
kandydat.
Lepiej nie - tam biznes się zwija, wieś jest poza głównymi drogami i śmiało można gminę Deszczno określi ć mianem "zwijającej się", a nie odwrotnie.
Pewnie dlatego jest przeciwnikiem kompleksowego wykonania ulicy Kostrzyńskiej, która prowadzi do gminy prawdziwie spełnionej... gminy Bogdaniec
Lepiej nie - tam biznes się zwija, wieś jest poza głównymi drogami i śmiało można gminę Deszczno określi
Pewnie dlatego jest przeciwnikiem kompleksowego wykonania ulicy Kostrzyńskiej, która prowadzi do gminy prawdziwie spełnionej... gminy Bogdaniec