Przejdź do głównej zawartości

Pieniądze radnych od innej strony...

Lokalne media słusznie epatują swoich czytelników szczegółami oświadczeń majątkowych samorządowców oraz najwyższych urzędników. Kilkoma cyferkami można wywołać irytację, która szybko przeradza się w najczęściej całkiem niesłuszne stwierdzenie: „Nieroby mają tyle pieniędzy i majątków!”. W Gorzowie opozycja ma się finansowo lepiej niż rządząca krajem PO…

Zaradnych i bogatych w Radzie Miasta powinno być jak najwięcej. Niestety
dużo jest takich, którzy od wejścia w dorosłe życie, zarabiają tylko z budżetu:
państwa, województwa i miasta. Nigdy nie pracowali gdziekolwiek indziej, a
mandatu radnego będą bronić jak niepodległości. Bo 1600 zł to dla wielu drugie
wynagrodzenie, a przy tym wiele możliwości...
Lektura oświadczeń, choć każdy deklaruje iż nie interesuje go „cudzy portfel”, to również „zimny prysznic” dla tych, którzy oczekują iż znajdą w nich prawdę i tylko prawdę, fakty i tylko fakty oraz liczby, które będą odzwierciedlały rzeczywistość. Byłoby nadużyciem oskarżanie kogokolwiek o pisanie w oświadczeniach nieprawdy, ale nie ma wątpliwości co do tego, że odbiegają one od społecznego postrzegania statusu majątkowego poszczególnych polityków. Papier oczywiście przyjmie wszystko, samorządowcy na pewno napisali pełną prawdę, ale gdyby treść oświadczeń brać na poważnie i jako ostateczną wykładnię, to okazałoby się, że nauczyciel z wykształcenia, a na co dzień pracownik Elektrociepłowni Gorzów Mirosław Rawa uzyskuje dochody większe (144,7 tys.) niż najlepsi adwokaci w regionie Jerzy Synowiec (79,5 tys.) oraz Jerzy Wierchowicz (80 tys.). Przy okazji ciekawostka - M. Rawa otrzymał posadę szefa rady nadzorczej Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Strzelcach Krajeńskich, gdzie prezesem zarządu jest jego partyjny kolega i były senator PiS Władysław Dajczak. Gdyby na dochody samorządowców spojrzeć według linii partyjnej, to okazuje się, że dochody wszystkich rajców Platformy Obywatelskiej – wyjąwszy z nich wysokie zarobki przedsiębiorczego Roberta Surowca – są mniejsze niż dochody polityków Prawa i Sprawiedliwości. Pierwsi zarobili w ubiegłym roku trochę poniżej ćwierć miliona złotych (239 311 tys. zł), a drudzy ponad pół miliona złotych (512 013 tys.). Honor kojarzących się z biznesem samorządowców PO uratował ich przewodniczący R. Surowiec, który sam jeden jest w Radzie Miasta osobą absolutnie najbardziej przedsiębiorczą i uzyskał w 2012 roku dochód w wysokości ponad miliona złotych (1 075 000 zł), a to oznacza iż zarobił więcej niż wszyscy radni PO razem wzięci. Czy pieniądze w polityce są ważne ? To akurat jest oczywiste, a gdy spojrzy się na oświadczenie majątkowe radnego PO Zenona Burzawy z którego wynika iż uzyskuje wyższy dochód z tytułu diety radnego (16 900 zł) niż z pracy zarobkowej (16 tys. zł), to jest oczywistym, że swojego mandatu będzie bronił jak niepodległości, a żadnej inicjatywy wbrew partii nigdy nie podejmie. Podobnie radna Halina Kunicka, która słynie z tego iż nie słynie z niczego - wykazała w swoim oświadczeniu straty z działalności gospodarczej w wysokości  26 300 zł, a jej jedyny dochód, to ponad 17 000 diety radnej. W obu przypadkach samorządowcy nie dysponują oszczędnościami i papierami wartościowymi, a to oznacza, że ich jedyną „polisą ubezpieczeniową” jest wierność i bezwzględne posłuszeństwo partii. Inna ciekawostka – wysokie zarobki polityków Prawa i Sprawiedliwości, to nie jest wynik ich nadzwyczajnych umiejętności biznesowych, ale dochody z tytułu pracy w administracji i spółkach z udziałem czynników publicznych, gdzie trzech radnych PiS – mimo iż ta partia nie rządzi miastem, województwem lub Polską – uzyskuje z tego tytułu dochody w wysokości 265 413 zł. Jeśli do tego dodać dochody Marka Surmacza, Sebastiana Pieńkowskiego, Roberta Jałowego i Macieja Marcinkiewicza z tytułu diet samorządowych i wynagrodzenia za pracę w biurach posłów oraz eurodeputowanych, to nie ma wątpliwości iż rajcy opozycyjni – tak wobec lewicowego prezydenta jak też wobec liberalnej PO – mają się lepiej niż ci z partii rządzącej. Na publicznym da się wyżyć, a nauczyciele potrafią…

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...