Bezsilność rodzi irracjonalność, a ta bardzo często prowadzi do myślenia
utopijnego – wtedy sięga się po „pionków”,
„figurantów” lub – mówiąc językiem
kolokwialnym – zwykłych „leszczy”. Archeologia
ma się w Gorzowie całkiem dobrze, ale nie wiedzieć dlaczego, zamiast szukać
diamentów, złota i platyny – sięgnięto po tzw. Tombak, czyli - „czeskie złoto”. Chociaż większej ilości
kin „Kopernik” już nie ma, to chętni na robienie w mieście podobnych interesów
znajdą się zawsze…
…zwłaszcza iż „zainteresowana rodzina” jest duża, wpływowa
i wciąż się rozmnaża, a jej znajomi jeszcze bardziej liczni. Żaden
z potomków „wpływowej rodziny”, ani
nawet przedstawiciele „towarzystwa”, nie jest jednak na tyle znany i lubiany,
by sięgnąć po władzę w mieście i pozbawić jej prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka. Potrzebny jest więc ktoś, kto nie mając
zbytnio o wielu rzeczach pojęcia, zdobyłby ratusz i utorował drogę do tego o
czym były radny PiS oraz ikona autentycznej uczciwości i rzetelności w sprawowaniu funkcji
publicznych w mieście Arkadiusz
Marcinkiewicz, mówił w upublicznionej przez media rozmowie z gabinetu
prezydenta, gdy namawiał go do działań… co najmniej dwuznacznych. Tyle publicystycznego bujania w obłokach – teraz fakty. Wreszcie
pojawił się polityk, który – i to należy mu oddać za ogromny plus – oficjalnie
przyznał się do znajomości z byłym premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem. Niby żadna to nowina, bo kontakty z
ekspremierem, to raczej powód do chluby i zaszczytu, niż unikania wypowiedzi na
ten temat, ale zachowanie wielu spośród tych, co zawdzięczają mu niemal
wszystko – jak Piotr Styczeń czy Marek Surmacz, to wcale nie oczywistość.
„Nie wyrzekam się Kazimierza Marcinkiewicza.
Z Kazikiem jestem w stałym kontakcie, spotykamy się i rozmawiamy, bo różne są
koleje losu i pewnie ktoś kiedyś na końcu to oceni, ale nie mnie to oceniać.
Kazik szuka swojej drogi” – powiedział w rozmowie z red. Romanem Błaszczakiem z programu TV
TELETOP i Radia PLUS „Fabryczna 19” były kandydat PiS w wyborach prezydenckich
w 2006 roku i wiceprezes KSSSE AZS PWSZ Ireneusz
Madej. Nie od dziś wiadomo, że niektóre środowiska, te skupione wokół
Zachodniej Izby Przemysłowo – Handlowej, widziałyby jego come back w roli
kandydata w jesiennych wyborach prezydenckich. On sam niczym szczególnym,
oprócz dokonań sportowych i znajomością z byłym premierem, jeszcze się nie
wykazał, ale też ludzie promujący kontrkandydata dla obecnego prezydenta nie
oczekują od swojego protegowanego szczególnej inteligencji, wiedzy, osobowościowych
predyspozycji, kompetencji oraz politycznego obycia, lecz zwykłej dyspozycyjności.
„Zrobiłeś świetny wynik i podobno przez
wiele środowisk prawicowych jesteś szykowany na kandydata w wyborach
prezydenckich, to prawda ?” – indagował red. Błaszczak. „Rozmowy się toczą i bardzo się z tego cieszę, bo fakt iż po 8 latach ktoś rozmawia, to
dobrze. Na razie nie myślę o tym, ale obecnie zawiązujemy pomysł stowarzyszenia”
– odpowiedział enigmatycznie polityk, który – jak wiadomo - przyjmie
propozycję każdej funkcji, której będzie towarzyszyło wytłuszczenie nazwiska i
możliwość wystąpienia w telewizji. Promotorzy – choć bez instrumentarium i
opowiadając dużo więcej niż mogą – wśród których są tak związkowcy, jak i PRL-owski wojewoda Stanisław Nowak, zadowolą się
możliwością bełkotania w stylu: „Dryndnę
do Irasa, który jest prezydentem”. Czy będzie prezydentem ? „Trudno mi to powiedzieć, bo były
przeprowadzane badania sondażowe, ale moje nazwisko tam nie padało. Warto o to
miasto zawalczyć, bo jest tu dużo do zrobienia” – odpowiedział sam
zainteresowany. Jak wiele jest do zrobienia ? „Trzy lata temu pan prezydent
publicznie zapowiedział, że w 2012 roku koszykarki będą grały w nowej hali.
Powiedział to na meczu i to było transmitowane” – to odpowiedź, która nigdy nie
powinna paść – bo hala to ostatnia sprawa, która jest w tym mieście potrzebna -
ale jeśli to jego jedyny program wyborczy, to rzeczywiście potwierdza tezę iż
kto inny chce pełnić funkcję, a jeszcze kto inny będzie rządził i robił
interesy. I wszystko jasne, a urzędnicy i pracownicy jednostek samorządowych –
od ADM-ów po MZK - powinni wiedzieć, że każda taka zmiana, to zmiana kadrowa –
bo „swoi” muszą mieć robotę. "Rodzina" i "towarzystwo" są duże ...