Przejdź do głównej zawartości

Gucia nie podrabiał, ale został oskarżony. Kiedy oskarżą właściwych ?

Gorzowska prokuratura postawiła radnemu Platformy Obywatelskiej zarzut fałszowania podpisów pod partyjnymi deklaracjami członkowskimi. Kto zna radnego, jego sposób postępowania i działania, doskonale wie iż bonzowie znaleźli „kozła ofiarnego”…
fot. archiwum M. Guci
Cała afera to konsekwencja wewnętrznych walk w Platformie Obywatelskiej, a te można podzielić na dwa obszary: zielonogórsko-gorzowski oraz poselsko-senatorski. Pewne jest jedno – radny Marcin Gucia z prawdziwym „pompowaniem kół” nie miał nic wspólnego. „Przecież oni robili to jawnie, a gdy sprawa wyszła na jaw, a prokurator dopatrzył się pewnych nieścisłości, zaczęli przygotowywać Marcina do tego, że dla większej sprawy będzie musiał ponieść konsekwencje” – mówił jeszcze niedawno działacz PO. Inny dodawał w trakcie prywatnej rozmowy, wymieniając konkretne nazwiska: „Pompowali, bo było im to wtedy wygodne, a całą sprawę niepotrzebnie wyjęli w ramach walki o miejsca na liście wyborczej ludzie X” – mówi polityk PO. Radny Gucia, uczciwy i bezinteresowny do szpiku kości, popełnił szkolny błąd „odtworzenia” pewnej ilości deklaracji i to go zgubiło. „Nie zrobił tego sam, lecz po odpowiedniej namowie dwóch panów którzy mieli w tym interes, a dziś zrobili z niego kozła ofiarnego” – uważa członek gorzowskiej PO. Sam proces może być ciekawy, bo dotychczasowe doniesienia medialne raczej nijak się miały do rzeczywistości i rzadko dotyczyły właściwych osób. W ramach politycznej walki próbowano nawet obrzucić błotem posła Witolda Pahla, tu i ówdzie puszczając przecieki o jego rzekomej wiedzy na ten temat, co było nieprawdą, ale w samej Platformie - a właściwie w gronie pięciu osób - wszyscy wiedzieli kto podrabiał, kto organizował pieniądze i komu na tym zależało. „Nie czuję się winny i wierzę, że sąd mnie z nich oczyści” – mówi dziś M. Gucia i fakt, że nie przyznał się do winy jest wymowny, a przy tym, zapowiada kolejną wojnę w PO – tym razem „samorządowo-parlamentarną”. Kilka osób będzie chciało się mocno oczyścić i odwrócić od siebie uwagę, bo zdają sobie sprawę z faktu, że ani Gucia, ani też świeżo upieczony asystent w biurze wojewody z podrabianiem podpisów nie mieli wiele do czynienia. Polityczny interes kręcili ci, których interesem nie było miejsce na poselsko-senatorskich listach dla W. Pahla i Henryka Macieja Woźniaka. Prokurator jeszcze ich nie dopadł, ale to kwestia czasu. „Witold wie, że Marcin jest niewinny, a cała sprawa wybuchła jako brudna gra przeciwko jego osobie i nie pozwoli na to, by skrzywdzono jego byłego asystenta” – mówi działacz znający kulisy sprawy. Na razie Platforma Obywatelska musi bronić partii, ale gdy zacznie się proces karny, sondaże zaczną spadać, a świadkowie - paradoksalnie nie jest ich tak wielu – mówić, wtedy to nie Marcin Gucia będzie oskarżonym. Całkiem osobnym tematem jest przysłowiowy „burdel w kwitach” jaki posiada partia, która rządzi Polską i regionem…

Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...