Przejdź do głównej zawartości

Kto jeszcze znajdzie w sobie tyle odwagi ?

Kimkolwiek są - w gąszczu medialnych ataków, wśród politycznej hipokryzji samorządowej opozycji i próbie zamazywania prawdy - że miasto się rozwija i zyskuje na blasku – wielu miało odwagę i chęć przyjść, by spotkać się „face to face” poza internetową siecią. Nie jest sztuką udawać wszechmądrego w radiu, telewizji i na sztucznie moderowanym profilu - wyczynem jest spotkać się osobiście: z przyjaciółmi, znanymi, nieznanymi, a nawet otwartymi przeciwnikami …

Warto postrzegać sprawę rzetelnie, chociażby na użytek polityczno-socjologicznych analiz. Nawet gdy za prezydentem Tadeuszem Jędrzejczakiem się nie przepada, trzeba przyznać, że  ryzykował wiele: mogło przyjść osób kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lub tylko grono „urzędniczych pochlebców”. Wtedy media rozniosłyby go na strzępy, że cały ten internetowy „anturage”, to wielka lipa. Tymczasem stało się inaczej, bo zaproszenie do „Mariny Gorzów” przyjęło 71 „znajomych”, urzędników było zaledwie 4, a kolejna setka „facebookowiczów” usprawiedliwiła się zaplanowanymi zajęciami, spotkaniami, wyjazdem nad morze. Co najważniejsze i warte zauważenia, nawet dla oponentów T. Jędrzejczaka: było to pierwsze i jedyne spotkanie jakiegokolwiek lubuskiego polityka aktywnego na portalu Facebook, który miał odwagę spotkać się ze swoimi wirtualnymi interlokutorami w rzeczywistości – bez specjalnych zaproszeń i płatnych ustawek a’la Platforma Obywatelska. Nie dziwi więc, że zaledwie kilka godzin po spotkaniu profil prezydenta został zaatakowany złośliwym oprogramowaniem. „Kilka miesięcy temu gotowałem grochówkę, bo lubię i potrafię wcale nie najgorzej tą zupę gotować. Wtedy wielu domagało się spotkania, ale nam jakoś nie wyszło. Poprosiłem więc Janka Kordacza, bym mógł was zaprosić do tego pieknego miejsca” – zaczął spotkanie z „facebookowiczami” prezydent Gorzowa.  „To jest próba spotkania i poznania się, abyśmy znali się nie tylko poprzez <Facebooka>, ale także osobiście <face to face>, że tak powiem” – dodał gospodarz. Jak na wytrawnego internautę przystało, organizator odniósł się także do złośliwości dziennikarzy: „Częstujcie się, bo nic nie jest płacone przez Urząd Miasta, a chcę żebyście wiedzieli, że jak informacja o naszym spotkaniu dobiegła do mediów, to dziennikarze dzwonili i pytali kto płaci. My nie mamy takiego zwyczaju, aby płacić prywatne rachunki za pieniądze publiczne w przeciwieństwie do wielu ministrów, sekretarzy i podsekretarzy stanu z Platformy Obywatelskiej”. „Łakomczuch wytyka innym, że za dużo jedzą” – głosił niegdyś klasyk, a w tym kontekście nie dziwi fakt, że „zainteresowanymi i nieprzekupnymi dziennikarzami” byli: Hanna Kaup i Jan Delijewski. Tak to już jest, że gdy ludzie kreatywni i wrażliwi pokazują innym Księżyc, Słońce, góry oraz piękno przyrody, złośliwcy zauważają jedynie ubrudzony paznokieć. „Jesteśmy grupą przyjaciół i znajomych, którzy chcą się spotkać i porozmawiać. Będzie konieczność porozmawiania o mieście i obiecuję, że zaproszę was do sali sesyjnej, którą nieodpłatnie udostępniamy wszystkim organizacjom i tam włączymy te mikrofony , udostępniając to w Internecie. Wtedy porozmawiamy o komunikacji, przyszłości śródmieścia  i wielu innych spraw” – mówił prezydent Gorzowa, a właściwie Tadeusz – bo tak też wielu z szacunkiem do niego się zwracało. Było normalnie. Spotkali sie znajomi nad Warta. Zjedli grilla, wypili piwo, wodę i coca colę. Jola z Frankiem pojechali do domu przywieźli sprzęt, wspaniale zagrali i zaśpiewali. Dziękujemy za niespodziankę. Potem Janusz Markuszewski zagrał jak Maestro, a na zakończenie tańce” – napisał gospodarz pierwszego takiego spotkania w województwie już po jego zakończeniu. Można z tego kpić – podobnie jak z sześcioosobowych „tłumów” na spotkaniu z poseł Krystyną Sibińską, która – jak przystało na „gigantyczne nieporozumienie wyborcze” – zorganizowała w ubiegły czwartek „gigantyczne” spotkanie „rzeszy” swoich fanów i fanek w nadwarciańskim lokalu „Livingroom”, chcąc zachęcić ich do dyskusji jak to brzydkim miastem jest Gorzów. Jak nie ma ludzi, to zawsze można sięgnąć po złośliwe oprogramowania, ale to i tak nie zmieni faktu, że 6 osób – w tym dwie w koszulkach z nazwiskiem rozmówcy - to prawie tyle co oddało w 2010 roku głos do Sejmiku Wojewódzkiego na jej doradcę. Póki co, pozostaje „samotność w sieci”, choć replikacje wirusów mogą rodzić poczucie tłumów. Bez sensu - wyborcy Platformy Obywatelskiej już się nie replikują, a szansa leży jedynie w "martwych duszach". Dobry długopis i jazda bez trzymanki ...

Tego w Gazecie Wyborczej nie zobaczycie:
https://www.youtube.com/watch?v=gi5-0ESsrm8

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...