Niby zaskoczenia nie ma żadnego – dyrektor gorzowskiego szpitala
znalazł sobie nowy obiekt ataków i napastliwych tyrad. Tym samym potwierdziła
się teza, że najmądrzej mówi wtedy – gdy milczy, jego działania są słuszne i
zasadne – gdy przebywa na urlopie, a jego pozycja wynika z braku pozycji.
Nadrabia miną i słowami…
Miało być wielkie show w obronie
interesów gorzowskiego szpitala, a wyszedł cyrk i kompromitacja. Dyrektor Marek Twardowski utwierdził w przekonaniu tych, co traktowali
go z przymrużeniem oka od samego początku, a także rozwiał złudzenia swoich zwolenników,
którzy żyli w błędnym przekonaniu, że jest on osobą poważną i kompetentną. „Władze Gorzowa chcą okraść mieszkańców
Gorzowa na milion złotych. Szefowi tej spółki albo Prezydentowi Miasta zawiozę
parę wywrotek śmieci i wyrzucę na ulicę” – wypalił kilka dni temu, strasząc
mieszkańców iż szpital za wywóz nieczystości płacić będzie sześciokrotnie
więcej niż dotychczas, a w konsekwencji on jako prezes nowej spółki wyda
rocznie na ten cel prawie milion złotych więcej. Gdyby ktokolwiek miał
wątpliwości, że dyrektor Twardowski jednak myśli, a wypowiedzianych słów nie
rzuca na wiatr, ten stanowczo skonstatował: „Mam taki pomysł, jestem człowiekiem czynu, to jestem w stanie to zrobić”.
W takiej sytuacji nie pozostało nic innego, jak tylko cieszyć się z faktu uruchomienia
w gorzowskiej lecznicy psychiatrii sądowej, bo pacjent zgłosił się na
ochotnika, a proces jest niemal pewny, choć dyr. Twardowski - jak na lekarza przystało - powinien i zapewne jest człowiekiem rozsądnym. A jednak. „Ta
wypowiedź narusza moje dobra osobiste i oczekuję przeprosin, bo w przeciwnym
razie skieruję sprawę na drogę sądową” – to już mocny głos prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka. Dramat sytuacji
polega jednak nie na wypowiadanych przez Twardowskiego bzdurach, lecz na tym,
że prezes przyszłej spółki, to zwykły księgowy dyletant, który – co udowodnił
wiceprezydent Stefan Sejwa – nie rozumie
nowej ustawy i nie potrafi liczyć. „Dyrektor
nie rozumie ustawy i nie wczytał się dokładnie w regulamin” – stwierdził
wiceprezydent i od razu podał dokładne wyliczenia z których wynika, że według
nowych stawek, które i tak nie są jeszcze ostateczne ze względu na przetarg, gorzowski
szpital zapłaci za wywóz śmieci nie 1 milion, ale niespełna 150 tysięcy. „Jeżeli faktycznie służby księgowe
gorzowskiego szpitala aż tak pomyliły się w wyliczeniu opłat za śmieci, to mam
obawy co do innych danych księgowych, szczególnie dotyczących przekształcenia”
– słusznie niepokoi się b. wicemarszałek odpowiedzialny za służbę zdrowia Tomasz Gierczak. Ciekawe czy „śmieciową
szarżę” dyrektor Twardowski skonsultował ze swoją promotorką na stanowisko
dyrektora, a teraz prezesa spółki – marszałek Elżbietą Polak, bo po mieście chodzą słuchy, że do ich relacji jak
ulał pasuje anegdota z czasów Józefa
Piłsudskiego oraz Ignacego Mościckiego:
„Tyle znaczy, co Ignacy, a Ignacy gówno
znaczy”…