Przejdź do głównej zawartości

Mam wizję Gorzowa i miejsce w historii tego miasta

Po szesnastu latach sprawowania funkcji prezydenta Gorzowa przez jednego człowieka, wielu zapomniało już jak miasto wyglądało kiedyś i jak wyglądało by dzisiaj, gdyby nie urzędujący prezydent. Nie wszystko zapewne się udało, ale o wielu rzeczach już zapomniano, że ich nie było i mogły nie powstac. Urzędujący prezydent nie walczy z zarzutami iż nic nie zrobił, ale z czasem – bo ludzie do wielu rzeczy się już przyzwyczaili...

Rozmowa z prezydentem Gorzowa TADEUSZEM JĘDRZEJCZAKIEM

MROCZNY CZAS UPADKU PRZEMYSŁU
Nad Wartą: Gorzów, który pan zastał w dniu objęcia urzędu nie był w najlepszym stanie. Upadający „Ursus”, bioracy ostatnie oddechy „Stilon”, upadająca „Silwana” i właśnie odliczający ostatnie godziny „Stolbud”...

Tadeusz Jędrzejczak: ...i jeszcze firmy budowlane, bo mówimy o „GOBEX”-ie oraz wyodrębnionych z niego firmach prywatnych.

N.W.: Czyli nie było wesoło ?
T.J.: Nie mogło być wesoło, bo w bardzo krótkim czasie na skutek upadłości tych firm, bezrobocie w Gorzowie osiągnęło dwadzieścia procent, a sytuacja budżetu na 1999 rok była taka, że kształtował się on na poziomie niespełna 190 milionów złotych i mieliśmy blisko 30 milionów środków finansowych pochodzących z obligacji, które wyemitował mój poprzednik, a które podlegały natychmiastowej spłacie. To było prawie 20 procent środków z budżetu, które natychmiast trzeba było zapłacić. Samochody ciężarowe jeździły wówczas obok Katedry i potem przez zrujnowany most, dziesięć procent ludzi w mieście nie miało kanalizacji i bieżącej wody, a w Urzędzie Maista nie było ani jednego komputera.

N.W.: Bez przesady, tu akurat chyba pan mocno przejaskrawia ?
T.J.: Skądże ! Budżet miasta liczono  na maszynkach do liczenia w kolorze oliwkowym , które miały dziesięć cyfr, a panie w księgowości sprawdzały jeszcze to wszystko na liczydłach. Gorzów zastałem w stanie mało entuzjastycznym, a w dodatku bez projektów na rozwiązanie problemów...

N.W.: To była już sytuacja bez wyjścia, typu „mleko się rozlało”, czy może próbował pan jeszcze rozmawiać w sprawie upadających firm i odsunięcia katastfory chociaż w czasie ?
T.J.: Nie było już z kim rozmawiać, a jedynym szefem firmy który chciał coś zrobić, cokolwiek mógł i zabiegał o zagranicznych inwestorów, był wówczas Janusz Gramza, szef „Stilonu”. To on zaproponował podział „Stilonu” na spółki, a także podzielenie niektórych części przedsiębiorstwa na rzecz sportu. To wtedy piłka nożna otrzymała stadion, a siatkarze halę i dzisiejszy hotel „Gorzów”. Pływacy otrzymali nieruchomość przy ul. Energetyków, a cały majatek został podzielony i szukano inwestorów. To się udało i efekt był taki, że na 60 kektarach powstały nowe spółki. To wtedy na terenie „Stilonu” zaczęła się rozwijać firma „Volkswagen Elektro- Systemy”.

SŁOWIANKA JEDYNA TAKA W POLSCE


N.W.: to nie był dobry moment na myślenie o długofalowych inwestycjach...
T.J.: ...no  był, bo my nie mieliśmy wyjścia: idziemy mocnym krokiem do przodu lub stajemy się prowincją.

N.W.: Wiem, wówczas realizowano koncepcję Zachodniej Obwodnicy Gorzowa, która na lata zdeterminowała rozwój miasta, ale dziwi mnie pomysł Centrum Rehabilitacyjno – Sportowego, dzisiejszej „Słowianki”, bo w mieście z dużym bezrobociem i wówczas jednak równającym ku dołowi, to był odważny pomysł...
T.J.: My wtedy w 1998 roku, jeszcze jako Sojusz Lewicy Demokratycznej, zaproponoiwaliśmy z szefem partii w mieście Jakubem Derech-Krzyckim, by wśród naszych 21 tez programowych znalazły się dwie: obwodnica i pływalnia. Ta pływalnia miała być na ul. Energetyków, a  na myśli mieliśmy 50-metrowy basen, nie mając świadomości co to się później wydarzy. Na zarządzie miasta obok wielu spraw stanęła koncepcja budowy dzisiejszej „Słowianki’, a my nie mieliśmy nawet pojęcia, jak to się wszystko potoczy, bo w mieście były ważniejsze sprawy.

N.W.:...niż „Słowianka” ?
T.J.: No tak, bo wtedy nikt nie wierzył, że to ma sens, a raczej każdy uważał – łącznie z panem – że to polityczna propaganda i niepotrzebna fanaberia Jędrzejczaka. Wszystko zaczęło się, gdy przejęliśmy ziemię od Agencji Mienia Wojskowego, bo wtedy mogliśmy myśleć o projektowaniu basenów. O tym gdzie one powstaną decyzję podjęli faktycznie architekci poprzez wybór spośród kilku lokalizacji, a dla mnie zaskoczeniem było, że wybrali lokalizację w Parku Słowiańskim. Decyzja o budowie basenów okupiona była atakami na moja osobę, ale wiem iż było warto...

N.W.: Nawet dzisiejsza poseł Elżbieta Rafalska z PiS mówiła w telewizyjnej debacie z 2002 roku, że: „Budowa basenów to zbędne wydawanie pieniędzy na przedsięzięcie, które nie jest w Gorzowie potrzebne”, a obecny wojewoda lubuski – w 2002 roku kandydat na prezydenta Gorzowa – uważał, że: „Miasto powinno inwestować w przedsięwzięcia służące biznesowi, a nie infrastrukturę rekreacyjną na którą nie będzie stać mieszkańców”...
T.J.: Tak, ale ci państwo, jak zawsze, nie wiedzieli co się w mieście dzieje, a byliśmy wówczas w fazie powoływania Związku Celowego Gmin i w pierwszej części przyznanych nam wówczas środków z programu  „Phare CBC” na pierwszy etap modernizacji kanalizacji na Zawarciu i Zakanalu, a także w gminach ościennych. Mieliśmy już też projekt Zachodniej Obwodnicy Gorzowa na którą otrzymaliśmy cztery miliony euro i którą zaczęliśmy realizować od Kasprzaka do ulicy Sulęcińskiej. Wtedy dostaliśmy dofinansowanie do budowy dzisiejszej „Słowianki” z Państwowego Funduszu Rehabilitacji  Osób Niepełnosprawncyh i dzięki temu mogliśmy wybudować te baseny. 

N.W.: Czyli prościzna, jak rozumiem ...
T.J. : Bez przesady, wtedy nic nie było proste, a pamiętajmy iż mówimy o czasie gdy Polska nie była jeszcze w Unii Europejskiej. Trzeba było myśleć długofalowo, a nie na dzisiaj lub na jutro. My  wiedzieliśmy, że do Ministerstwa Gospodarki będziemy występowali o poszerzenie granic miasta, co się stało jako ostatnia decyzja rządu Jerzego Buzka, a poza tym, byliśmy za rządów Leszka Millera wpisani w Rządowy Program Budowy Dróg i Autostrad.

N.W.: Pewnie i dzisiaj jesteśmy w setkach programów, choć z tego nic nie wynika ?
T.J.: Myli się pan, bo program o którym mówię powodował, że byliśmy uwzględniani w tematach związanych z budową łącznic pomiędzy drogami ekspresowymi i autostradami, a dzięki temu wiedzieliśmy, że dostaniemy środki na przebudowę dróg Podmiejskiej i Bierzarina. Wtedy też kończono drogę numer 22, Most Lubuski oraz ciąg w kierunku Kostrzyna i dzięki temu mogliśmy wystąpić o utworzenie strefy ekonomicznej na naszych terenach...

MIEĆ WIZJĘ MIASTA – TPV INWESTUJE W GORZOWIE...


N.W.: Brzmi jak futorologia.
T.J.: Bo trochę byliśmy futorologami. To było kilkanaście lat temu i mało kto wiedział, czy to co dzisiaj jest faktem, jutro nie będzie przeszłością. My wiedzieliśmy jedno: zaplecze drogi ekspresowej S-3 będzie w przebiegu, gdzie budowaliśmy, a nie w okolicach Górczyńskiej. Wtedy te 63 hektary wprowadzone do budowy podstrefy ekonomicznej to będą tereny, gdzie przyjdą inwestorzy. Żeby tak się stało, tzreba było wybudować drogę i wyprowadzić ruch kołowy z centrum miasta.

N.W.: Wszystko w duchu numer działki ten lub tamten, zrobiliśmy to lub tamto, czy  jednak inaczej.
T.J.:  Gdyby było tak jak pan mówi, to słuszna byłaby teoria Aloszy Awdiejewa: nie sztuka pić i jeść, ale wytrzymać. Relacje z poważnym biznesem to jednak coś więcej...

N.W.: Decyzja o lokalizacji TPV Displays, to podobno pana osobisty sukces ?
T.J.: Bo to jest prawda. Pierwszym inwestorem w strefie była Faurecia, ale to było jak z amerykańskiego filmu wprost z Hollywood. Krótko opowiem. Moim przyjacielem jest jeden z podwarszawskich starostów, który zrezygnował z dużej inwestycji. Ponieważ się znaliśmy, a wtedy już istniała strefa w Legnicy, to on do mnie zadzwonił z pytaniem, czy nie mógłbym zaaranżować spotkania z przedstawicielami firmy „Faurecia”. Kiedy przyjechali, to myśmy im zaproponowali poważne zwolnienia podatkowe. Niemniej jednak w tym samym czasie były dwie inne oferty skierowane do Polskiej Agencji Inwestycji Zagranicznych: producenta opon „Bridgestone” oraz firmy której nikt nie znał, a która miała pochodzić z Dalekiego Wschodu. My prowadziliśmy rozmowy z oboma inwestorami. „Bridgestone” oczekiwało 60 hektarów ziemi po lewej stronie ulicy Mironickiej w kierunku Santocka, a druga oferta była nam nieznana.

N.W.: Widmo ?
T.J.: Tak to wyglądało, ale wszystko prezentowało się ciekawie. Jeśli chodzi o „Bridgestone”, to powiem uczciwie, że sam  nie byłem entuzjastą budowy w obrębie miasta farbryki opon z wewnętrznym torem do testów dla samochodów ciężarowych. Inna sprawa iż Tajwańczycy i Chińczycy nie podawali nazwy firmy, ale jedynie interesujące ich parametry.

N.W.: To was bawiło, intrygowało czy niepokoiło ? Miasteczko z dużym bezrobociem w zainteresowaniu koncernów, to musiało wywoływać emocje.
T.J. : I wywoływało, bo przecież to była pierwsza tego typu i tak duża inwestycja chińska w Polsce. Dzisiaj można sobie z tego żartować, ale nam do śmiechu nie było. Kiedy po raz pierwszy spotkałem się z Chińczykami, to proszę sobie wyobrazić, że oni nie podawali nazwisk, ani wizytówek. My rozmawialiśmy z nimi o fabryce, choć nie wiedzieliśmy, co w tej fabryce ma być produkowane.

N.W.: Więc równie dobrze mogli produkować silikonowe krasnale ?
T.J.: Pewnie, że mogli: wszystko mogli. Akurat byliśmy w sytuacji, gdy każdy biznes gwarantujący miejsca pracy był ważny. Inna sprawa, co dzisiaj trudno zrozumieć, że nie było znane wówczas w Europie coś takiego, że są firmy, które zlecają produkcję i czynią to w imieniu innych renomowanych marek. Produkcja nie pod swoją marką, ale na rzecz innych. To nawet dla mnie była wówczas jakaś nierealistyczna idea.

N.W.: Ale udało się...
T.J.: ...choć było wiele spotkań, jak to gdzie na spotkanie przyjeżdżało szesnastu Chińczyków, każdy miał przed sobą komputer i każdy zajmował się czymś innym: jeden wodą, drugi energią, a trzeci logistyką, ekonomią i tak dalej. Nawet wtedy, rozmawiając z nimi, nie wiedzieliśmy co będą produkować. Nie pamiętam ile to trwało, ale po wielu miesiącach zaprezentowali mi takie opracowanie, na temat mocnych i słabych stron Gorzowa do inwestowania. Wtedy wydzieliliśmy 30 hektarów ziemi do sprzedaży przez Kostrzyńsko-Słubicką Specjalną Strefę Ekonomiczną dla Chińczyków, a jak mi pokazali co ma tutaj powstać, to powiem wprost: niebo mi się utworzyło, bo przy takim bezrobociu w Gorzowie, było to jak zapowiedź zbawienia.

N.W.: Przez pierwszą tak wielką inwestycję Chińczyków w Polsce.
T.J.: ...To była największa inwestycja chińska w Polsce ! Nasza świadomość rangi tego wydarzenia nie była wówczas jakaś szczególna, choć angazowaliśmy się na tysiąc procent, ale dzisiaj wiem iż było warto. Proszę mi wierzyć, że to nie była wymiana korespondencji, ale poważna gra oraz jeszcze bardziej wymagające rozmowy.

MAM SWOJE MIEJSCE W HISTORII, KTO ZAPAMIĘTA KRYTYKÓW ? NIKT...


N.W.: To chwalebne, ale za kilka lat będzie pan z laską chodził z wnukami po mieście, a one mogą zapytać: „Dziedek, a co ty w ogóle zrobiłeś będąc tym całym prezydentem?”. Łatwo będzie  ...
T.J.: To byłoby, a pewenie może mieć miejsce, najtrudniejsze pytanie. Trudno wyjaśnić komuś wiele skomplikowanych spraw – od wybudowania nowego układu komunikacyjnego, przez budowę tysięcy miejsc pracy dzięki zabiegom podatkowym, negocjacyjnym oraz biznesowym, a na infrastrukturze kulturalnej kończąc. Dzisiaj bezrobocie sięga 6 procent, a tysiące spoza miasta przyjeżdżają codziennie do pracy. Miasto ma dobry wizerunek, jest bezpieczne, a przy tym świadczy wiele usług: od pływania, przez żużel, Filharmonię Gorzowską, a na domach kultury kończąc. Projekt dla Śródmieścia zmieni wygląd Gorzowa na dziesiatki lat.

N.W.: Dziesiątki lat. Właśnie, myśli pan, że za 15, 30 i 45 lat ktokolwiek będzie się zastanawiał nad tym, czy to lub tamto było potrzebne lub miało swoich krytyków: może ta filharmonia, bulwary, „Słowianka”, stadion, biblioteka, trasa średnicowa, parki i mosty, czy nowe centrum miasta, stana się naturalnymi elementami miasta ?
T.J.: Tak jest właśnie w historii krajów i miast. Kiedy za sto lat przyjdzie młody człowiek na „Słowiankę”, bulwar lub do Filharmonii Gorzowskiej, by obchodzić 100-lecie tych obiektu, to kiedy będą wracali do tego, kto był w momencie powstawania tych instytucji prezydentem miasta, zapewniam, że o krytykach nikt już nie będzie pamiętał, a tym bardziej ich wspominał.

N.W.: Grubo. Mało skromnie. Nie będzie pamiętał, bo ?
T.J.: Bo nikt nie będzie pamiętał o ludziach krytykujących rozwój miasta. Historia pamięta o zwycięzcach, którzy przysłużyli się miastu i ludziom, a nie o wiecznych krytykach.

N.W.: Czyli mają rację: chce pan zostawić po sobie pomniki ?
T.J.: Ależ oczywiście, że tak – wiele ważnych inwestycji będzie przypisywać się mi. Tak jak mówi się o prezydencie Bauerze, który zajął się centrum miasta, przebudowując poniemieckie budynki, ale zamknął linię tramwajową na Zawarcie, bo wiedział iż tam tramwaj nie powinien jeździć. Tak samo wspomina się burmistrza Otto Gerloffa i tak samo będzie się wspominało o Jędrzejczaku. Krytycy mają pecha, ale czemu się dziwić, skoro politycy dzisiaj w PiS, od lat głosowali zawsze przeciwko budżetowi miasta, a mimo tego miasto jest, rozwija się i pozytywnie zmienia.

N.W.: To po co krytykują ?
T.J.: Taką mają naturę. Ta krytyka jest nieuzasadniona, bo miasto powinno się rozwijać tak: jeśli przebudujemu centrum, zakończy się przebudowa estakady do Krzyża, wszyscy w mieście będą mieli kanalizację, a na nowych terenach będą się rozwijały firmy i osiedla,  to wszystko bedzie się odbywało bez względu na to, kto będzie to krytykował...

BUDUJEMY POLSKĘ i GORZÓW...BO INNI NIE BUDOWALI


N.W.: Pan jest krytykowany za gigantomanię!
T.J.: Jaka gigantomania? Co pan opowiada za niedorzeczności ? W każdej kadencji i za każdego prezydenta tego miasta powinien powstawać nowy obiekt użyteczności publicznej. Prezydent, to nie jest tylko ułożony menadżer, ale także czlowiek, który myśli o czasach, gdy on już funkcji pełnić nie będzie. ć

N.W.: Aż się boję tych pomysłów.
T.J.: To nie pomysły, ale konieczność i część procesu naprawiania tego, co zaniedbano.

N.W.: Szukamy winnych ?
T.J.:  Nie o to chodzi. Po wojnie w Gorzowie władze w Polsce od 1945 do 2002 roku nie wybudowały w Gorzowie poza kinem „Kopernik” żadnego obiektu użyteczności publicznej z pieniędzy publicznych. Poza tym, co w ramach rozbudowy zrobił „Stilon”, budując halę sportową na ul. Czereśniowej pod hasłem magazynu przędzy oraz basen, który był de fakto miejscem składowania wody technologicznej z Elektrociepłowni Gorzów, dla miasta - poza szkolami i fabrykami - nie wybudowano ani jednego domu kultury, ani jednego kina, ani jednego osiedlowego domu kultury, poza tym co było budowano w ramach inwestycji spółdzielni osiedlowych.

N.W.: Dobra, ale wszystko z rozsądkiem i na miarę możliwości.
T.J.: A w czym problem ? Jesteśmy jednym z najmniej zadłużonych miast w Polsce.  Każdy prezydent sprawujący władzę w mieście tej wielkości co Gorzów, powinien wybudować chociaz jeden obiekt użyteczności publicznej, który po nim pozostanie. Miasto będzie szanowane jako wałdza publiczna, gdy usługi o których mówię, będą świadczyło na najwyższym poziomie.

N.W.: To skąd ci krytycy ?
T.J.: Są dziećmi zawiści i zazdrości. Owocem myślenia, że jak go skrytykujemy, to może ktoś nie uwierzy w czystość tych sukcesów. Prawda jest takaż, e za 30, 40, 50 i 100 lat, gdy Filharmonia Gorzowska będzie obchodziła 100-lecie, bedą mówić: „Prezydentem Gorzowa był Tadeusz Jędrzejczak”.

N.W.: Nie ma jak to skromność i znajomość historii...
T.J.: ...A jak mam na to patrzeć ? Na miasto spoglądam przez pryzmat czasu, a nie tej lub innej audycji w radiu i telewizji. Kto wie, może za kilkadziesiąt lat nie będzie gazet i radia, ale będą się zastanawiali na konkretnymi przedsięwzięciami.

JĘDRZEJCZAK W KAPSULE CZASU


N.W.:...i jak pana ocenią ? Historię piszą zwycięzcy, a opozycja nie widzi pana w regionalnych podręcznikach historii, ale co najwyżej w przypisach.
T.J.:  Czas pokaże. Na placu Grunwaldzkim, który wyremontowaliśmy, zostawiliśmy kapsułę czau do otwarcia za sto lat na 850 lecie Gorzowa. Wtedy zostanie otwarta i wyjete z niej zostaną przesłania i wtedy będzie się o tym mówić: wtedy w Gorzowie powstało to, tamto i dużo więcej. Tam są również pamiatki osób prywatnych, które wkładały do kapsuły swoje cenne rzeczy. Wśród nich jest pomnik odlewnika, choć odlewni w Gorzowie już dawno nie ma, który zaniósł tam mój ojciec. On uznał, że zaniesie do kapsuły pomnik, by za sto lat wiedziano, że gdzieś tam była kiedyś odlewnia. Każdy po sobie powinien pozostawiać znaki – nie tylko trwaniki, chodniki i inne znaki.

N.W.: Mocno patetycznie, choć trudno odmówić racji, bo jest pan jedynym powojennym prezydentem, który stworzył dwa nowe parki...
T.J.: Z tymi parkami będzie podobnie. One będą miały swoją historię i będzie się wracało do ich początku. Podobnie zresztą jak my wróciliśmy do byłego niemieckiego radnego, który był autorem powstania „Parku Róż”.

KUPCY I BULWAR NADWARCIAŃSKI


N.W.: Historia potrafi sprawić psikusa. Dziś wszyscy chwalą  bulwary nadwarciańskie, ale mało kto pamięta o awanturach z kupcami, którzy uważali, że tamto miejsce – gdzie dzisiaj jest bulwar wschodni – nalezy im się jak „psu miska”.
T.J.: Ja bym tak nie powiedział, że „psu miska”, bo tam pracowali zaangażowani przedsiębiorcy, którym należy się szacunek. Ale faktem jest, że to cała historia związana z tym miejscem, była ciekawa. Myśmy w spadku dostali bulwar zachodni, który nie był bulwarem bo tam były same kamienie, ale gdy zrobiliśmy projekt Mostu Staromiejskiego, to te te bulwary oraz potrzeba ich stworzenia stały się niejako oczywise.

N.W.: Wtedy postanowiliście dać kupcom szansę, choć oni nie byli tym faktem usatysfakcjonowani ?
T.J.: Nie mieliśmy wyjścia, bo oprócz chęci zmieniania miasta, cała ta sytuacja była niebezpieczna. Tam doszło do słynnego wybuchu na tym targu. Wtedy powiedzieliśmy kupcom: stwórzcie spółkę, ale nie stowarzyszenie , a my pomożemy. Wtedy włożyliśmy blisko 700 tysięcy, by pomóc tym wszystkim kupcom, by przenieść ich na ulicę Cichońskiego. To się po prostu udało i to mnie bardzo cieszy.

N.W.: Podobnie jak filharmonia, którą jeszcze kilka lat będą panu wytykać, ze za duża, za droga lub nie w tym miejscu.
T.J.: Za kilka lat nikt o tych krytykujących nie będzie nawet pamiętał, a 130 tysięcy osób uczestniczących w różnych przedsięwzięciach filharmonii potwierdza, że moja decyzja o jej budowie w tym miejscu była zasadna...

N.W.:...choć kontrowersyjna.
T.J.: Nie rozumiem, co w tym kontrowersyjnego, że mamy piękną filharmonię oraz wspaniałą orkiestrę, którą dyryguje światowej sławy artystka Monika Wolińska. Najwięcej do powiedzenia mją najczęściej ci, którzy do filharmonii nie chodzą, nie słuchają muzyki, a ich dzieci i wnuki nie uczęszczają na zajęcia edukacyjne. Każdy, kto ma odrobinę zdrowego rozsądku wie, że takie obiekty jak stadiony, pływalnie, bulwary, deptaki czy budowa filharmonii, powodują iż standard życia się podnosi. W Gorzowie nie było orkiestry, a my budowaliśmy filharmonię z zamysłem, by w mieście powstałą poważna i ceniona orkiestra, a obok niej zespół szkół artystycznych, który będzie kształcił dzieci i młodzież. Pomyśleliśmy o tych szkołach w ten sposób, aby w przyszłości mogły być wydziałem Akademii Gorzowskiej. Powiedzmy sobie wprost, że z tych szkół będzie praca, bo Europa i Polska się zmienia. To jest inny świat niż 10 i 20 lat temu.

N.W.: Mekką dla artystów, to my chyba nie będziemy jednak.
T.J.: Spójrzmy na to inaczej. Więcej ludzi pracuje obecnie w usługach, a nie w produkcji, a to powoduje, że tym ludziom, dzisiaj pracującym w handlu, kulturze, biznesie czy służbie zdrowia, trzeba stworzyć wartość dodaną. Wydajność przemysłu i rolnictwa wzrosła tak dalece, że jeszcze kilka lat temu sześćdziesiąt procent ludzi mieszkało i żyło ze wsi, a obecnie pracą i uprawą zajmuje się tylko sześć procent. Rozwój i życie koncentruje się w miastach, które muszą świadczyć usługi, te od administracyjnych po rekreacyjne oraz kulturalne. Ludzie do dobrej filharmonii, pływalni, na dobry stadion oraz ładny i atrakcyjny bulwar pójdą zawsze, a nawet za to zapłacą, bo tak dzisiaj wygląda świat i nie ma co się zajmować tymi, którzy tego nie rozumieją.

SZKOŁA JAKIEJ NIE WIDZIAŁ NIKT


N.W.: Słuchając pana od lat można odnieść wrażenie, że obok filharmonii, ma pan jeszcze inne marzenie – budowę Centrum edukacji Zawodowej...
T.J.: Jeśli rozmawiamy o historii, to wierzę iż ta inwestycja zostanie przez nią oceniona jak przełomowa dla miasta. Po prostu to wiem. Centrum Edukacji Zawodowej pomyślane jest jako perła w koronie, która będzie kształcić ludzi przyszłości. Tam będzie szkoła budowlana, bedą się kształcić ogrodnicy, ale też ci, którzy dzisiaj uczęszczają do szkoły odzieżowej i potrafi robić rzeczy, które ludziom się podobają i są wyjątkowe. Tam będzie miejsce także  dla innych zawodów: kosmetyczek, frysjerów i przyszłych

N.W.: Brzmi dobrze, ale konkurencja edukacyjna w Polsce też jest spora.
T.J.: Wiem o tym, ale dzisiaj stawiam tezę, że Centrum Edukacji zawodowej będzie absolutnym hitem w tej części Polski, gdzie zawód na unikalnych kierunkach zdobywać będą młodzi ludzie z Gorzowa, Miejskiego Obszaru Funkcjonalnego oraz całego kraju. Dzisiaj na rynku europejskim brakuje informatyków i nikt nie oczekuje, że muszą to być inżynierowie, podobnie brakuje mechaników czy osób z zakresu obróbki skrawaniem.

N.W.: Szkoły zawodowe nie mają najlepszej opinii. Myśli pan iż jedną szkółką zrewolucjonizuje pan rynek pracy. Moim zdaniem bez szans, bo profesjonalnych umiejętności nabywa się w firmach, a nie szkołach.
T.J.: To nie jest prawda. Tego fachu nie nauczą się w przedsiębiorstwie, gdy już trafią do pracy, bo wcześniej będą bezrobotnymi. Dlatego stworzymy laboratoria na miarę XXI wieku, gdzie młodzi zdobędą profesjonalną wiedzę i umiejętnosci, zanim na ten rynek pracy trafią. To bedzie możliwe, gdy dostaną solidne podstawy teoretyczne, dobrą praktykę w poważnych firmach, a także będą znali język obcy. Nie wystarczy dzisiaj co ś potrafić, trzeba umieć to zaprezentować w innym języku. Dzisiaj mechanik lub brygadzista ma często szefa, który mówi w innym języku, a mi chodzi by szefami byli młodzi z naszego regionu. Powiedzmy sobie wprost, nawet taksówkarz musi dzisiaj znać język obcy, a co dopiero księgowa, która ma wiedzę fachową oraz zdolności analityczne, ale nie zna często języka obcego.

N.W.: Narazie tego projektu nikt nie krytykuje, ale...
T.J.: ...znajdą się i krytycy.

ZRÓBMY TĄ AKADEMIĘ I JUŻ


N.W.: Pewnie tak. Przeciwnicy powiedzą, że chce pan zbudować szkołę dla robotników i taniej siły roboczej. Dzisiaj tematem numer jeden jest więc Akademia Gorzowska. Potrzebna, czy może – jak chcieli niektórzy lepiej temat odpuścić i skoncentrować się na mocnym wydziale innej uczelni w mieście ?
T.J.: To by było barbarzyństwo, gdybyśmy nie dążyli do powołania Akademii Gorzowskiej. Jedynym kierunkiem, by taka uczelnia mogła powstać jest połączenie Wydziału Zamiejscowego Akademii Wychowania Fizycznego oraz Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Warunkiem powstania tej akademii są dwa kierunki z prawem do doktoryzowania.

N.W.: I tu jest pies pogrzebany.
T.J.: No jest, bo AWF kilka lat temu uzyskał takie prawo do doktoryzowania, co w tak małej uczelni jest rzeczą niebywałą, a przecież za kilka miesięcy, ta sama uczelnia wystąpi o prawo do habilitowania doktorów. Teraz potrzebujemy tylko ruchu ze strony PWSZ, by i tam któryś z kierunków posiadał prawo do doktoryzowania. Wtedy nie ma problemu z powołaniem akademii, ale jest problem, bo tego kierunku i tych naukowców w PWSZ nie ma. To znaczy są, ale nie w jednym wydziale, ale są rozproszeni w różnych miejscach. My będziemy wspierać tą uczelnię, co robimy chociażby w odniesieniu do laboratorium środowiskowego, podobnie jak będziemy wspierać wydział fizjoterapii w gorzowskim AWF-ie. Jako miasto kupiliśmy stadion, halę i boiska, a także dostaliśmy przystań wioślarską. Wszystko to zmodernizujemy, powołując też Szkołę Mistrzostwa Sportowego. Pozostaje ruch ze strony PWSZ.

N.W.: Dobrze, ale czy to nie jest bicie piany. Ambitna młodzież wyjeżdża studiować do Szczecina, Poznania, Wrocławia, Warszawy, Krakowa, a nawet Zielonej Góry. Powstanie akademia, która będzie trochę więcej niż wyższą szkołą zawodową, ale niczym więcej. Jest jakiś zamysł, inny niż prestiżowy, co do Akademii Gorzowskiej ?
T.J.: To nie moja sprawa i ja w to nie ingeruję. Oczywiście chciałbym, aby Gorzów był za 50 lat takim Oksfordem lub Cambridge, ale od tego są ludzie, którzy się na tym znają, a więc naukowcy. Ja mogę i chcę wspierać, ale nie jestem, by nadawać uczelni kierunki rozwoju naukowego. Uważam, że na PWSZ powinny być dwa lub trzy mocne kierunki, a wśród nich jeden techniczny, by młodzi ludzie z naszego regionu mogli tu zdobywać tytuł inżyniera w specjalizacji na którą będzie popyt na rynku. Temu ma służyć także Centrum edukacji Zawodowej, by dawać szansę na zajecia laboratoryjne i praktyczne dla przyszłych inżynierów. Po to jest w Gorzowie przemysł, Gorzowski Ośrodek Technologiczny czy klaster metalowy.

N.W.: Pan ma dobrą pamięć i jest historykiem. Gadanie o tej akademii ma już wiele lat, powołano tuzin zespołów i zorganizowani dziesiątki konferencji prasowych na ten temat.
T.J.: Wiem, dlatego ja mniej mówię, ale zacząłem działać, za co również jestem krytykowany. W PWSZ jest 13 kierunków, a więc uczymy na różnych kierunkach i różnym poziomie. Konieczna jest decyzja o skoncentrowaniu kadry na jednym kierunku, który da tej uczelni szansę na szybkie prawo do doktoryzowania. Wtedy powołanie akademii stosowną ustawą będzie jedynie formalnością. Mnożenie kierunków, tylko dlatego iż są samodzielni pracownicy mogący prowadzić samodzielne zajęcia, jest złym kierunkiem, bo jest to rozdrobnienie liczby studentów i obniżenie możliwości rozwoju kadry. Tylko koncentracja na dwóch, trzech lub czterech wydziałach na PWSZ i dwóch na AWF daje szansę, że będzie to uczelnia atrakcyjna.

CO BY BYŁO...GDYBY NIE INWESTYCJE JĘDRZEJCZAKA


N.W.: Jak wyglądałby i gdzie byłby dzisiaj Gorzów bez „Słowianki”, rozbudowanego stadionu żużlowego, bulwarów, bibliotek, filharmonii, Trasy Średnicowej, przebudowanego zawarcia z Nova Park, czy wreszcie bez TPV, Faurecii...
T.J.: Wszedłby do kategorii miast na marginesie, gdzie 25 lat demokracji spowodowało wyludnienie, obniżenie poziomu życia mieszkańców, a także spadek dochodów budżetowych. Podam przykład jednego z ostatnich spotkań z młodymi architektkami na temat rozbudowy „Słowianki”. Dwie młode i wykształcone dziewczyny, wykonujące wolny zawód, mówią mi wprost: „Panie prezydencie, może to śmieszne, ale my z siostrą przeprowadziłyśmy się kiedyś do Gorzowa ze względu na <Słowiankę>”. Gdy przedstawiłem im koncepcję rozbudowy stadionów, to one tylko: „To będzie jak na poznańskiej Malcie”.

N.W.: Więc pozostaje doprowadzenie do „Słowianki” rzeki Warty i będzie „Malta”...
T.J.: Bez przesady. Ja nie zawracam kijem biegu rzeki, jak to czynią moi oponenci. Chcę tylko podkreślić, ze ludzie mają różne motywacje w zakresie osiedlania się w poszczególnych miastach. Przecież w gorzowskich firmach mamy mnóstwo menadżerów z Polski i Europy, którzy tu przyjechali nie na chwilę, ale kupili domy i zostaną na zawsze. Atrakcyjność miasta, to praca i zarobki, ale także możliwość odpoczynku, pójścia na basen, na korty tenisowe, do filharmoni czy dobrej restauracji na bulwarze. Atrakcyjne miasto to także takie, gdzie są galerie z renomowanymi sklepami oraz dobre liceum dla dzieci.

CENTRUM WCALE NIE ZAPOMNIANE


N.W.: To musi pan jeszcze wybudować metro, żeby nie trzeba było oglądać centrum miasta, które nie wygląda najciekawiej. Tu przeciwnicy podkreślają, że mamy ładne obiekty, a pomiędzy nimi szare w swojej masie śródmieście.
T.J.: Ja jestem Tadeusz Jędrzejczak i urodziłem się na 30 Stycznia 24 i zarzucanie mi, że nie myślałem o centrum, to kłamstwo, a teza jest mocno nieuprawniona...

N.W.:...ale w centrum mamy banki dla ubogich, właściwie w co trzecim lokalu użytkowym, a nie sklepy, jak to było kilka lat temu.
T.J.: Tylko, że to nie są moje banki. Te wszystkie sklepy o których mówią, to w większości własność prywatna i my nie mamy wpływu na to, jaka tam będzie prowadzona działalność. Większość tych sklepów z centrum znajduje się dzisiaj w galeriach handlowych, bo takie są czasy. Trudno sobie wyobrazić kogoś, kto chce kupić książkę i jedzie po to do centrum miasta, szukając przy tym miejsca do zaparkowania, jeśli może to zrobić w galerii.

N.W.: Ale gadania o centrum było przez lata sporo.
T.J.: Owszem, bo o ważnych sprawach rozmawiać trzeba. Nigdy nie mieliśmy środków finansowych na zrealizowanie projektu centrum, bo ich nie było. Wszystkie te dyskusje, łącznie z międzynarodowym konkursem o zagospodarowaniu centrum, były robione po to, by mieć pogląd jak ono powinno wyglądać, gdy środki się pojawią. Teraz mamy już wszystko dopięte i podpisane, bo są środki pomocowe z Unii Europejskiej.

N.W.: To się zacznie dyskusja, dlaczego tak, a nie inaczej.
T.J.: Będzie polityka, bo w naszym mieście wszystko jest polityczne, nawet płytki chodnikowe. Wiemy już na co wydamy unijne środki w centrum i de facto w 90 procentach bedą to inwestycje na liniach od ulicy Szpitalnej, a kończąc na ulicy Jancarza, potem zaczynając od bulwaów i kończąc na Piaskach. Tutaj powstaną największe inwestycje kubaturowe, oświatowe, akademickie, tramwaje, przebudowa ukłądu komunikacyjnego czy przebudowa podwórek. Tutaj powstanie Miejski Ośrodek Sztuki i jak na koniec zmienimy układ komunikacyjny na Sikorskiego i Warszawskiej, ograniczając ruch samochodowy, a wprowadzając rowerowy czy rolkowy, to spowoduje, to bedziemy mieli centrum jak z bajki. Dotychczas nie było na to środków, a więc nie było sensu realizacji czegokolwiek.

N.W.: Ale próbowaliście, bo kamienice przy Chrobrego i na Mieszka I zostały odrestaurowane.
T.J.: Powiem nawet jak to było. Kilka lat temu z okazji jakiegoś święta szliśmy z ówczesnym ordynariuszem biskupem Adamem Dyczkowskim w orszaku z Katdery na Plac Grunwaldzki. Idziemy po tych krzywych torowiskach i dziurach, a biskup do mnie: „Szkoda panie prezydencie tych pieknych kamienic. A jakby je chociaż tak ładnie zabezpieczyć”. My wtedy z szefem ZGM-u i plastykiem odgrzebaliśmy stare rysunki i projekty kamienic, a następnie odrestaurowaliśmy, by pokazać jak to może wyglądać. Teraz mamy środki finansowe, by zrobić coś wewnątrz: zlikwidować w kamienicach piece kaflowe wprowadzając centralne ogrzewanie, a także zagospodarowując podwórka tych kamienic. Mamy na to środki i możemy działać.

N.W.: Mogliście chociaż jakąś kosmetykę wdrozyć.
T.J.: Jaką kosmetykę ? Jestem przeciwnikiem rozwiązań na chwilę i na pokaz, gdy one niczego nie rozwiązują. Wiem, że można zrobić dla trzydziestu osób przystanek i będą zadowoleni, ale z tego powodu nie powstaną miejsca pracy, ani Gorzów nie będzie lepiej wyglądał.

MAM WIZJĘ GORZOWA

N.W.: To inaczej. Czy Jędrzejczak ma kompleksową wizję Gorzowa ? Nie taką szczątkową i fragmentaryczną, ale kompleksowy obraz miasta miasta tu i teraz: w tej części Polski i Europy, a także z tym budżetem i tymi warunkami do rozwoju jakie mamy, a nie o jakich marzymy ?
T.J.: Pewnie, ze mam, bo inaczej bez sensu byłoby moje urzędowanie tutaj. Nie biorę się za nic na niby i bez określonego celu, co chcę osiągnąć.

N.W.: Dobrze, ale mi chodzi o coś innego. Gdańsk to miasto portowe, Kraków akademickie, Wrocław jest mocno biznesowy, Szczcin szuka swojej roli w ciążeniu do Berlina, a Zielona Góra stawia na turystykę i chyba jednak akademickość. A jakim miastem ma być za 20 lub 30 lat Gorzów, gdy to wszystko o czym pan mówi będzie zrealizowane ?
T.J.: Gorzów był zawsze maistem przemysłowym bez infrastruktury kulturalnej i sportowej na wysokim poziomie. W związku z tym myśmy utrzymali przemysłowy charakter miasta, bo dzisiaj w gorzowskiej gospodarce pracuje ponad 23 tysiące osób, ale postanowiliśmy także budować drugą nogę tego miasta, czego wcześniej nie było. Mówię tu o akademickości Gorzowa, kwestii kultury, sportu oraz rozwoju tych dziedzin, które w Gorzowie nie istniały lub były zaniedbane.

N.W.: Mysli pan, ze to tak można za dotknięciem różdżki i „czary mary” zmienić charakter miasta ?
T.J. : To jest proces, który zresztą odbywać się musi na wielu płaszczyznach. Na przykład w przyszłym rokuuruchomimy cały segment wsparcia dla organizacji pozarządowych, które otrzymają środki finansowe, by zagospodarować także te wszystkie nisze, bo one pewne rzeczy robią inaczej, a często i lepiej niż instytucje.

N.W.: Posiadanie wizji, to jednak pana segment...
T.J.: Wiem i moja wizja Gorzowa sprowadza się do kilku rzeczy. Po pierwsze, należy poszerzyć granice miasta w taki sposób, by podatki z miasta nie uciekały, a mieszkańcy podgorzowskich miejscowości mieli świadczone usługi na takim samym poziomie i za takie same pieniądze jak w mieście. Po drugie, ale to jest oczywiste i bedę się powtarzał: przyszłość miasta to Akademia Gorzowska. I wreszcie po trzecie, Gorzów będzie miastem czystym i ekologicznym, które na dziesiątki lat ma zabezpieczoną wodę, elektryczność, gaz i ciepło, a także nowoczesny układ komunikacyjny. Po dokończeniu drugiej nitki drogi ekspresowej S3 oraz modernizacji linii kolejowych, przy założeniu iż mamy tereny pod inwestycje oraz na budowę domów i osiedli na dziesiątki lat, to miasto ma wszystko by się mogło rozwijać. Jak powstanie centrum, nabierze ono uśmiechu. Dziś można powiedzieć, że jego pozycja została utrzymana, a nawet mocno się rozwinęliśmy i mamy zabezpieczoną przyszłość. A jak jest przyszlość, to miasto wypełnią ludzie, którzy dzisiaj są dwudziestolatkami i po nas przyjdą tym miastem rządzić, robiąc rzeczy o których nam się nawet nie śniło. Nie będą mieli tylu środków pomocowych, ale będą mieli miasto bez długów i z rozwiązanymi problemami. Oni będą mieli inne spojrzenie i będą mogli się zająć czymś innym niż my. To miasto ma przyszłość, a po zrobieniu tego wszystkiego o czym mówię, inwestorzy będą się pchali dźwiami i oknami, co zresztą i dzisiaj ma już miejsce.

NIECH W GORZOWIE UCZĄ SIĘ CUDZOZIEMCY

N.W.: Przygraniczne położenie ma tutaj jakieś znaczenie ?
T.J.: To oczywiste. Chcę jednak w tym kontekście podkreślić temat Akademii Gorzowskiej i sprawę o której się nie mówi. Wszyscy narzekają na brak studentów, a ja widzę naszą akademickość gorzowską w szerszym wymiarze...

N.W.:...jak każdy, choć czasu trochę upłynęło.
T.J.: Spokojnie. Damy radę. Ta akademia przy udziale środków miasta musi być promowana jako uczelnia dla studentów zagranicznych.

N.W.: Bedą się pchali, już widzę te tłumy...
T.J.: Dopiero bedzie je można zobaczyć, bo dzisiaj możemy sobie jasno powiedzieć, że jeśli zrobimy dwa stadiony, rozbudujemy „Słowiankę”, to miasto będzie jednym z najbardziej atrakcyjnych w tej części Polski dla studentów, którzy będą chcieli zdobywać stopnie naukowe w zakresie kultury fizycznej, bo żaden AWF takiej bazy nie ma, łącznie z tym poznańskim. Można będzie śmiało zapraszać studentów z całego świata, którzy przyjadą do Europy i do Gorzowa robić studia. Warunki będą, a skoro będzie brakowało studentów polskich, to trzeba sięgnąć po tych z innych części świata. To jest dla mnie priorytet...

MIEDZYNARODOWA MATURA W GORZOWIE

N.W.: Myślę, że pod tymi słowami podpisałby się każdy z prawie setki prezydentów miast, a już ci z dawnych miast wojewódzkich szczególnie. Tylko to są słowa i zaklęcia.
T.J.: Żadne zaklęcia, tylko wymóg czasu, a najlepsze rozwiązania, to rozwiązania najprostsze. Więc ja mówię wprost to o czym piszą do mnie na Facebooku młodzi ludzie, że wspólnie z PWSZ musimy doprowadzić do powstania w Gorzowie liceum umożliwiającego zdawanie międzynarodowej matury.

N.W.: Boję się, ze nawet jak znajdą się pieniądze, to nie będzie nauczycieli.
T.J.: Nieprawda. Znajdziemy nauczycieli, którzy fizykę czy biologię będą potrafili wykładać w języku angielskim czy tez niemieckim. To będzie kosztowało, ale w tym właśnie kierunku powinna iść synergia miasta i instytucji oświaty oraz PWSZ. Edukacja na dobrym poziomie będzie potrzebna zawsze. Proszę zobaczyć, że Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii dostał nie profesor uczelni z Paryża, ale z prowincji. Dlaczego ? Bo ta uczelnia jest na dobrym poziomie. Jesli będziemy kształcili na dobrym poziomie studentów, to wtedy ludzie do Gorzowa przyjadą. Dzisiaj w gorzowskich liceach i technikach są setki osób spoza Gorzowa, którzy dojeżdżają do szkoły kilkadziesiąt kilometrów. Tak samo będzie ze studentami.

N.W.: Dużo tych edukacyjnych wizji.
T.J.: Bo dobra i nowoczesna edukacja to przyszłość, a dla Gorzowa szansa. Inni już mają fundamenty swojej akademickości, a my mamy szansę zbudować je od początku na bazie różnych doświadczeń. Wielkim moim marzeniem przy Zespole Szkół Artystycznych było to, aby w tym zespole wykałdali tacy nauczyciele dla których wiedzy i umiejętności będą przyjeżdżali uczniowie do Gorzowa, a także tutaj mieszkali w internacie. Po tej szkole i z takim świadectwem, a także od takich nauczycieli, będą mieli otwart świat. Tam nie mozemy uczyć ceramiki i malowania, ale wszystkich nowoczesnych technik kompuetrowych czy projektowania odzieży, mebli i wielu rzeczy, których świat potrzebuje.

N.W.: Rozmawia pan o tym z nauczycielami ?
T.J.: Pewnie, ze rozmawiam i często spoglądają na mnie z niedowierzaniem, trochę jak na szaleńca. Ja rozumiem nowoczesną edukację tak, ze liceum ekonomiczne będą kończyli księgowi i ekonomiści, ale jednocześnie będą doskonale porozumiewali się w języku angielskim. Tylko wtedy świat będzie o nich zabiegał...

N.W.:...a pana oponenci będą mówić, że z Gorzowa wyjeżdża młodzież.
T.J.: Niech sobie mówią co chcą. Wielu z tych młodych ludzi założy własną działalność gospodarczą i o mieście będą myśleć w kategoriach miejsca, które dało im szansę na start we współczesnym świecie, który jest agresywny. Ja sobie nie wyobrażam, by w Centrum Edukacji Zawodowej nie uczono zakładania działalności gospodarczej rok po roku, jak alfabetu w szkole podstawowej.  Dzisiaj wszystko się odbywa w komputerze i człowiek po szkole, którą w Gorzowie chcemy mieć, nawet jak nie będzie prowadził działalności, to powinien potrafić liczyć koszty stałe działalności, koszty kredytów, leasingów i wszystkiego tego, co składa się na funkcjonowanie działalności gospodarczej. To moja wizja Gorzowa.

TO JUŻ 16 DOBRYCH DLA MIASTA LAT

N.W.: Ma pan świadomość, ze kiedy pierwszy raz wchodził do gabinetu prezydenta, to dzisiejsi trzydziestolatkowie mieli 14 lat, a Internetu nie miał w Polsce nikt. Dzisiaj ci młodzi ludzie mają rodziny i firmy, a internet jest bezpłatnie udostepniony na bulwarze ? To inny świat panie prezydencie: wchodził pan do urzedu w którym nie było komputera, a dzisiaj porozumiewa się z mieszkańcami na Facebooku...
T.J.: Mam tego świadomość i staram się nadążać, ale przede wszystkim podziwiam tych młodych ludzi. Kiedyś panował stereotyp, że Polacy to społeczeństwo zacofane i mało innowacyjne, bez pomysłów oraz inicjatyw. Podważano nasze umiejętności tworzenia państwa oraz zarządzania nim, a ja myślę, że to pokolenie jest niezależne od polityki i już „nie chodzi”, a więc nie jest roszczeniowe, ale pomysłowe. To są ludzie, którzy wiedzą, że jak sami o siebie nie zdbają i się nie wykształcą, to czarodziejskie różdżki państwa lub miasta im nie pomogą. To są ludzie, którzy mieszkają na tych nowych osiedlach i sobie radzą, wyjeżdżają poza Polskę i później wracają, rozkręcając działalność gospodarczą. To inni ludzie, mają inną wiedzę oraz inne spojrzenie, bo też korzystają z innych źródeł wiedzy: nowych technologii, szkoleń korporacyjnych oraz osobistych doświadczeń.

CZY NASTĘPCA JUŻ SIĘ NARODZIŁ

N.W.: Gdzie w takim razie jest dzisiaj pana wymarziony następca ? Gdzieś w gimnazjum, liceum czy może już gdzieś obok pana w urzędzie ? Może się jeszcze nie narodził, a jeśli tak, to proszę powiedzieć kim powinien być...
T.J.: Ja mam kilku takich ludzi w mieście których widziałbym w roli moich następców. To musi być osoba około czterdziestki...

N.W.:...czyli jak pan porządzi jeszcze wiele lat, to on dzisiaj skończył technikum lub liceum.
T.J.: Bez przesady, tego nikt by nie wytrzymał.

N.W.: To kim taka osoba powinna być?
T.J.: To musi być osoba zajmująca się sprawami publicznymi, która rozumie miasto, biznes i ludzi, ale nie będzie demagogiem. Taki człowiek musi potrafić mysleć o inwestycjach w nowych kategoriach, ale powinien także rozumieć inne obszary: kulturę, oświatę, sport i sztukę. Wazne jest zachowanie ciągłości funkcjonowania urzędu, bo ta instytucja obsługuje obywateli i zajmuje się wydawaniem dziesiątek tysięcy decyzji w ciągu roku.

N.W.: Czyli urzędnik ?
T.J.: Niekoniecznie. Sam urząd daje satysfakcję z rządzenia miastem tylko wtedy, gdy funkcjonuje tak jak obecnie w Gorzowie. Urząd działa, a prezydent tworzy z najbliższymi współpracownikami strategię. Urząd powinien tak funkcjonować, że decyzje podejmowane na poziomie wiceprezydentów, dyrektorów, sekretarza i skarbnika, samego prezydenta nadmiernie nie absorbują, bo ci ludzie wiedzą, że wszystko ma być zrobione na sto procent. Prezydent może się wtedy zająć rozwojem, inwestorami oraz planami inwestycyjnym. Ten człowiek, nie ważne czy kobieta czy mężczyzna, musi być osobą odpowiedzialną, która wchodząc do gabinetu ma wizję rozwoju miasta.

N.W.: Po panu wiele do roboty mu nie zostanie.
T.J.: To nie tak, będą nowe wyzwania. Ja wykonałem pracę Herkulesa, biorąc na siebie te największe ciężary o miliardowych wartościach. Nie będzie trzeba już do tego wracać: kanalizacji, budowy dróg i obwodnic oraz szeregu innych rzecz. Miasto było zaniedbane i niedoinwestowane, a po mnie już wielkich inwestycji robić nie trzeba będzie. Moi następcy będą remontować lub rozbierać to, czego mi się nie udało, ale będą też budować nowe rzeczy.

WIEM JUŻ JAKI POWINIEN BYĆ MÓJ NASTĘPCA


N.W.: Jeszcze będzie coś potrzebne ?
T.J.: Zawsze będzie. Może będą budowali nowe budynki na bazie starych, a może pływalnie na osiedlach lub obiekty w parkach. Rozwój miasta musi byc zachowany, a do tego potrzebne są dwie sprawy na które prezydent ma wpływ: praca oraz usługa publiczna na wysokim poziomie. Wbrew temu co opowiadają moi przeciwnicy, życie ludzkie nie polega tylko na chodzeniu do pracy i siedzeniu w domu z dziećmi lub wnukami. Na życie skałda się wiele innych elementów, a do związania się z danym miastem potrzeba o wiele więcej bodźców niż tylko praca: są potrzebne korty, baseny, restauracje, teatr, filharmonia i parki. Tysiące rzeczy, które docierają do różnych osób i następoca będzie miał co budować

N.W.: Czyli nie będzie testamentu ?
T.J.: No nie będzie, bo testament zostawiają ci, którzy odchodzą, a ja jeszcze kilka lat będę to miasto zmieniał. Nie chcę też by Jędrzejczak mówił swojemu następcy, co ma za kilka lat robić. Chcę uniknąć sytuacji, gdy ja obejmowałem urząd, a mój poprzednik pisał w gazetach długie elaboraty na temat lampy na rynku, choć mieszkańcy Zawarcia i Zakanala nie mieli w tym czasie wody. Moim marzeniem jest to, aby człowiek który przyjdzie po mnie za kilka lat, był w moim wieku, gdy ja zaczynałem karierę polityczną. Miałem wówczas 36 lat i nie wiedziałem gdzie jest Sejm, ale zostałem tam zaprowadzony przez świętej pamięci Jurka Szmajdzińskiego oraz Leszka Millera. To musi być człowiek o dużych chęciach pracy dla innych, rzetelny oraz posiadający określony poziom intelektualny. To nie może być ktoś z kapelusza. Do zarządzania miastem nie jest potrzebny tylko menadżer, ale człowiek wrażliwy na oświatę, biedę, rozumiejący ludzi starszych i tych, których nie stać na chodzenie do obiektów które budujemy.

N.W.: Czyli powinien naśladować Jędrzejczaka ?

T.J.: Niekoniecznie. Ważne jest coś innego. Moim największym sukcesem jest to, że przez te wszystkie lata, gdy byłem posłem czy prezydentem, zawsze cieszyłem się dobrą opinią i poparciem zwykłych ludzi. Jest dla mnie rzeczą nieprawdopodobną, że mimo tych wszystkich oskarzeń, awantur, procesów i wielu innych rzeczy, nigdy nie zawiodłem się na ludziach. Zawsze miałem dobrą opinię u zwykłych ludzi i to jest wielka radość i kapitał, który jest dla mnie najważniejszy. 

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...