Przejdź do głównej zawartości

RANKING RADNYCH GORZOWA

To lista „bez lukru” i „podlizywania się”, szczera do bólu – nawet wtedy, gdy dotyczy ludzi sympatycznych lub odrażających. Przedstawiony ranking gorzowskich radnych, jego kolejność oraz uzasadnienie do poszczególnych pozycji, mają oczywiście charakter subiektywny i zapewne niektóre opinie – w dużej mierze także radnych o radnych – dalekie są od tego, co niektórzy politycy sądzą o sobie samych. Nie wystarczy namiętnie pisać interpelacje, ale liczy się całokształt: aktywność w czasie obrad plenarnych, praca w komisjach, działalność w na rzecz mieszkańców czy wreszcie umiejętność przekonywania do swoich racji…
Ranking nie powstał tylko na podstawie osobistych i subiektywnych spostrzeżeń autora bloga, ale jest sumą kilkudziesięciu opinii oraz komentarzy: 13 radnych – którzy oceniali i wskazywali wszystkich oprócz siebie, 9 przedsiębiorców – wystawiających samorządowcom laurkę lub dających „czerwoną kartkę”, 4 publicystów – mających swoje typy, lecz także obiektywne oceny, a także 11 aktywnych działaczy politycznych. Prawda jest taka, ze są samorządowcy bez których Rada Miasta byłaby słaba, ale są też tacy, których wymieniać tu nie warto, bo ich obecności lub nieobecności w miejskim samorządzie i tak nikt nie zauważa…

1. Jan KACZANOWSKI Nie sztuką jest zdobyć pierwsze miejsce. Sztuką jest stracić je i zdobyć ponownie. To zapewnia praca u podstaw
Główny rozgrywający w Radzie Miasta, który wiele już widział i z wielu opresji wychodził zwycięsko. Nawet wtedy, gdy złapano go na „podwójnym gazie” – nie kręcił i nie kazał czekać aż prokurator przedstawi oficjalny akt oskarżenia. To jednak przeszłość, która pokazała wysoką klasę i poziom dzisiejszego wiceprzewodniczącego Rady Miasta, bo obecnie jest nie tylko „spadkobiercą” partyjnych wpływów eksposła Jana Kochanowskiego, promotorem lidera SLD Marcina Kurczyny, bliskim współpracownikiem europosła Bogusława Liberadzkiego, ale przede wszystkim aktywnym samorządowcem w obszarach, które dla wielu innych samorządowców są „zbyt małe”, by chcieli się nimi zajmować. „Niedawno zwróciłem się z interpelacją, żeby uruchomić przynajmniej dwa połączenia autobusowe z osiedla Staszica na cmentarz. To przede wszystkim ukłon w stronę starszych mieszkańców Gorzowa. Usłyszałem tylko, że miasta na to nie stać. To pytam się, czy rządzący mają być dla siebie czy dla mieszkańców?” – mówił w marcu 2013 roku. Co ważne – samo pisanie interpelacji nie świadczy o niczym, bo do tego nie potrzeba być radnym i można to uczynić w trybie wniosku o informację publiczną, ale J. Kaczanowski nie tylko pisze i mówi, ale przede wszystkim działa i jest w tym skuteczny do tego stopnia, że pojawiały się głosy o tym, by zawalczył o prezydenturę. „Na razie mamy prezydenta. Nie ukrywam, że z różnych środowisk docierają do mnie takie sygnały. Często spotykam się z głosami, że powinienem wystartować w wyborach prezydenckich. Przyjemnie jest coś takiego usłyszeć, tym bardziej, że po pewnej przerwie wróciłem do polityki. Widać, że wyborcy mają o mnie dobre zdanie” – mówił w wywiadzie dla 66-400.pl

2. Grażyna WOJCIECHOWSKA – Być dla innych, to walczyć za ich sprawami wszystkimi dostępnymi środkami. Nawet brutalnym językiem – jak wyrzucą drzwiami, to wejść oknem…
To Violetta Villas gorzowskiej polityki – jej głos słychać wszędzie, często za mocno i w mało znośnej formie, ale jak sama o sobie mówi: „Jak mnie ktoś poprosi, to nie popuszczę, aż nie załatwię, a prezio i jego urzędnicy mają być dla ludzi, a nie dla siebie” – mówiła kilka miesięcy temu podczas sesji Rady Miasta. Była niewygodna, bo choć inni radni również nie przebierają w słowach, to pozbawiono ją funkcji – wykorzystując lub posługując się kampanią „Gazety Lubuskiej” – wiceprzewodniczącej RM tylko dlatego, że zbeształa urzędników. Aktywna w obszarze interpelacji, ale jeszcze bardziej podczas komisji oraz posiedzeń plenarnych. Trochę marginalizowana przez lokalne media – zresztą na rzecz „politycznych wydmuszek” – ale nikt nie zakwestionuje tego, że należy do ścisłej czołówki. Takie zresztą są opinie wszystkich pytanych o komentarz na jej temat, a próba udawania przez dziennikarzy, że Wojciechowska nie robi więcej niż inni, to w rzeczywistości potwierdzenie jej pozycji. „Zły pieniądz zawsze wypiera ten dobry” – mawiał Adam Smith. „Wkurza to jej krzyczenie i opowiadanie o sobie, ale z drugiej strony wiadomo, że ona nie tylko gada, ale dużo robi” – to już opinia jej kolegi z rajcowskich ław.

3. Marek SURMACZIlość zwierzyny łownej w polityce jest ograniczona. Silny samiec alfa będzie zawsze widoczny i dobrze najedzony, słabeusze giną „z głodu” po jednej kadencji…
Jest w Radzie Miasta uosobieniem machiawelicznej myśli, ze „lepiej budzić strach, niż miłość”, a przy tym wszystkim – szanowany za kompetencje i doświadczenie. „On góruje nad całą radą i gołym okiem widać te jego warszawskie doświadczenie w ministerstwie i u prezydenta. On po prostu wie o czym mówi” – stwierdza samorządowiec, który raczej nie powinien za nim przepadać. „Bzdura, krzyczy, obraża i rzuca gromy, ale nic z tego nie wynika” – uważa z kolei radny poglądami bliższy M. Surmaczowi niż Janowi Kaczanowskiemu czy Grażynie Wojciechowskiej. „Tego pana komentować nie będę, bo to jest człowiek, którego zachowań i wypowiedzi prezydent miasta komentować nie powinien” – powiedział w rozmowie z red. Janem Delijewskim z echogorzowa.pl prezydent Tadeusz Jędrzejczak. Prawda jest taka, że Surmacz to dzisiaj jeden z najaktywniejszych samorządowców, który nie tylko mówi i działa, ale także z sukcesami wychodzi z tak poważnych opresji jak oskarżenie o niezgodne z prawem korzystanie z ulg na wynajem pomieszczeń dla partii, która od 10 lat nie istnieje. Można go lubić lub nie, ale trzeba się z nim liczyć, bo sam M. Surmacz ma szacunek tylko dla ludzi silnych, a słabych nie toleruje i nie szanuje. Przykład pierwszy z brzegu, to oskarżenie przewodniczącego klubu PO Roberta Surowca, który – próbując wcześniej tą narrację „sprzedać” blogowi Nad Wartą – zarzucił mu groźbę posłużenia się służbami w celach politycznych. Sprawa jest już w sądzie, ale wynik raczej do przewidzenia – słaby Surowiec z nieprawdziwym zarzutem względem ekswiceministra, a w dodatku próbą kolportowania go wcześniej do innych, nie ma szans z silnym Surmaczem.

4. Sebastian PIEŃKOWSKI – Chęć bycia liderem to nie wszystko, bo trzeba jeszcze pokazać , że jest się lepszym od tych, których chce się zdetronizować. Albo przynajmniej tak dobrym, jak oni ..
To nie jest Don Kichot PiS-owskiej walki o wpływy, ale realny następca. Jeśli ekswiceminister Marek Surmacz lub poseł Elżbieta Rafalska mogą mówić, że ktoś w mieście jest lepszy od nich, albo inaczej: aktywnością znacznie wyrasta ponad to, co oni robili na początku swojej działalności politycznej, to jest to Sebastian Pieńkowski. Najaktywniejszy radny, lider Prawa i Sprawiedliwości w mieście i powiecie, a także współautor „Karty Dużej Rodziny”, a wszystko w środowisku, które nie było mu przychylne. „Zawsze przygotowany, nigdy nie da się zaskoczyć, a przy tym jakby mniej partyjny” – mówi NW jeden z radnych. Problem w tym, że w polityce partyjnej nie ma drugiego miejsca i albo jest się najlepszym, albo wypada się poza burtę. Pieńkowski, cokolwiek by się z nim nie stało, pozostawi po sobie w gorzowskim samorządzie „Kartę Rodziny”, a to już dużo więcej niż funkcja prezydenta, posła czy radnego, bo bywali w przeszłości tacy, którzy – pełniąc te funkcje -nie pozostawiali po sobie dosłownie nic. Co ważne, jest aktywny nie tylko na sesjach plenarnych Rady Miasta i w mediach – jeśli sympatyzujący z jego adwersarzem z PiS, red. Piotr Bednarek go zaprosi – ale także w sprawach „małych” i na pozór „bezprzedmiotowych”. Radny, który wywrócił do góry nogami „uchwałę śmieciową, a potem budżet miasta na 2014 rok, chwalony jest nawet przez prezydenta Gorzowa Tadeusza Jędrzejczaka. Myślę, że jak się jeszcze trochę nauczy i nabierze doświadczenia, to będzie z niego niezły polityk” – powiedział ten ostatni w echogorzowa.pl. Takich „laurek” ze strony M. Surmacza, E. Rafalskiej czy nawet Mirosława Rawy lub Romana Sondeja nie uświadczy nigdy – z zazdrości …

5. Marcin GUCIA – Owszem, polityczne cmentarze są pełne „zamiarów” i „dobrych intencji”, ale w samorządzie liczą się także chęci oraz umiejętność „przebicia”. Oby tylko być podmiotem, a nie „przedmiotem”…
Domorosły wizjoner, ale z werwą i chęcią zmieniania topornej rzeczywistości oraz zakłamanego świata polityki. Stał się „Czarnym Jasiem” – biorąc na siebie nie swoje winy w aferze „martwych dusz”, ale jak wszystko pójdzie dobrze, a wymiar sprawiedliwości okaże się dosyć politycznie elastyczny, to - mimo uznania winy - radny Marcin Gucia wciąż będzie mógł kandydować. I dobrze, bo na mapie samorządowej aktywności jest bardzo jasnym punktem. Do Rady Miasta wszedł w miejsce Krystyny Sibińskiej, która zdobyła mandat poselski, ale już dziś wiadomo iż mieszkańcy Gorzowa mogą się z tego tylko cieszyć. Święto Bułki z Pieczarkami, to był dziecinny falstart, ale już wnioski w zakresie automatyzacji obrad Rady Miasta, aktywność w zakresie przebudowy ulicy Kostrzyńskiej oraz „Planu Transportowego”, to przejaw politycznego dojrzewania, które powinno mieć swój akord także w kolejnej kadencji. „Najaktywniejszy jest Gucia i tyle, gdyby miał wsparcie kolegów, to byłby najlepszy ze wszystkich” – to niemal powszechna opinia wśród radnych, ale nie wiadomo, czy jest to pochwała „przed politycznym pogrzebem”, czy szczere uznanie działania. Dojrzewanie, to również „pryszcze” – tym zaś okazał się wniosek budżetowy, który w imieniu przewodniczącego Roberta Surowca i klubu PO, radny Gucia – niemal na „papierze toaletowym” złożył oficjalnie w biurze Rady Miasta. Jego winy prawie nie było, bo wniosek od trzech tygodni w mediach ogłaszał radny Surowiec, ale mógł się nie dać „wypuścić”. Pomimo tego, trudno dyskutować z faktem, że w klubie Platformy Obywatelskiej – do której oficjalnie nie należy, przewyższa swoich kolegów intelektualnie o kilka poziomów. Czy wystartuje w kolejnych wyborach ? Nawet jeśli – co raczej oczywiste – obroni się w sądzie, to lepiej by mu było tam, gdzie będą go traktować jak partnera, a nie frajera…

6. Marcin KURCZYNA – Na  polityczny szacunek trzeba sobie zapracować i nie wynika on z tytułu bycia adwokatem lub szefem partii, ale rzetelnej pracy. Lewica w mieście jeszcze nigdy nie miała tak perspektywicznego lidera
On nie rozpala emocji jak inni, bo do wszystkiego podchodzi „na zimno”, ale z dużym zrozumieniem i empatią. W Radzie Miasta jest trzech adwokatów: Jerzy Wierchowicz, Jerzy Synowiec i Marcin Kurczyna, , ale tylko ten ostatni jest zawsze przygotowany i nie przychodzi na posiedzenia po to, by „wrzucać granat do szamba”, ale w celu przedstawienia konkretnych propozycji. Inaczej niż J. Synowiec, nie używa retorycznych „wygibasów”, by – jak w sądzie – udowadniać iż wielbłąd jest lisem, ale po cichu i przy subtelnym „patronacieJana Kaczanowskiego, pracuje dla innych. Według rozmówców NW absolutne odkrycie tej rady i szansa na dużą politykę z której skorzysta nie tylko on sam, ale całe miasto i region. „Często się go radzę w sprawie niektórych uchwal, a on jest zawsze przygotowany” – uważa samorządowiec, który radzić się powinien raczej J. Synowca, ale – jak widać – woli M. Kurczyny. „Mnie proszę w tym przypadku zacytować. Marcin Kurczyna nie robi nic pod publiczkę, ale dla miasta” powiedział NW J. Kaczanowski.

7.Jerzy SYNOWIEC – Ludzie z pasją mają odwagę, by przekuć sny o mieście w konkretne propozycje, a nawet je zrealizować. Ludzie wolni – finansowo, społecznie i zawodowo – mogą dużo więcej niż „niewolnicy” samorządowych diet.
Nikt równie odważnie nie może sobie pozwolić na krytykę prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka, a także kolegów z Platformy Obywatelskiej do której oficjalnie nie należał, choć mógł być jej głównym atutem w mieście. „Najwidoczniej nie byli tym zainteresowani” – powiedział w Radiu Gorzów. Miejski esteta, współfundator wielu pomników i zwolennik skoncentrowania się przez władze miasta na rzeczach małych, zamiast na „pomnikach”: bulwarach, obiektach kultury oraz Kilka tygodni temu wraz z senator z Lipek Wielkich Heleną Hatką powołał do życia drugie koło PO, a kilkanaście dni temu został prezesem Towarzystwa Miłośników Gorzowa. Aktywny na forum Rady Miasta i w mediach, ale jakby trochę zniesmaczony poziomem gorzowskiego samorządu. Gorzowianie dostrzegli moją obecność na niwie zawodowej, sportowej czy społecznej co się przełożyło na dobry wynik. Czy było warto? Mam dziś wątpliwości, czy funkcjonowanie w Radzie Miasta ma głębszy sens. Poświęca się temu sporo czasu, ale zastanawiam się, czy w kolejnych wyborach warto startować” – powiedział ostatnio w partyjnym portalu Jacka Bachalskiego. Koledzy samorządowcy nie mają wątpliwości: „Bez Synowca ta rada będzie gorsza, bo ona już dzisiaj ma żenujący poziom”. I najciekawsze, że słowa te wypowiedział właśnie radny. Brak Jerzego Synowca wśród gorzowskich radnych, to byłby powrót do „ery kamienia łupanego” – wieczne nawalanie się, stawianie kapliczek Marki Bożej i obrażanie ambasadorów obcych państw. On sam może się stać synonimem dwóch ważnych – ale pokazujących pogardę dla zwykłych mieszkańców – wypowiedzi. Pierwsza o sprzedawcy sznurówek: „ Gorzów to nie Mombasa w Keni. Tu nie powinno się handlować <na chodniku>”. Druga o stosunku mieszkańców do Filharmonii Gorzowa: „Obecni mieszkańcy Gorzowa, to pierwsze pokolenie sedesu”.

8.Robert SUROWIEC – Zespół ocenia lidera tylko według jednego kryterium: sukces lub jego brak. Jeśli lider nie ma sukcesów i gra tylko „na siebie”, to… „stado go wypluje”. Silni przeżywają, a słabi giną i nie potrzeba tu Marka Surmacza…
Zdolny, ale ta kadencja jest jego najsłabszą i chyba się zagrał na śmierć” – to opinia radnego wielu kadencji. Kto wie, czy SMS wysłany w dniu ogłoszenia wyroku w „aferze prokuratorsko-sądowej” przez Roberta Surowca do prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka: „Tadeusz trzymam za Ciebie kciuki, powodzenia”, a następnie konferencja prasowa – kilka godzin później – na której grzmiał iż uniewinnienie tego ostatniego, to samo zło dla miasta, nie są kwintesencją całej jego działalności: co innego mówi, co innego robi, z kim innym dobija interesów, a z kim innym działa „na rzecz miasta”. Bez wątpienia ma talent i nadaje się do „dużej polityki” – na posła, na senatora, czy nawet prezydenta miasta. Problem w tym, że do tego niezbędny jest zespół, a samo „S3”, to już tylko synonim zaprzepaszczenia dużych możliwości, czy – jak kto woli – przerostu formy nad treścią. Jeszcze trzy lata temu był wymieniany jako lider Platformy Obywatelskiej w regionie, wróżono mu wielką karierę w samorządzie i określano mianem „protoplasty Sibińskiej”, kierowany przez niego klub radnych PO nadawał ton pracy całej Rady Miasta. Dwa lata później z klubu radnych zaczęli odchodzić – lub mocno się od niego dystansować - kolejni samorządowcy: Grażyna Ćwiklińska, Marek Kosecki, a ostatnio Jerzy Synowiec. W listopadzie hucznie  zapowiedział w mediach, że jego klub poprze budżet miasta na 2014 rok, ale pod warunkiem przekazania większych środków finansowych na drogi i chodniki. Wniosek nie wpłynął przez wiele tygodni, aż w końcu „rzutem na taśmę” - na kartce w kratkę – złożył go w imieniu R. Surowca radny Marcin Gucia. „Nie jestem ani w opozycji, ani w koalicji (…).Prezydent zamknął się w swojej służbowej limuzynie, nie czuje dziur w drogach i wyłączył się z normalnego funkcjonowania w mieście” – to opinia sprzed tygodnia w której R. Surowiec zachowuje się tak, jakby przez ostatnie cztery lata nic się nie stało.

9. Robert JAŁOWY – Warto się przyczaić, będąc czujnym jak ważka, by w odpowiednim momencie zaatakować z siłą orła i precyzją sowy. Szybko łapie się tylko pchły …
Ogromny potencjał i wiedza, niestety - hamowane zawodowymi ograniczeniami pracy w administracji zależnej od Platformy Obywatelskiej. Gdyby tylko Robert Jałowy mógł na chwilę nie ryzykować posadą w administracji, to mieszkańcy ujrzeliby jednego z najbardziej prospołecznych samorządowców. „Mam często wrażenie, że aktywność Pieńkowskiego, to efekt strategicznego myślenia Roberta Jałowego. On jest mózgiem Sebastiana, który myśli i wymyśla, a ten to przedstawia na forum” – żartuje jeden z samorządowców. I sporo w tym racji, bo Jałowy – były szef PIH-u oraz eksprezes Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej, to jeden z najbardziej bystrych umysłów w gorzowskim samorządzie. „Proszę zwrócić uwagę, że on wypowiada się zawsze na temat i skrajną wersją jego agresji, jest co najwyżej ponaglanie” – mówi radny lewicy. Faktem jest, że zarówno koncepcja „Karty Dużej Rodziny”, jak też próba przeforsowania niższych stawek za śmieci dla rodzin wielodzietnych, to pomysł właśnie R. Jałowego. Nie pisze wielu interpelacji, do mediów bywa zapraszany rzadziej niż inni, na sesjach wypowiada się tylko wtedy, gdy trzeba, ale gdyby nie był skrępowany oczywistymi względami zawodowymi, to wśród 25 radnych byłby w czołówce, a każda ekipa chciałaby go mieć na stanowisku wiceprezydenta ds. społecznych. Co ważne i wcale nie oczywiste wśród pozostałych radnych – rozumie media i nowe technologie…

10. Grażyna ĆWIKLIŃSKA – Zawsze jest jeszcze jakaś inna droga, która pozwoli zrealizować samorządowe plany i cele. Nie można rezygnować, ale lepiej znaleźć sobie lepszych przyjaciół, choć tych w polityce nie ma prawie nigdy…
Radna specjalizująca się w robieniu doskonałego wrażenia – choć trudno jej odmówić aktywności, odwagi działania i ekspresji w wypowiedziach. Gdyby próbować dokonać analogii pomiędzy byłą przewodniczącą Rady Miasta Krystyną Sibińską, a radną Grażyną Ćwiklińską, to porównanie jak najbardziej wychodzi na korzyść tej ostatniej. Potrafi „grać” – ale zawsze czyni to po coś, dla kogoś i w jakimś celu, a przy tym „nie jest sterowalna”, co udowodniła przynajmniej trzykrotnie. Po pierwsze – odpowiadając przewodniczącemu Tomaszowi Możejce, że: „Gorzowska Platforma Obywatelska wcale nie jest monolitem”. Po drugie – odważnie, oficjalnie i zakulisowo, walcząc o przetrwanie gorzowskiego szpitala. I wreszcie po trzecie – odchodząc z gorzowskiej PO i stwierdzając, ze: „Tam nie było atmosfery do współpracy na rzecz miasta”. Po odejściu z PO kuszona niemal ze wszystkich stron – od klubu prezydenckiego, przez SLD i PiS, a na namowach do powrotu kończąc. „Jest rozpoznawalna, znana i lubiana, a przy tym przewidywalna” – mówi jeden z radnych, który chwali ją za aktywność w komisjach. Poza komisjami – potrafi być kunktatorska i wybiec z głosowania tylko po to, by odnotowano iż nie brała udziału w głosowaniu, ale nie była ani „za”, ani „przeciw”, ani też „nie wstrzymała się”. „Pracuje i tak sobie myślę, ze rośnie nam w radzie taka druga Grażyna Wojciechowska, bo przecież Wojciechowska nie będzie wieczna, a ludzie muszą kogoś takiego w samorządzie mieć” – mówi radny.

11. Jerzy SOBOLEWSKI- Być dobrym to dużo, ale wciąż się rozwijać, to dużo więcej. Dobry radny to taki, który nie obraża się o rzeczy małe, słucha małych, ale chce dla nich robić sprawy jeszcze większe…
Można było oczekiwać więcej, ale gdyby na samorządową karierę Jerzego Sobolewskiego spojrzeć obiektywnie, to przeszedł on największą metamorfozę ostatnich lat – ze skromnego i traktowanego z przymrużeniem oka samorządowca, stał się twardym graczem z politycznym zacięciem. „Przewodniczący Sobolewski miał rację, szkoda tego stadionu Warty. Sorry, nie zawsze prezydent ma rację” – powiedział prezydent Tadeusz Jędrzejczak podczas spotkania noworocznego w Filharmoniki Gorzowskiej. Sam bohater wypowiedzi odpowiedział szybko i błyskotliwie: „Sorry, nobody is perfect”. Zdaniem rozmówców NW J. Sobolewski jest przewodniczącym poprawnym, przewidywalnym i paradoksalnie najmniej politycznym, choć niektóre zagrania są na granicy śmieszności. „Jak udawał ostatnio na sesji o zagospodarowaniu centrum, że jest zaskoczony wejściem na salę poseł Sibińskiej, której po chwili udzielił głosu. Trochę śmieszne w kontekście prezentacji architektów, ale generalnie jest dobrze” – mówi radny. Na plus należy przewodniczącemu Sobolewskiemu oddać duży dystans do samego siebie, co w radzie składającej się z wielu „pięknoduchów” nie jest czymś standardowym. „Jeden z radnych powiedział, ze cała rada jest do kitu?” – indaguje na okoliczność rankingu blog NW. „To proszę mnie z imienia i nazwiska, a nie anonimowo zacytować, że powiedział tak brzydko sam o sobie” – odpowiedział Sobolewski. „Tak napisać ? – dopytuje autor bloga. „Wszystko możecie napisać, przecież podobno już wszystko przegrałem i jestem skończony” – zażartował i kontynuował rozmowę dalej. Postawa – szczerze i bez ironii – postawa godna męża stanu.

12. Jakub DERECH – KRZYCKI – W samorządzie jest jak w życiu – nie ma „prawie” lub „może”. Wszystko musi być od A do Z poukładane, a poddać się można tylko w jednej sytuacji: gdy jest się poza burtą. Prawdziwi zwycięzcy nie poddają się nigdy…
Nie jest sędziwym staruszkiem, ale współczesna historia Gorzowa pisała się wraz z jego życiorysem: działacz organizacji młodzieżowych, sekretarz miasta, poseł na Sejm, wiceprzewodniczący SLD w regionie i wiceprzewodniczący Rady Miasta. Jakub Derech-Krzycki – jak mało kto w mieście – może powiedzieć o sobie: „Czuję się spełniony”, a z drugiej strony: „Przeżyłem więcej niż inni”. Ten ostatni wątek, to kwestia osobistych kłopotów zdrowotnych z których wyszedł na szczęście zwycięsko. „Udało mi się zwyciężyć z chorobą i bardzo się cieszę, bo nie lubię być mało aktywny. Było grubo, a wiec - jak coś robić to dobrze i grubo, a jak chorować to mocno” – mówił w rozmowie z red. Romanem Błaszczakiem w „Fabrycznej 19”. Mimo wszystkiego aktywny i zaangażowany. „Jest na komisjach, przychodzi na spotkania i przecież działa też w SLD” – mówi kolega radny, który dziwi się iż pomimo takiego obciążenia chorobą, wiceprzewodniczący J. Derech-Krzycki jest tak aktywny. Obok Marka Surmacza i Grażyny Wojciechowskiej, to w gorzowskim samorządzie jeden z seniorów. Pracował z trzema prezydentami: Henrykiem Maciejem Woźniakiem, Bogusławem Andrzejczakiem oraz Tadeuszem Jędrzejczakiem.

13. Jerzy WIERCHOWICZ – Zawsze można zrobić coś więcej lub lepiej, nawet jeśli nie jest to na miarę inteligencji i wiedzy polityka. Mądrzy wyborcy to promil, warto pomyśleć o tych, co stanowią dziesiątki procentów…
Ceniony przez prezydenta, szanowany przez pozostałych radnych za umiar i rozsądek, ale niemal wszyscy rozmówcy mówią o „niedosycie” i większych oczekiwaniach. „Byłem pewny, że będzie aktywniejszy” – to opinia z PiS. „Jakoś tak do wszystkiego z dystansem i ponad wszystkimi, jakby był na sejmowej komisji, a nie na forum Rady Miasta” – to już wypowiedź innego radnego z klubu o proweniencji lewicowej. Parlamentarne gwiazdorstwo Jerzego Wierchowicza nie przełożyło się na działalność w Radzie Miasta. Niektórzy wspominają nawet, ze J. Wierchowicz potrafił się na początku kadencji obruszyć, że ktoś zwraca się do niego nie per „panie pośle” lub „panie mecenasie”, ale … „panie radny”. Bez wątpienia należy do najbardziej przygotowanych do roli samorządowca, ale chyba tęsknota za blichtrem z ulicy Wiejskiej jest większa niż wola bycia członkiem lokalnego samorządu. Mógłby być wiceprezydentem, ale to znów koliduje z wykonywaniem zwodu adwokata…

14. Radosław WRÓBLEWSKI – Jak ktoś jest zadowolony z bycia średniakiem dzisiaj, to juto będzie zadowolony z bycia przeciętniakiem. Z czego będzie zadowolony przeciętny radny za rok ? Z diety radnego …

Dużo większe możliwości niż aktywność, a także - większa wiedza niż ilość wypowiedzi. Nie wiadomo czy z powodu pełnionej funkcji wicekuratora oświaty, spokojnego charakteru czy po prostu politycznego otoczenia – ale ten radny aktywny jest tylko w segmencie oświaty. „Ma wiele mądrych  przemyśleń i zdrowe podejście na tle swoich kolegów, ale jakoś mało aktywny” – mówi radny PiS. Dlaczego ? Może odpowiedzią są słowa prezydenta Gorzowa, który ocenił swojego czasu niemal wszystkich radnych: „Niestety stał się jednym z żołnierzy PO. Ktoś tak merytorycznie przygotowany powinien więcej wnosić od siebie do rady i dla miasta”. Coś w tym jest, bo Radosław Wróblewski polityką interesował się od zawsze – najpierw jako sympatyk śp. Jacka Kuronia, potem działacz Unii Demokratycznej, Unii Wolności, a wreszcie jako p.o. Lubuskiego Kuratora Oświaty i radny PO w Radzie Miasta. Niestety, potwierdza stereotyp „radnego nauczyciela” i bliżej mu do „aktywności” radnych: Mirosałwa Rawy oraz Romana Sondeja – a więc tych co uważają iż wszystko im się należy i wszystko wiedzą najlepiej – niż ścisłej czołówki. A szkoda, bo przygotowanie i czyste intencje ma dobre, jak mało kto inny …

15. Paweł LESZCZYŃSKI – Polityka jest jak kobieta: pochwali wiersz i mądrą przemowę radnego, ale i tak pójdzie za prezentem lub brudnym „macho”, który zbałamuci ją w pierwszej lepszej komnacie. Profesorzy i tak będą z boku …
Pierwszy w historii Gorzowa doktor habilitowany, który tu zaczynał i tutaj chce realizować swoją naukową karierę. Błyskotliwy, werbalnie aktywny, dominujący erudycją oraz elokwencją nad wszystkimi innymi radnymi Rady Miasta, ale – jakby z innego świata. „Paweł nie czuje rzeczywistości i chyba jej nigdy nie poczuje, co wyjdzie mu tylko na dobre. Zdolny i mądry, nawet bardzo mocno zaangażowany w sprawy zwykłych ludzi, ale on tego nie czuje. On to chyba traktuje jak naukowe doświadczenie” – opowiada z uznaniem dla prof. Pawła Leszczyńskiego samorządowiec. Na sesjach jest aktywny - jak szkolny prymus, przygotowany w obszarze dokumentów – jakby bronił doktoratu, a w medialnych audycjach czuje się jak uczestnik tok –show. Dobrze , że jest w Radzie Miasta ktoś taki, bo nie jest to gremium tylko dla intelektualnych „ogrów”, politycznych „żuli” oraz biznesowych „hochsztaplerów”, ale choćby na każdej sesji wygłosił po dwa bardzo mądre referaty, nie będzie tak skuteczny jak ci, którzy zamiast pióra używają maczugi …

16. Jerzy ANTCZAK – Bycie bardzo znanym i aktywnym staje się mniej ważne, gdy uda się ludziom opowiedzieć, że to wszystko nie jest takie proste. Wyborcy to nie durnie i rozumieją…
Trudno ocenić aktywność radnego, która jest bardziej „zajęciem dodatkowym” – i dla niego na szczęście płatnym, ale nie pasją oraz  życiem dla innych. Jak każdy nauczyciel – po prostu dorabia: nie na korepetycjach, lecz w samorządzie. „Antczak ? Antczak aktywnie działa, no działa, ale nie wiem dokładnie gdzie. Chyba coś w sporcie i sprawach edukacyjnych?” – to jego kolega z Rady Miasta. A co prezydent Tadeusz Jędrzejczak o swoim dawnym partyjnym podwładnym? „Człowiek, który się zawsze spóźnia na wszystkie możliwe spotkania” – powiedział w jednym z wywiadów. Z trudem szukać radnych, przedsiębiorców i polityków, którzy wymieniliby szczegóły jego aktywności, ale też nie o to chodzi, by wszyscy byli gwiazdami telewizyjnymi. Może urok Jerzego Antczaka, to właśnie ten delikatny uśmiech, subtelność oraz… po prostu „bycie radnym”. Skoro go wybierają, to znaczy iż jest dobry, a jeśli nie jest aktywny na forum Rady Miasta, to na pewno pisze dużo interpelacji. Każdy ma swój sposób na bycie aktywnym…

17. Krzysztof KOCHANOWSKI – Gdy nie robią tego inni, to samemu trzeba odciąć polityczną pępowinę. Sukces przyjdzie wtedy, gdy kopa w dupę dostanie „czarnoksiężnik” z Europy Plus…
Miał być młodszym „klonem” swojego wielkiego poprzednika i teścia Jana Kochanowskiego w jednej osobie, a stał się całkiem aktywnym bytem samodzielnym. Jako pierwszy „przekuł” pomysł budżetu partycypacyjnego w projekt uchwały, a następnie mocno bronił tej idei w środkach masowego przekazu. Ma talent, wolę działania i dobrego doradcę w osobie teścia, ale stracił na samoocenie po aktywności w Stowarzyszeniu „Tylko Gorzów”. „Krzysiek jest aktywny i ma wiele dobrych pomysłów” – to opinia radnego z klubu PO. Oby tylko znów nie dał się wciągnąć Jackowi Bachalskiemu w te jego polityczne „Voodoo”…

18. Mirosław RAWA – Polityk, który przegrywał rzeczy duże „podane na tacy”, będzie się chował „w okopach”, by nie przegrać spraw mniejszych i małych – które przyszyły z bólem i sporym kosztem…
Powinien być w ścisłej czołówce, a jest w ścisłym ogonie. Opinia na temat Mirosława Rawy - absolutnie dobrze przygotowanego do funkcji samorządowych polityka, niestety mocno odbiega od jego wysokich kwalifikacji. Był szefem nauczycielskiej „Solidarności”, potem wiceprezydentem w koalicji SLD -„Solidarność”, a następnie wicewojewodą. Pełni funkcje biznesowe, a mimo tego – zapewne z powodów koniunkturalnych, by nie wchodzić zbytnio „przed szereg” oraz  w konflikt z obecnymi lub przyszłymi decydentami w obszarze aktywności biznesowej – należy do najmniej aktywnych. Owszem - zamienił nauczycielski sweterek i kamizelkę z 1997 roku, gdy z ramienia AWS miał niemal pewny mandat posła, ale „budżetowa mentalność” pozostała ta sama: mi płacą – ja tam coś robię, będzie pensum – będzie więcej roboty. Nie tego oczekuje się od radnych w samorządzie, a marzeniami o posadzie w Urzędzie Miejskim, kariery zrobić się nie da. Trzeba dać coś od siebie, by ludzie uwierzyli ...

19. Marek KOSECKI – Lekarz, który „leci na ściemie”, prędzej czy później wpada. Podobnie radny, który chce pomagać innym, ale sam nie potrafi pomóc sobie – na nic się nie przyda…
Jest jak „chiński lampion” – podpalony „dietetycznym” motywem, nigdy nie wiadomo, gdzie wyląduje. Choć ląduje zazwyczaj tam, gdzie – partia zagwarantuje pracę: ZUS, szpital i takie tam, a wyborcy łaskawiej popatrzą na listę wyborczą. „Pisze i namiętnie czyta na forum te interpelacje, ale poza pisaniem nic nie robi” – mówi radny PO. Taka „Wańka wstańka”: raz w PiS, potem w PO, a teraz znów w PiS…

20. Roman SONDEJ – Pełniona w przeszłości funkcja nie zastąpi autorytetu, którego nie da się zastąpić groźną miną i pyskatym językiem. Na polu politycznej walki liczą się goście z krwi i kości, a nie mięczaki o dużej grzywce...
Radni niemal jednym głosem mówią: pierwszy „ściemniacz” wśród radnych oraz pierwszy radny wśród „ściemniaczy”. Niezłomnie krytykuje prezydenta, a nawet Platformę Obywatelską, ale od posady Lubuskiego Kuratora Oświaty – wbrew katolickim aktywistom – „odspawać się” nie chciał. Jako kurator oświaty Roman Sondej w Radzie Miasta błyszczeć nie musiał – bo miał funkcję – ale po jej opróżnieniu, tu duża zasługa czyszczarek do butów oraz Rzecznika Dyscypliny Budżetowej, okazał się „krową, która dużo wyła, ale mało dawała mleka”. Radni nie pozostawiają wątpliwości. „Wkurza mnie jak przerywa wypowiedzi” – to radny PO. „Chamsko wyrywa się nawet jak mówi prezydent i gada coś głośno pod nosem” – to już samorządowiec SLD. I Niemal wszyscy w tym samym tonie: brak kultury, grubiaństwo i buractwo. „Aż trudno uwierzyć, że akurat on był kuratorem oświaty” – to jeszcze inna opinia. Aktywność ? Raczej słaba, choć na komisjach bywa i głos zabiera, ale efektów z tego żadnych.

21. Izabela SZAFRAŃSKA-SŁUPECKA – Dieta jest jak „manna” na Półwyspie Synaj: trzeba ją brać przez cztery lata, bo potem – jak u Izraelitów – zanika…
Miała być w „Rankingu” przed Mirosławem Rawą, Romanem Sondejem oraz Markiem Koseckim, ale byłby to jednak mocny żart, a 1 kwiecień dopiero we wtorek. Kiedyś typowana nawet na wiceprezydenta Gorzowa – po prognozowanym odejściu Aliny Nowak – ale dzisiaj nie typowana nigdzie: nawet do Rady Miasta. Aktywność ? Używając klucza politycznej poprawności, by nikogo nie obrażać – należy stwierdzić: jest. Wypowiedzi kolegów i koleżanek ? „Spokojna” – to konstatacja radnego, który błaga o nie podawanie jego imienia i nazwiska.

22. Maciej MARCINKIEWICZNie warto być cieniem innych, warto być sobą…
Poza dyskusją - wszyscy przedstawiciele rodziny Marcinkiewiczów są wyjątkowi i zdolni. Mogą temu zaprzeczać i mówić różne rzeczy, ale każdy polityk w Gorzowie chciałby dzisiaj nosić to, a nie inne nazwisko. Maciej Marcinkiewicz ma szansę i wręcz obowiązek potwierdzenia tego, ale wszystko jeszcze przed nim. Niemniej jednak warto czekać…


23. Halina KUNICKA – Wiek to kategoria socjologiczna, nie tylko w doborze partnerów, ale również aktywności publicznej. Gdyby mężczyźni wynieśli zawód śmieciarza do rangi prestiżowego, to kobiety chciałyby być śmieciarzami. Tak jak chcą być radnymi…
Jaki pan – taki kram. Jaka partia – tacy radni. Jaka przyszłość – tacy kandydaci. Bez wątpienia jest najaktywniejszą „hostessą”, dzięki której miejskie fotografie z publicznych imprez nie są zdominowane przez żądnych władzy facetów, ale także nie rozumiejące żadnej władzy kobiety. Jeśli Halina Kunicka jest doradcą wojewody – to świadczy to o beznadziejności człowieka, który tą funkcję pełni. Kiedy zostaje kandydatką do Parlamentu Europejskiego wbrew gorzowskiej Platformie Obywatelskiej, ale z poparciem Bożenny Bukiewicz – to słowo „kurtyzana” , choć nie dosłownie, jest określeniem subtelnym i delikatnym. Jaką jest radną ? „Daj pan spokój” – to tylko jedna i najdelikatniejsza wypowiedź, a Platformę Obywatelską poprosimy o więcej, bo na listach wyborczych przydałaby się większa reprezentacja ludzi, którzy nie mają świadomości samych siebie…

24. Zenon BURZAWA – Bywa, ze góra rodzi mysz, a burza tylko kilka kropel deszczu. Zadziwiające, że niektórzy bardzo chcą robić rzeczy o których nie mają pojęcia. Błyskotliwy piłkarz i trener stając się kiepskim samorządowcem – zaprzecza wszystkiemu co robił wcześniej…
Niemal wszyscy pytani radni wskazują Zenona Burzawę – oczywiście obok innych – jako najsłabsze ogniwa obecnej Rady Miasta, ale tym samym, wielu wskazuje na jego aktywność w Komisji Mieszkalnictwa. „Nie widać go na forum rady, bo chyba ma taki styl, ale w komisji jest bardzo aktywny i nawet za to ceniony” – mówi radny PO. „Fakt, chyba nie angażuje się zbytnio, ale przecież na komisji mieszkaniowej non stop mówi i zgłasza różne wnioski” – mówi inny samorządowiec. Więc w czym problem ? Chyba w niczym, a Z. Burzawa sam ma tego świadomość. „Złożono mi propozycję z PO, nawet nie myślałem iż się dostanę” – mówił w 2012 roku w „Przeglądzie Sportowym”. Szkoda, że się dostał

25. Piotr PALUCH – Dlaczego istnieje <coś>, a nie istnieje <nic> ?” – Leibniz.
Nauczka dla ludzi prostych, by nawet jak proszą wielcy tego świata, nie godzili się na wszystko. Nawet za 1500 złotych miesięcznie i możliwość siedzenia przy jednym stole z wybrańcami miasta. Miał „nabijać punkty”, a przypadkiem stał się „najsłabszym punktem” Rady Miasta. Wiele nie rozumie, nie jest politykiem, więc nie warto go oszczędzić, a protektorom powiedzieć – jak w przypadku Haliny Kunickiej – nie róbcie tego więcej …


Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Co łączy kapitana Schettino z prezesem Bednarkiem?

Francesco Schettino , to kapitan włoskiego wycieczkowca Costa Concordia. Zasłynął tym, że tuż po uderzeniu przez statek w podmorskie skały, zamiast czynnie uczestniczyć w akcji ratowniczej, postanowił go opuścić jako jeden z pierwszych. Choć nie to było jego największą przewiną, ta właśnie sytuacja sprawiła, że w powszechnej opinii określany jest mianem antybohatera. Nie mnie jednego razi postawa prezesa publicznego Radia Zachód, Piotra Bednarka . Choć nie ciążą na nim żadne zarzuty o charakterze prawnym, jak to miało miejsce w przypadku kapitana Schetino, głosy z wewnątrz spółki pozwalają doszukiwać się analogii. Tak Schetino, jak też Bednarek, nie zdali egzaminu w decydującym momencie. Potwierdza się reguła, że wielkość osoby, jego kwalifikacje i umiejętności, a także predyspozycje do zajmowania określonych stanowisk, weryfikowane są w chwilach próby. Można przez całe życie ślizgać się i wykonywać gesty, które sprawiają, że jest się lubianym. Można też robić odwrotnie, wiecznie sta