Politycy PiS-u nie tylko „sprzątają”
po poprzednikach w administracji, ale przede wszystkim „zagrabiają” jej kolejne obszary, a zatem symbolami „dobrej zmiany” będzie nie tylko miotła,
ale również grabie. Niemal każdy dzień potwierdza wszystkie wcześniejsze
informacje Nad Wartą, ale karuzela odwołań i stanowisk zacznie się kręcić
na całego, dopiero w drugiej w połowie miesiąca. Kryteria odwolań są dosyć
jasne. Po pierwsze – zemsta i upokorzenie funkcyjnych działaczy obecnej
opozycji. Po drugie – posady dla wszystkich, którzy cierpliwie znosili
upokorzenia, będąc zmuszonymi do zwykłej pracy lub udawania pracy na
podrzędnych stanowiskach w instytucjach publicznych.
Administracja
rządowa w terenie - a także agencje i inspekcje - są obecnie „placem zabaw”, gdzie jednym zabawki są
zabierane, a innym dopiero wręczane.
Niektórzy
dostają „piachem po oczach” – jak odwołany
dzisiaj z funkcji dyrektora Biura Logistyki LUW Sebastian Franas, a inni zostają w piaskownicy na nowych warunkach
- z tą samą pensją, lecz na innym stanowisku – jak to ma miejsce w przypadku Tomasza Możejki, którego zastąpił
właśnie Sebastian Pieńkowski.
Temu
ostatniemu trudno odmówić kompetencji, ale nie o to w przypadku jego nominacji
chodziło, lecz o „stopę zwrotu” w
zamian za „inwestycję” jaką było kandydowanie
w wyborach do Senatu, które były kosztowne
i omal Pieńkowskiego nie zrujnowały.
Możejce
pomogła „koncyliacja”, współpraca
przy tworzeniu „tajemniczej listy
urzędników PO” oraz zgoda na wszystko, byle by dalej dobrze zarabiać na
publicznym.
„Dobra zmiana” będzie więc podatników kosztować,
bo Możejko – mimo iż zostaje w Agencji Nieruchomosci Rolnych - będzie pobierał uposażenie w takiej samej
wysokości jak przed degradacją. Podobnie z planowanym do „odstrzelenia” do końca miesiąca, ale ddzisiaj jeszcze
rozpracowywanym „po dobremu”,
wicedyrektorem Romanem Końcem z PSL,
który jest wiceprzewodniczącym Rady Powiatu Gorzowskiego.
Jakakolwiek zmiana wymagałaby zgody Sejmiku Województwa Lubuskiego lub Rady Powiatu Gorzowskiego. Cała dwójka – wraz z byłym wicemarszałkiem z PSL Maciejem Szykułą, który znalazł sobie miejsce w ANR - będzie kosztować podatników ponad 630 tysięcy złotych rocznie.
Jakakolwiek zmiana wymagałaby zgody Sejmiku Województwa Lubuskiego lub Rady Powiatu Gorzowskiego. Cała dwójka – wraz z byłym wicemarszałkiem z PSL Maciejem Szykułą, który znalazł sobie miejsce w ANR - będzie kosztować podatników ponad 630 tysięcy złotych rocznie.
Oznacza
to, że za te pieniądze, aż 105 lubuskich rodzin, mogłoby przez 12 miesięcy otrzymywać
środki na każde drugie dziecko w wysokosci 500 złotych.
Sam
Pieńkowski, po czterech latach urzędowania będzie wreszcie „milionerem”. Bez konkursu i specjalnych wysiłków - choć na wolnym rynku to niespotykane - otrzymał posadę na
której będzie zarabiał blisko 240 tysięcy złotych rocznie, a z nieopodatkowaną
dietą radnego w wysokosci 32 tysięcy złotych, wreszcie zrozumie biednych, ubogich
oraz tych wszystkich, których Prawo i Sprawiedliwość chce właśnie obdarować „psią kością” w wysokości 500 złotych
miesięcznie.
Kto
na karuzeli zmian następny?
W
ciągu tygodnia niezwykłą szansę na rozwój poza administracją otrzymają szefowie
wydziałów Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Jednym
z pierwszych będzie Jarosław Śliwiński
– dla którego w przeszłości specjalnie stworzononowy wydział. „To nie jest nieśmiertelny fachowiec od
bezpieczeństwa, bo czasy się zmieniły” – mówi rozmówca NW.
Przesądzona jest degradacja kompetentnej, ale
zbyt samodzielnej i nielubianej w niektórych środowiskach zblizonych do PiS szefowej
wydziału zdrowia Małgorzaty Krasowskiej –
Marczyk – za której odwołaniem osobiście lobbowała była PiS-owska wicemarszałek województwa, a także Katarzyny
Jankowiak z Wydziału Spraw
Społecznych, której stosowna informacja została już przekazana.
Problemem
są niskie wynagrodzenia kadry dyrektorskiej LUW-u, które są częstokroć niższe
niż brygadzistów w dużych firmach produkcyjnych, ale nawet to nie uchroni dwóch
innych dyrektorów, którzy od 1 marca w urzędzie pracować na tych samych stanowiskach nie będą na pewno: Anny Maćkowiak z Wydziału
Infrastruktury oraz „nieśmiertelnej” Krystyny Kowałko z Biura
Organizacyjnego i Kadr. Obie pozostaną w Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim, ale już
na innym "zaszeregowaniu".
Otwartym
pytaniem jest przyszłość 56 urzędników szczebla średniego i niskiego, których na stworzonej przez PiS liście „zakwalifikowano” w ostatnich tygodniach
jako „ludzi Platformy Obywatelskiej”,
choć wielu z nich nie zasłużyło się poprzedniej władzy niczym innym, jak tylko
terminem przyjścia do pracy, przypadkową koligacją rodzinną lub znajomością na
portalu społecznościowym z tą lub inną osobą.
Partie nigdy nie traktowały urzędów jako dobra narodowego, ale jako "żerowisko". Każda władza ma prawo do wymiany "na swoich", zwłaszcza iż Platforma Obywatelska robiła to w sposób bardziej bezczelny, ale posługując się inna retoryką.
Jeśli ktoś otrzymał pracę po znajomosci, a nie za to iż był najlepszy, powinien żyć ze świadomością, że jutro przyjdą znajomi innych...