Nie często sprawiedliwość w
formie uniewinniającego wyroku przekłada się na zawodowy powrót do stanu
pierwotnego, to jest – czasu i sytuacji zanim komuś niesłusznie postawiono publicznie
zarzuty. Spośród wielu
decyzji, które zapadną w najbliższych kilkunastu dniach, jedna nie powinna
dziwić i
bulwersować – powołanie na szefa inspekcji podległej wojewodzie, skrzywdzonego
przez zdegenerowaną prokuraturę, byłego urzędnika Lubuskiego Urzędu
Wojewódzkiego...
...którego prokuratura niesłusznie
oskarżyła, a wojewoda Helena Hatka zwolniła z pracy.
Mowa o Krystianie Norku, byłym dyrektorze
Zakładu Poligrafii LUW, któremu w 2008 roku prokuratorzy zarzucili „fałszowanie pieniędzy przez kserowanie banknotów na kopiarce wysokiej
klasy”. Problem w tym, że zarzuty – jak to często bywa z
prokuratorami zajmującymi się urzędnikami z Gorzowa Wielkopolskiego – okazały się
w toku wieloletniego śledztwa i procesów, totalną „bzdurą na resorach”.
Co z tego, skoro zawsze
realizująca w swoim życiu publicznym zasady chrześcijaństwa wojewoda H. Hatka,
wykorzystała sytuację do pozbycia się Norka z Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego i
w duchu miłości bliźniego, wiary w człowieka oraz domniemania niewinności,
pozbawiła go pracy.
Gdy sąd go uniewinnił, także w drugiej instancji i po apelacji prokuratury, urzędnicy wojewody Katarzyny Osos z Platformy Obywatelskiej oświadczyli w marcu 2015 roku, że mimo iż został zwolniony bezprawnie, a zarzuty się nie potwierdziły, to: „Nie tylko nie istnieje dobra wola, aby pan Krystian Norek powrócił do pracy, ale nie istnieje także taka możliwość proceduralna”.
Gdy sąd go uniewinnił, także w drugiej instancji i po apelacji prokuratury, urzędnicy wojewody Katarzyny Osos z Platformy Obywatelskiej oświadczyli w marcu 2015 roku, że mimo iż został zwolniony bezprawnie, a zarzuty się nie potwierdziły, to: „Nie tylko nie istnieje dobra wola, aby pan Krystian Norek powrócił do pracy, ale nie istnieje także taka możliwość proceduralna”.
Sprawiedliwości
i prawu stanie jednak zadość, a skrzywdzony przez państwo Platformy Obywatelskiej
urzędnik, jeszcze w lutym obejmie posadę szefa ważnej wojewódzkiej inspekcji.
Mniej powodów do radości mają
zastępcy dyrektorów w Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim – których jest pięciu plus
jeden vacat: Ewa Szoppe, Grażyna Jelska, Józefa Radlicka oraz
Lubomir Fajfer, bo przesłany do akceptacji przez Ministerstwo Spraw
Wewnętrznych statut urzędu przewiduje likwidację tych stanowisk.
Nieoficjalnie wiadomo, że chodzi o oszczędności,
a na pozostanie w LUW ma szansę jedynie Fajfer. „Niezbędne zmiany są kosztowne, bo wymagają wypłaty
odchodzącym odpraw, a dzięki likwidacji <vicków> oraz pozbyciu się w
kolejności pracowników, którzy mają umowy na czas określony, zyskujemy
niezbędne około dwa miliony złotych, których nam po prostu zabraknie bez
redukcji” – mówi rozmówca NW.
Od dawna wiadomo, że „tak krawiec kraje, jak mu materiału staje”, a w budżecie Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego szególnych „rezerw na dochody” nie ma. Można najwyżej wystawiać więcej mandatów, a
sędziowie mogą zasądzać więcej grzywien – wtedy będzie na posady dla
wygłodniałego ludu PiS-owskiego...