Liderzy lubuskiego Prawa i Sprawiedliwości pogubili się w zeznaniach. Broniąc
wizerunku partii jednym głosem oświadczają, że były wiceminister miał
wątpliwości i zarzuty formalne, ale już ich nie ma. Niestety nie potwierdza
tego sam zainteresowany, który twierdzi iż obecnie jest ich nawet więcej. Jak
zwykle opieszała jest prokuratura, która „czuje
pismo nosem” i nie chce się narażać tym, którzy mogą za dwa lata rządzić
Polską…
Były wiceminister, a dzisiaj
radny PiS Marek Surmacz nie stracił
politycznego rezonu. Przemilczał, przeczekał i przyjął pozycję taktycznego
zaczajenia się. Wypowiedział się dopiero wtedy, gdy „wystrzelali się” inni. Paradoksalnie - nie tylko wewnątrzpartyjni przeciwnicy,
ale także konkurenci. „Wszystkie te pisma
były rozpatrzone i uznane za bezzasadne, a dzisiaj konkurencja chce od siebie
odwrócić uwagę” – stwierdził lider gorzowskiego PiS-u Sebastian Pieńkowski, którego M. Surmacz oskarżył w
wewnątrzpartyjnych pismach o łamanie prawa wyborczego, ustawy o ochronie danych
osobowych oraz fałszowanie list wyborczych. „Kampania wyborcza została rozliczona, a jej sprawozdanie finansowe
przyjęte przez Państwową Komisję Wyborczą(…). Opisane nieprawidłowości były już
badane(…).Każdy kto zna Marka Surmacza wie, ze gdyby miał pewność zarzutów, to
skierowałby sprawę do prokuratury” – stwierdziła poseł Elzbieta Rafalska dzień po konferencji szefa samorządowców
Platformy Obywatelskiej Roberta Surowca,
który zarzucił gorzowskiemu PiS-owi „zamiatanie
sprawy pod dywan”. Ta jednak szła w zaparte, że sprawa została zbadana i
ostatecznie zamknięta. „Zarzuty Marka
Surmacza były przedmiotem wyjaśnień, ale nie potwierdziły się” – uważa znów
prezes Zarządu Okręgowego PiS Marek Ast.
I wszystko byłoby jasne, gdyby nie to, że sam zainteresowany – były wiceminister
i poseł M. Surmacz – kategorycznie stoi
na stanowisku, że zarzuty są nie tylko prawdziwe, ale przez dwa lata nazbierało
się ich jeszcze więcej. Tym samym „zakasował”
wszystkich i wyszło na to, że jego partyjni towarzysze i towarzyszki: Rafalska,
Ast i Pieńkowski, oględnie rzecz ujmując - mijają się z prawdą. A co za tym
dalej idzie – wyjaśniania trwają i nawet gdyby próbowano je uciąć na poziomie
regionalnym, to trafią do samego prezesa Jarosława
Kaczyńskiego. „Postępowanie wewnętrzne trwa, a ja jestem człowiekiem
konsekwentnym i cierpliwym(…). Zwróciłem się do struktur regionalnych i jeśli ostatecznie
zostanie to zignorowane, to są jeszcze struktury wyższe. W najbliższym czasie
zamierzam w tej sprawie wystąpić do prezesa Kaczyńskiego i do rzecznika
Dyscypliny, aby rozważył te zarzuty, ale także kolejne” – wyjaśnił w rozmowie z
red. Bogdanem Sadowskim nie dalej jak kilka dni temu. Jaki wniosek ? „W gorzowskim PiS-ie mogło dojść do poważnych
nadużyć” – uważa przewodniczący R. Surowiec, który wyręczył b. wiceministra i skierował pismo w sprawie nadużyć w PiS do J. Kaczyńskiego...