Przejdź do głównej zawartości

Pan Władek idzie do "Pana Nikt" i chwali się nie swoim...

Sukces ma podobno wielu ojców, ale w przypadku Mistrzostwa Polski dla „Stali Gorzów” ojciec jest jeden i w dodatku był tak „jurny”, że spłodził od razu wielu synów: prezesa, trenera, stadion, kapitana drużyny, czołowych zawodników, no i oczywiście samo mistrzostwo. Nikt jego pozycji w „rodzinie” nie kwestionuje, ale kiedy tata staje się dziadkiem, a nawet pradziadkiem, to powinien znać swoje miejsce w szeregu i uszanować samodzielnoś dzieci, wnuków i prawnuków...
...a nie ustawiać ich po kątach. Co prawda były prezes „Stali Gorzów” Władysław Komarnicki – dzisiaj noszący zasłużony tytuł prezesa honorowego – nie przynosi „rodzinie” pecha, jak bohater filmu „Pogoda na jutroJan Kozioł, ale dla wielu stał się postacią mocno kontrowersyjną.  

Wszystko z powodu przypisywania sobie głównych zasług w zdobyciu historycznego tytułu, a nawet - próbie uczynienia z tego głównej narracji swojej kampanii wyborczej do Sejmiku Województwa Lubuskiego. Jako iż politycznie nie jest zbyt doświadczony, można się nawet pokusić o tezę iż za wiele z tego segmentu nie rozumie, daje się wykorzystywać Platformie Obywatelskiej do celów, które niekoniecznie podobają się zawodnikom, działaczom klubowym oraz kibicom, którzy mają bardzo zróżnicowane poglądy polityczne.

W ilości wypowiedzianych stwierdzeń: „zrobiłem”, „namówiłem”, „załatwiłem”, „napracowałem się”, „dobrałem”, „przekonałem”, „prosiłem”, a wszystko w duchu „prima persona” i mocnym przekazem, że gdyby nie on, to żadne zwycięstwo nie byłoby możliwe, lepszy od niego jest tylko laureat Nagrody Nobla i eksprezydent Polski Lech Wałęsa.

W drodze po polityczne splendory, nie tylko przebaczył obraźliwe sformułowania swojemu poprzednikowi Jerzemu Synowcowi – by móc kandydować z Platformy Obywatelskiej – ale ciagnie zawodników „Stali Gorzów”, szkoda iż bez aktualnego prezesa Ireneusza Zmory, na spotkanie z ministrem sportu oraz  wojewodą Jerzym Ostrouchem.
Tym samym J. Ostrouchem, który był bohaterem jego książkowej wypowiedzi: „Moi koledzy zaproponowali kandydaturę <Pana Nikt> na prezydenta miasta i miałem się pod tym podpisać. Uznałem, że są pewne granice, których nie mogę przekroczyć” – mówił jeszcze niedawno.

W środę przekroczy nie tylko tą granicę, ale także próg urzędu, którego gospodarzem jest - jak to sam powiedział: „Pan Nikt”. Inaczej mówiąc – dla celów politycznych gotów jest poświęcić autorytet zawodników, a co za tym dalej idzie: wpisać się w scenariusze pisane przez polityków, gdzie sport i zawodnicy są tylko środkiem do osiągania celów.

Wczesniej także przekroczył kilka granic i progów – jesli nie przyzwoitości, to na pewno śmieszności. „Bardzo się napracowałem na ten sukces” – skonstatował dzisiaj W. Komarnicki w jednym z internetowych portali, po czym wyjaśnił wszystkim: kto i skąd się w klubie wziął, co mu zawdzięcza, co może i co powinien robić.

 „Prezesa Ireneusza Zmorę dobrałem przez firmę headhunterską” – wyjaśnił, a na sugestię dziennikarza, że Ireneusz Zmora zamierza z klubu odejść, nie pozostawił wątpliwości, że sformułowanie „rodzina” może mieć też znaczenie sycylijskie: „Na odejście to on ma jeszcze czas. Sam mu to podpowiem, gdy będzie gotów, aby sięgnąć po inne wyzwanie”.

Autor sukcesu trener Piotr Paluch ? „Paluch rodził się u mnie w domu w gabinecie. Nie byliśmy do końca przekonani, że Piotr Paluch jest przygotowany do roli trenera” – uważa były prezes „Stali Gorzów”, dając mu „ojcowskie” wskazówki: „Teraz zostaje mu tylko wziąć się trochę za naukę”.
        
        Wcześniej też nie było lepiej, a po zwycięstwie „Stali Gorzów”, sam jeden udzielił więcej wywiadów niż wszyscy zawodnicy żużlowi w Polsce. Wszystkie w tym samym tonie: „Dziękuję Radzie Miasta i prezydentowi, że zrozumieli moją wizję o której mówiłem 13 lat”, „Przeczytałem wpis mojego prezesa Macieja Zmory”, „Trzy lata prosiłem naszego obecnego kapitana, Krzysztofa Kasprzaka, żeby w końcu przyszedł do <Stali Gorzów>”, „Jest wielu ludzi związanych z północną częścią województwa. Podziękować Bogu, że oni mnie kiedyś posłuchali, że warto pomóc <Stali Gorzów>”. Nic dodać i nic ująć.

Trudno odmówić Komarnickiemu zasług, osobistej aktywności i poświęcenia, ale to nie jest tak, że on „tylko dawał”, a inni – w domyśle: klub, zawodnicy, władze miasta i kibice – korzystali. Nie jest też tak, że on - umęczony, zaangażowany, wypruty z prywatnych pieniędzy i ryzykując wszystkim, nic za to nie otrzymywał, bo jak mawiał w jednym z filmów Marek Kondrad: „Pieniądze to nie wszystko”.

 Więcej, nie jest też tak, że Mistrzostwo Polski dla „Stali Gorzów”, to jego osobisty sukces, bo kolejność też jest odwrotna: zawodnicy, trener P. Paluch, prezes I. Zmora, władze miasta, kibice i dopiero on na końcu. Prezes PZPN Zbigniew Boniek również nie pobiera związkowej pensji, a mimo to, różnica klas w artykułowaniu swojej „bezinteresowaności” jest zasadnicza.

Encyklopedyczna definicja „zmęczenia materiału”, to inaczej proces w którym przedmiot pęka i zaczyna być mniej wytrzymały – a co za tym dalej idzie: atrakcyjny i przydatny. Kiedy działacz sportowy próbuje wykorzystywać przede wszystkim nie swoje sukcesy do celów politycznych, to całe to jego „napinanie się” również zaczyna być męczące.

Twórca sukcesu zielonogórskiego „Falubazu”senator Robert Dowhan również miał zwycięstwa, a nawet miał ich dużo więcej, ale do głowy mu nie przyszło, aby robić z tego polityczną propagandę.  „Też miałem możliwości promowania się na tle sukcesów naszej drużyny, bo przecież mamy trzy złote medale, ale nigdy tego nie robiłem, mając nadzieję iż skoro nie robię tego ja, to nie będą tego robić inni. Dlatego konsekwentnie odmawiałem eksponowania sie na stadionie i z zawodnikami politykom” – powiedział NW senator Dowhan tuż przed meczem Polska-Szkocja, który oglądał z loży honorowej. 

 „Nie wykorzystywałem i nie będę nigdy wykorzystywał zawodników w mojej roli polityka, bo ich sukcesy są pracą wielu ludzi: wielkich prezesów, ale także zwykłych kibiców, którzy na stadion przychodzą raz kiedyś, zostawiając tam kilka złotych” – dodaje Dowhan.
        
        Może warto pomyśleć, także dla dobra swojej kampanii wyborczej i przyjąć stare powiedzenie za dobrą monetę: lepsze jest wrogiem dobrego. Jedna konferencja prasowa lub wywiad polityczny z nie swoimi sukcesami w tle za dużo, to może być właśnie „zmęczenie materiału”...

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...