Przejdź do głównej zawartości

Biskup w spodenkach w trybach kościelnej machiny...

Nowy biskup w regionie, to nie tylko wydarzenie o charakterze duchowym. Kościół hierarchiczny tworzą ludzie i - jak w każdej organizacji – mają oni swoje ambicje, wpływy oraz aspiracje. Pozycja nowego hierarchy gorzowsko-zielonogórskiego nie będzie najwyższa, ale jego osobowość, to duża szansa na zmianę oblicza Kościoła lokalnego…

Zielonogórsko-gorzowscy kapłani pokładają dużą nadzieję w tym, że najbliż-
szym współpracowikiem Ordynariusza Diecezji został jeden z nich... (na zdję-
ciu z prawej w trakcie rozgrywek piłkarskich "solidarnosci").
Biskupia nominacja dla ks. Tadeusza Lityńskiego ma znaczenie głównie formalne, bo – przynajmniej na razie – nie zmienia „układu sił” w zielonogórsko-gorzowskim Kościele. W zhierarchizowanej strukturze  liczy się „król” oraz najbliższy „dwór”, a sama sakra biskupia dla gorzowskiego proboszcza nie zmienia faktu, że ogromny wpływ na funkcjonowanie Kościoła w regionie wciąż będą posiadać ci kapłani, którzy na swoją pozycję – bynajmniej nie tylko duchowy autorytet - pracowali wiele lat. Absolutnym „imperatorem” – choć coraz bardziej irytującym młodszych duchownych – jest legendarny kapelan „Solidarności” ks. prał. Witold Andrzejewski. Ten były aktor oraz wychowawca środowiska przyszłych endeków: Marka Jurka, Kazimierza Marcinkiewicza, Roberta Kuraszkiewicza czy Waldemara Flugela, zawdzięcza swoją pozycję rozległym kontaktom politycznym. Nie jest tajemnicą, że „pielgrzymują” do niego niemal wszyscy politycy i to nie zawsze ci, którzy wspieranie Kościoła mają wypisane na partyjnych sztandarach. On sam wielokrotnie korzystał ze swoich wpływów i nie wahał się, gdy w stricte polityczno-personalnych sprawach trzeba było dzwonić do polityków. –Promował i jak mógł, to utrącał, tak księży jak i polityków  – mówi osoba znająca meandry gorzowskiej polityki. Dziś polityczne wpływy wychowawcy K. Marcinkiewicza są mniejsze, bo Platforma Obywatelska jest bardziej odporna na tego typu działania, ale nie zmienia to faktu iż posłowie i senatorowie wciąż go kokietują: odznaczeniami, orderami czy kolejnymi tytułami. A przecież wielu skromniejszych i cichych księży zrobiło dla wolnej Polski nie mnie, jeśli nie więcej, niż legendarny „Szef”. W tym kontekście pozycja nowego biskupa nie będzie największa. Pozostają jeszcze byli biskupi: lubiany i popularny bp. senior Adam Dyczkowski oraz ascetyczny bp. Paweł Socha. Sam biskup Lityński nie będzie uczestniczył w posiedzeniach Episkopatu Polski z prawem głosu, a jego rola ograniczy się do reprezentowania ordynariusza na lokalnych imprezach, otwarciach, inauguracjach i tym podobnych. Dla burmistrzów i wójtów, którym nie zawsze udaje się zaprosić do gminy wojewodę lub marszałka, to właśnie kolorowo ubrany biskup staje się przy tego typu imprezach osobą najbardziej pożądaną, a przy tym jest szansa, że „na biskupa” przyjedzie regionalna TVP Gorzów.  Niemniej jednak, biskupia nominacja dla ks. Lityńskiego, to poważny sygnał i komunikat dla tych, którzy zastanawiają się, czy Kościół wyciąga odpowiednie wnioski z coraz bardziej nieprzychylnych opinii na swój temat. – Rozmawiałem już z tym księdzem i uczciwie powiem, że to całkiem inny poziom, a także sposób bycia, który powinien się ludziom podobać. Żadnego patosu i tych wielkich słów oderwanych od rzeczywistości – uważa jeden z polityków, który w ostatnich dniach miał możliwość rozmawiać z ks. Lityńskim. Sam nominat w ostatnich dniach zasypany został oficjalnymi gratulacjami od lubuskich posłów i senatorów, a nawet wojewody Marcina Jabłońskiego. Urzędnicy wojewody opowiadają sobie historię, jak to asystent Heleny Hatki poszukiwał adresu do przyszłego biskupa w… Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim. Należy mieć nadzieję, że pozbawiona bizantyjskiego stylu bycia osobowość nowego biskupa, a także jego dotychczasowe doświadczenia – chociażby w obszarze Duszpasterstwa Energetyków – spowoduje iż stanie się dla regionalnego środowiska nową i lepszą twarzą Kościoła. -Może nie zbiskupieje zbyt szybko, bo to pobożny, mądry i roztropny ksiądz – żartuje jeden z gorzowskich proboszczów, dając do zrozumienia, że wielu księżom też uderza przysłowiowa „sodówka”. – Jemu co najwyżej brzuch urośnie, bo jest przede wszystkim przyzwoitym księdzem – dodaje.

Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...