Im bliżej wyborów, tym łatwiej o dowody na historyczną koalicję rozumu,
głupoty i naiwności, a wypowiedziane onegdaj przez Jacka Kurskiego
sformułowanie: „Ciemny lud to kupi”,
nabiera coraz większego znaczenia. Współczesność polityczna jest jak taśma
produkcyjna – dostarcza produktów wszelakich: najpierw w modzie były białe
skarpetki, później filoteowe marynarki i makasyny z frędzelkami, nastał czas noszenia
czapek z daszkiem do tyłu, a w sferze obyczajowej „doggingu” – czyli bzykania „się”
lub „kogoś”, na trawniku. Teraz w
modzie jest krytyka prezydenta miasta...
Pech chciał, że samorządowy „hejt” trafił na przedsięwzięcie ze
wszech miar pożyteczne i konstruktywne, a jego negatywnym efektem, mogłaby być
utrata szansy na spożytkowanie blisko 70 tysięcy złotych z dwóch fundacji. Sprawa nie wywoływała emocji kilka miesięcy
temu, ale płomień wyborczych namiętności wszystko odmienił – nawet wśród powaznych
i rozsądnych dziennikarzy. „Filharmonicy
wyjadą do Herfordu, gdzie wystąpią w tamtejszej sali koncertowej Nordwestdeutsche
Philharmonie.
Cel podróży nie jest oczywiście przypadkowy. Herford to miasto partnerskie
Gorzowa” – pisał 10 kwietnia br w „GW” red. Dariusz Barański. Ten sam – chyba iz ktoś się pod niego podszył –
który dwa dni temu popełnił w dzienniku inne zdanie: „Podczas ostatniej sesji gorzowskiej rady miasta prezydentowi Tadeuszowi
Jędrzejczakowi nie udało się przeforsować pomysłu na wyjazd do niemieckiego
Herfordu na spotkanie samorządowców”. Dzisiaj jest promotorem rozwoju
biznesu na ulicy Chrobrego, ale jak dotąd nikomu nie wyjaśnił, dlaczego jego
osobisty biznes gastronomiczny – z dzisiejszego punktu widzenia w jeszcze
lepszym miejscu, bo niemal na Bulwarze Nadwarciańskim - również nie wytrzymał
konfrontacji z wolnym rynkiem.
Wszystko jasne – gorzowska „sitwa” nie dawała zarobić, urzędnicy
nie przychodzili jeść, a wszystkiemu winien prezydent Gorzowa Tadeusz Jędrzejczak. A może inaczej: żeby
klient przyszedł, musi mieć po co. Dokładnie jak z gazetą – ktoś pisze
ciekawie, to nie musi się martwić o czytelników. Ktoś słucha klientów i zamawia
to co czytają – to i jego księgarnia nie podupadnie. Jak ktoś jest w czymś
dobry, to żadna władza nie musi mu pomagać, ale jak jest do niczego, to nie
pomogą mu nawet największe „plecy”. „Mi się podobają te przedsięwzięcia na ulicy
Chrobrego. Ludzie są aktywni, mają świetne pomysły i myślę, że dane nam będzie
to spożytkować, bo Chrobrego będzie perełką i to już wkrótce. Wszystko w swoim
czasie: ja najpierw robię, a potem mówię. Niestety wśród lokalnych polityków panuje
odwrotna filozofia działania: powiedzieć i zapomnieć” – mówi NW prezydent
Gorzowa.
Przykładów nie trzeba szukać
daleko: promocja miasta i Filharmonii Gorzowskiej w Niemczech. „Chcemy uchronić prezydenta przed błędami,
które popełniali działacze Platformy Obywatelskiej objadający się
ośmiorniczkami” –oświadczył zadowolony z siebie lider Prawa i
Sprawiedliwości Sebastian Pieńkowski,
komentując zablokowanie przez radnych wyjazdu muzyków z Filharmonii Gorzowskiej
oraz szefów miejskich instytucji do miasta partnerskiego Herford w Niemczech.
Trawestując stwierdzenie Juliusza
Słowackiego na użytek zachowania młodego polityka: łatwo wyrwać radnego ze
wsi, ale trudno wyrwać z jego serca i umysłu wieś.
Odnosząc się do ośmiorniczek:
wieśniactwo to nie jest kategoria geograficzna, ale stan umysłu i mentalność
kelnera, który jak nie potrafi być taki jak klient, to często pluje mu chociaż
do zupy. Radni Prawa i Sprawiedliwości nie powinni obawiać się nieumiejętności
zachowania przy stole, ale się tego nauczyć. Łatwo powiedzieć, ale trudniej
wykonać - gdy za liderów ma się ekswiceministrów Elżbietę Rafalską i Marka
Surmacza. Tanimi hamburgerami objadali się za swoje, ale już policjant w
roli kuriera za publiczne pieniądze, wcale im nie przeszkadzał. Publiczne
dotacje z dawnej Fundacji na Rzecz PWSzZ dla Mirosława Rawy, które po nagłośnieniu sprawy przez środki masowego
przekazu musiał oddać, także nie przeszkadzają.
Nie od dziś wiadomo, że polactwo
objawia się w bardzo różny sposób – jeden z nich to myślenie w kategoriach: jak
dołożymy T. Jędrzejczakowi i jego
ludziom, to cała nasza partia od razu będzie lepiej chodzić. „Radni nie zgodzili się, aby miejskie
pieniądze były przeznaczone na wycieczkę do Herfordu. Jesli to jest współpraca
partnerska, to uczciwym by było, gdyby zaproszeni byli też radni lub chociaż
szefowie komisji”- oznajmiła w Radiu Gorzów radna Halina Kunicka. „A jak pan
głosował ?” – zapytał przewodniczącego Rady Miasta Jerzego Sobolewskiego dziennikarz tej samej rozgłośni. „Wstrzymałem się od głosu, bo uważam, że
prezydent powinien rozszerzyć pulę miejsc na wyjazd do Herfordu. Kiedyś była
taka tradycja, że radni gdzieś jeździli do zaprzyjaźnionych miast” – odpowiedział
Sobolewski.
Nawet się nie zająknął, że w
delegacji był także on sam, a kilka tygodni wcześniej - „wychodząc przed szereg”, zaprosił do Herfodu kilku innych radnych i
przedsiębiorców m.in. z Łupowa. Kiedy
otrzymał informację, że jedzie tylko on oraz szefowie instytucji miejskich,
koledzy podjęli decyzję o zablokowaniu całości. „My reprezentujemy mieszkańców Gorzowa i chcemy wiedzieć na co idą
pieniądze mieszkańców” – stwierdziła Kunicka, choć od kilku lat nikt nie
wie za co i dlaczego płacił jej wojewoda Marcin
Jabłoński, a od ponad roku płaci wojewoda Jerzy Ostrouch.
Głos w dyskusji w przedmiocie wyjazdu do Herfordu zabrała także radna Grażyna Wojciechowska. "To niemoralne przy takich brakach w mieście fundowac sobie wycieczkę do miasta partnerskiego" - grzmiała szefowa Fundacji "Czysta Woda", jakby zapominając o tym, że niemoralne jest to iż jej organizacja - głównie w efekcie skrajnego serwilizmu i "dupowłaztwa", jako jedyna z północnej części województwa otrzymała 9-tysięczną dotację z Urzędu Marszałkowskiego na "promocję województwa" poprzez kulturę, sztukę i dziedzictwo narodowe. Jakby nie było organizacji starszych i z większym dorobkiem oraz autorytetem.
Każdy bzyka kazdego i gdzie popadnie. Aby było mu dobrze ...