Logiki w tym nie ma, ale poza dyskusją jest fakt, że „dobra zmiana” napotyka na swojej drodze złych
lub nieodpowiednich ludzi. Ta PiS-owska
choroba wymieniania wszystkich na byle kogo – aby „robił dobrze i na wilgotno” władzy – przekracza granice obsurdu i
groteski. Tym razem „kucha” była
spora i mocno kompromituje tych, którzy odpowiadają za kadry parti władzy w Lubuskiem. Komuch z krwi i
kości, który pracował w egzekutywie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej...
...został
najkrócej urzędującym prezesem zarządu publicznego Radia Zachód.
Mowa o Wilhelmie Korotczuku, który dzisiaj
rano pojawił się w swoim zielonogórskim biurze jako prezes – obejmując nawet
gabinet i służbowego iPhona - a po
godzinie 17-ej został poproszony o złożenie rezygnacji.
„Lepiej sam zrezygnuj” - usłyszał w
słuchawce protegowany przewodniczącego lubuskich struktur PiS Marka Asta, po czym uczynił, co do
niego należało. Awans był tak krótki, że że władze nie zdążyły stosownej zmiany
zarejestrować w Krajowym Rejestrze
Sądowym.
„Durnie nie sprawdzili <Bolka>” – żartuje w rozmowie z Nad
Wartą ważny polityk Prawa i Sprawiedliwości.
Powód takiego obrotu spraw dziwi
tylko niektórych, a dokładnie tych, którzy nie znali przeszłosci jednodniowego
prezesa. To nie pierwszy „kopniak” dla
Korotczuka, bo posadę wiceprezesa w Radiu Zachód stracił już w 2007 roku. Wtedy
jako powód podano utratę zaufania – chodziło o działalność gospodarczą.
Tym razem chodzi o działalność polityczną ...w Polskiej Zjednoczonej Partii
Robotniczej, gdzie – jako członek egzekutywy – miał nawet szansę przesłuchiwania
studentów NZS.
Smaczek jest taki, że "prezes" o nominacji wiedział od kilku dni i zdążył na tą okazję zamówić do gabinetu stolarzy, ale rzemieślnicy nie zdążyli wykonać pracy.
Niestety nic o nominacji i
dymisji nie ma na stronach Radia Zachód. Może dlatego, że inny kandydat do
posady wiedział, ze wszystko tak się właśnie skończy...