Przejdź do głównej zawartości

Odtajnione tajniki wielkiej polityki, czyli pranie na sznurze...

Ostatnie skupienie mediów na aferze podsłuchowej zogniskowało uwagę wszystkich na bohaterach w garniturach. W ten sposób, miast poświęcać się własnemu życiu, widzowie patrzyli na żenujący spektakl, który bezproduktywnie zawładnął ich czasem. Po raz kolejny zostaliśmy wprowadzeni w sekretne życie sfer, które rządzą się własnymi prawami.

Bohaterowie spektaklu, politycy z topu, mający rozwiązywać problemy i kształtować naszą przyszłość, zostali obnażeni przez „czwartą władzę” przez wrzucenie do pralki ich problemów, emocji i zależności. Które istniały zawsze, a teraz obnażone zostały w jakimś celu, przy okazji ku uciesze gawiedzi. A ta wlepia gały i daje się prowadzić jak po sznurku, na którym „odważni” dziennikarze wieszają odwirowane brudy.
                Kibicujemy aferze, która nie jest tego bynajmniej warta. A już na pewno o wiele mniej niż Mundial. Że państwo nasze często porusza się wyłącznie siłą inercji, widać, słychać i czuć. Że miast szukać szans na szybszy rozwój rząd uważa, że tak ogromny kraj da sobie w Unii świetnie radę. Że w konkurencji z innymi państwami i tak musimy wygrać, bo mamy tanią siłę roboczą i duży rynek. Że sukces nam się po prostu należy jak miska psu i sam do nas przyjdzie. Niestety, tak łatwo to nie jest. I wygranie czy przegranie kolejnych wyborów też nie spowoduje, że cudownie odmieni się nasz wspólny (no, prawie...) los.
                Tymczasem, poza obciachem Polski na zewnątrz, afera w sumie niewiele przyniosła. Że taki jest język polityków, można się już było przekonać, pamiętając choćby soczyste słowo, które rzuciła do jednego z ministrów Jolanta Fedak na sejmowej sali czy słuchając na wiecach dzielnych chłopców z Samoobrony. Politycy są dokładnie tacy sami jak my, używają takiego samego słownictwa (no, nie publicznie oczywiście), są odbiciem kondycji społeczeństwa. Dlaczego więc mieliby między sobą mówić innym językiem niż my sami? Dlaczego nie mieliby czasami zakląć? Dlaczego mieliby nie wykorzystywać swej uprzywilejowanej pozycji? To jedynie na zewnątrz, niczym aktorzy, odgrywają elegancki teatr dla widzów, występując w rolach do jakich zostali przez tych widzów wybrani.
                Saper myli się tylko raz. Wyborcy – niestety – znacznie częściej, bo i sam wybór mają mocno ograniczony. W świecie idealnym do władzy powinni pretendować pracowici, inteligentni, mądrzejsi, lepsi. W naszym świecie – niestety nader często ci, którzy zawczasu postarali się o pierwszą lokatę na liście albo lepiej notowany w danej chwili szyld. Wśród polityków zdarzają się oczywiście i ludzie wybitni (przypomina mi się zwykle minister Andrzej Bączkowski), i ludzie mali (lista mocno rozwojowa, niestety), a także całkiem spora rzesza średniaków, których spryt, polityczny instynkt, łut szczęścia albo sprzyjający bieg wypadków wywindowały na szczyty.
                Czego więc powinniśmy oczekiwać po ludziach, którzy są podobni do nas, mają takie same skłonności, nawyki towarzyskie czy język porozumiewania się? Jeśli odcedzić to wszystko, to choćby pewnej odpowiedzialności. Za kraj, za jego przyszłość, za gospodarkę, za pozycję Polski w Europie. Za tak porządną płacę mamy prawo oczekiwać od nich uczciwej pracy. Takiej, której efekty pozwolą nam planować przyszłość we własnej ojczyźnie. Takiej, która wesprze rodziny (przez system podatkowy, dogodne kredyty mieszkaniowe, ochronę zdrowia czy ograniczenie śmieciówek). Takiej, która przede wszystkim da wiarę, że warto pracować we własnym kraju i dla własnego kraju. A nie pozwalać wciąż turlać się temu krajowi siłą bezwładu. Wtedy możemy puścić w niepamięć wpadki, wulgarny język i rozmaite słabostki. Bo w końcu jacy byśmy byli my sami, gdyby to nam przyszło sprawować najwyższe publiczne urzędy?

                Każde pranie, także to wywieszone przez media, zniknie w końcu ze sznura społecznej uwagi. I my też nie dajmy się naiwnie ubierać w tak spreparowane kostiumy. Jeśli wypływają takie, starannie dobrane nagrania, to jest to oczywiście wielka afera, ale ma ona przede wszystkim odnieść jakiś zaplanowany przez kogoś skutek polityczny. Znacznie na pewno poważniejszy niż jedynie dostarczenie rozrywki i rozpalenie wyobraźni widzów i czytelników.
GRZEGORZ MUSIAŁOWICZ

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...