Przejdź do głównej zawartości

Przyjaźń za 11 milionów ?

Mocne oskarżenie pod adresem dwóch polityków Platformy Obywatelskiej do Sejmu i Senatu: uznanego przedsiębiorcy z Gorzowa oraz byłego burmistrza Żar. Dziennikarze lokalnej gazety stawiają publicznie odważny i ryzykowny zarzut, że w trakcie remontowanej przez „Interbud West” szkoły, a także podczas poprzedzającego go przetargu, mogło dojść do poważnych nieprawidłowości...


...a wszystko dlatego, że zlecającym i odbierającym budowę był były burmistrz Żar i obecny radny wojewódzki Platformy Obywatelskiej – właśnie skreślony z list wyborczych do Sejmu - Wacław Maciuszonek, a wykonawcą firma powiązana z obecnym wiceprzewodniczącym Sejmiku Wojewódzkiego Władysławem Komarnickim.

Trudno wyciągać jakiekolwiek wnioski o charakterze prawnym – gdyż blog NW interesuje się głównie polityką – ale nie trudno też o jeden zasadniczy wniosek, że partię rządzącą stać na kandydatów do których w kampanii wyborczej „nic się nie przyczepi”. Tymczasem w Gorzowie hurtowo pojawiają się tzw. „newsy”, których przedmiotem są miejskie inwestycje realizowane przez kandydata PO na sanatora.
         
       Zaledwie „ułamek” takich newsów, pojawił się w prasie wydawanej na południu województwa lubuskiego.

 „Dlaczego rok temu ówczesny burmistrz Żar zgodził się przyjąć fuszerkę budowlaną, za którą podatnicy zapłacili ponad jedenaście i pół miliona złotych? (...) Powód był prosty. Największe miejskie zlecenie budowlane wykonała spółka kontrolowana przez politycznego przyjaciela Wacława Maciuszonka. Człowieka o bardzo ciekawej biografii” – piszą dziennikarze wydawanej w Żarach i Żaganiu „Mojej Gazety”.
           
       „Sprawdziliśmy wszystko dokładnie, a z panem Komarnickim nie udało nam się skontaktować, bo taki kontakt okazał się mocno utrudniony” – mówi w rozmowie z NW autor tekstu i redaktor naczelny „Mojej Gazety” Artur Guzicki.
         
       Chodzi o remont szkoły numer 2 w Żarach, który okazał się według gazety gigantycznym bublem budowlanym. Zaledwie po kilku miesiącach od wartego 11 milionów remontu, który wykonywała gorzowska firma „Interbud West”, szkoła wymaga ponownego remontu. „Jak nas zapewnił szef gorzowskiej spółki, remont ten był przewidziany już w trakcie budowy, a ówczesny burmistrz Żar Wacław Maciuszonek przyjął inwestycję zdając sobie sprawę z tego, że zaraz trzeba będzie wykonać poprawki” – piszą dziennikarze.

                Ich zdaniem, kluczem do odpowiedzi na pytanie dlaczego do tego doszło, są powiązania partyjne Wacława Maciuszonka i Władysława Komarnickiego – człowieka kontrolującego spółkę Interbud West z Gorzowa – głównego wykonawcę największej żarskiej inwestycji oświatowej.

 „Obaj panowie są wpływowymi działaczami lubuskiej Platformy Obywatelskiej. Obaj, z ramienia tej partii zasiadają dzisiaj w Wojewódzkim Sejmiku Samorządowym. Komarnicki, to wiceprzewodniczący Sejmiku i członek komisji budżetu i finansów. Maciuszonek, to przewodniczący komisji gospodarki i rozwoju. Zasiada też, razem z Komarnickim w komisji budżetu i finansów. Już te funkcje świadczą o tym, że obu panów interesują publiczne pieniądze” – mocno sugeruje w swoim artykule nieprawidłowości - a wręcz kumoterstwo – red. Guzicki.

Dziennikarze zauważają, że „dziwny był sam przetarg” do którego spółka kontrolowana przez Komarnickiego wystartowała wraz siedmioma innymi firmami. Według nich, teoretycznie wydawało się, że konkurencja jest tak duża, że niemożliwym będzie, żeby inwestor - w tym wypadku kierowany przez Wacława Maciuszonka Urząd Miasta - mógł któregoś z oferentów faworyzować. Układ był prosty. Wygrywa oferta, która dostanie najwięcej punktów.

I tak też się stało. Tyle, że spółka kontrolowana przez politycznego przyjaciela ówczesnego burmistrza Żar, zostawiła wszystkich rywali daleko w tyle. Jako jedyna uzyskała sto punktów, czyli dokładnie tyle, ile było do wzięcia. To rzadki przypadek, żeby złożona na przetarg oferta idealnie wpisywała się w zapotrzebowania inwestora. To tak, jakby autorem koncepcji przetargu i istotnych jego warunków był ten sam zespół ludzi” – mocno i dosyć ryzykownie stawiają tezę o nieprawidłowościach dziennikarze „Mojej Gazety”.

Nie jest intencją bloga Nad Wartą stawianie „kropki nad i”, bo też blog woli polityków oceniać niż opisywać ich gospodarczą aktywność, ale coś jest na rzeczy.

 Gorzowianie mają prawo do wiedzy o takich sprawach szczególnie, gdyż o swoim ewentualnym senatorze – ale w roli przedsiębiorcy, słyszeli już wiele razy – przy okazji jego startu w przetargu na budowę stadionu żużlowego, gdy był szefem „Stali Gorzów”, niezapłaconej kary umownej za zerwanie kontraktu na budowę CEA czy udziale jego firmy w realizacji najważniejszych przetargów w mieście.


Wszystko jest prawnie w porządku, ale jakoś zawsze pozostaje delikatny niesmak etyczny...

CZYTAJ ARTYKUŁ W „Mojej Gazecie”:
http://www.moja-gazeta.info/index.php/wiadomosci/zary/450-przyjazn-za-11-milionow




Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Aborcja. Biznes, który nie lubi życia!

Chciałoby się wykrzyczeć: wreszcie! Wreszcie ktoś z samego serca lobby aborcyjnego, opisał prawdziwe intencje organizacji proaborcyjnych oraz ich sponsorów. Jeszcze nikt tak dosadnie i konkretnie nie powiedział, że w całej propagandzie aborcyjnej, chodzi przede wszystkim o duże pieniądze. - Aborcja, jak wszystko w kapitalizmie, jest biznesem – powiedziała w przypływie szczerości, Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że uczyniła to na antenie TV Republika i w programie na żywo. Chwilę wcześniej, wyciągnęła opakowanie tabletek aborcyjnych i jedną z nich publicznie zjadła, najpierw bezprawnie dokonując jej promocji. Sytuacja miała miejsce w telewizyjnej debacie tuż po emisji filmu pt. „Wyrok na niewinnych”, który opisywał historię głośnego procesu sądowego w USA. Efektem rozprawy przed Sądem Najwyższym było zalegalizowanie aborcji. Główną postacią filmu jest dr Bernard Nathanson, w przeszłości zagorzały zwolennik legalizacji aborc...