Przejdź do głównej zawartości

PRZYSZŁY SENATOR KŁAMIE ...

...lub z prawdą mocno mija się „Gazeta Lubuska”. Coś mocno "nie gra". Wypowiedzi i fakty zdają się wskazywać, że kandydat Platformy Obywatelskiej do Senatu mógł konfabulować - chcąc podpiąć się pod nie swoją inicjatywę – lub, co wydaje się bardziej prawdopodobne: od początku do końca był współautorem „mistyfikacji” w którą świadomie zaangażował najważniejsze osoby w regionie.

Tak przynajmniej wynika z faktów, które upubliczniła „Gazeta Lubuska” oraz archiwalnych wypowiedzi kandydata PO do Senatu Władysława Komarnickiego. Oczywiście nie chodzi tu jeszcze o żadne kłamstwo lustracyjne – bo prezes honorowy „Stali Gorzów” jest poza jakimkolwiek podejrzeniem – ale kłamstwo w zakresie inwestycji, która za sprawą zaangażowania W. Komarnickiego miała odmienić oblicze Gorzowa.

Rzecz dotyczy budowy potężnej serwerowni, którą za 150 milionów miała w Gorzowie wybudować spółka Cubatex. Pierwsze dane miały być przetwarzane już pod koniec bieżącego roku.

Tak, to jest prawda: zabiegałem o tą grupę kapitałową przez pół roku. Takie rozmowy prowadziłem cały czas, jakby przewidując to, że  mogą być nagabywani, żeby osadzili swoje plany inwestycyjne w Zielonej Górze” – mówił 24 lutego br. w Telewizji TELETOP kandydat PO do Senatu Władysław Komarnicki.

To Władysław Komarnicki skierował zainteresowanie spółki na Gorzów” – obwieścił kilka dni wcześniej w „Gazecie Wyborczej” prezydent Jacek Wójcicki, a sam zainteresowany tego samego dnia to potwierdził. „To prawda, a Władysław Komarnicki nie chwali się wcześniej, ale tak było” – powiedział w Radiu Gorzów.

Dzisiaj okazuje się, że skierował „martwe dusze” z którymi miewał metafizyczny kontakt lub „podstawionych figurantów”, którzy od początku wiedzieli, że to wielka lipa.

Szkoda tylko, że w całość zaangażowane zostały najważniejsze osoby w regionie: dwóch prezydentów, marszałek województwa oraz członkowie zarządu.

Prawdę zna sam zainteresowany...

...ale „Gazeta Lubuska” rzuca na sprawę nowe światło, które daje powody by sądzić, że Władysław Komarnicki kolejny raz – po sprawie rozliczenia balu charytatywnego, startu w przetargu na rozbudowę stadionu żużlowego czy wreszcie jego komunistycznej przeszłości – nie do końca był transparentny.

Podobnie ma się sprawa z serwerownią za 150 mln zł. Firma, która chciała z miastem stworzyć spółkę, jest... nie do namierzenia. Udało się nam co prawda  znaleźć warszawski adres, ale bez żadnego numeru kontaktowego. Dokopaliśmy się też do namiaru na gorzowskie biuro. Jest w śródmieściu, w pokoju jednego z centrów biurowych. Tylko że... pokój jest zamknięty na głucho. A od pracowników sąsiednich biur usłyszeliśmy: <Nigdy nikogo tam nie widzieliśmy>” – czytamy w „Gazecie Lubuskiej”, która przedstawia całą inwestycję jako jedną wielką ściemę.

Firma zapowiadała, że sfinansuje inwestycję z unijnych programów regionalnych.

Głęboko wierzę, że moje słowa, zostaną przekute w czyn przez wszystkich. Jestem po dwukrotnej rozmowie z marszałek Polak, prosząc żeby nie namawiać ich na Stary Kisielin czy Zieloną Górę(...).Doprowadziłem do spotkania z marszałek, a także Pawłem Sługockim z departamentu zajmującego się programami regionalnymi.  Jest szansa, żeby w Gorzowie młodzi ludzie, którzy są wysublimowanie wykształceni, zarabiali tak jak zarabiają biali ludzie na całym świecie” – mówił wiceprzewodniczący Komarnicki, a słowa „biali ludzie” brzmią bardzo platformersko, europejsko i cywilizowanie.

„Gazeta Lubuska” pokazuje inną stronę „wielkiej ściemy”.

Urząd Marszałkowski w Zielonej Górze  na to: „Firma nie kontaktowała się formalnie z Departamentem Programów Regionalnych w sprawie uzyskania dofinansowania przed­stawionego przedsięwzięcia z LRPO oraz RPO Lubuskie 2020” - czytamy w dzienniku, który podkreśla iż działki na których miała stanąć serwerownia, władze miasta wystawiły właśnie na sprzedaż.


Jestem codziennie w kontakcie z prezesem tej grupy kapitałowej i wiem, że lada dzień ta firma zarejestruje się w Gorzowie, a zatem pierwszy znaczący krok będzie miał miejsce” – powiedział 20 lutego br. Władysław Komarnicki, a zatem – jeśli „Gazeta Lubuska” szuka kontaktu do spółki – to najlepiej zgłosić się do kandydata do Senatu W. Komarnickiego....

         „Z mojej inicjatywy było ostatnio spotkanie całej grupy kapitałowej i ja byłem organizatorem tego spotkania” - to konstatacja gościa, który myśli iż wciąż jest komunistycznym sekretarzem i można obiecać wszystko.

            Wiecie, rozumiecie, patrz pan. 
            Marketów w Deszcznie też nie ma, ale to już działka obecnego prezydenta Gorzowa...




Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Aborcja. Biznes, który nie lubi życia!

Chciałoby się wykrzyczeć: wreszcie! Wreszcie ktoś z samego serca lobby aborcyjnego, opisał prawdziwe intencje organizacji proaborcyjnych oraz ich sponsorów. Jeszcze nikt tak dosadnie i konkretnie nie powiedział, że w całej propagandzie aborcyjnej, chodzi przede wszystkim o duże pieniądze. - Aborcja, jak wszystko w kapitalizmie, jest biznesem – powiedziała w przypływie szczerości, Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że uczyniła to na antenie TV Republika i w programie na żywo. Chwilę wcześniej, wyciągnęła opakowanie tabletek aborcyjnych i jedną z nich publicznie zjadła, najpierw bezprawnie dokonując jej promocji. Sytuacja miała miejsce w telewizyjnej debacie tuż po emisji filmu pt. „Wyrok na niewinnych”, który opisywał historię głośnego procesu sądowego w USA. Efektem rozprawy przed Sądem Najwyższym było zalegalizowanie aborcji. Główną postacią filmu jest dr Bernard Nathanson, w przeszłości zagorzały zwolennik legalizacji aborc...