Zostać kumplem posła
lub miejskiego polityka to prosta sprawa: dwa polubienia, jedno udostęponienie,
kilka prymitywnych komplementów i propozycja haka na urzędującego prezydenta.
Oto recepta na to, aby być „cool”
i wejść do grona „elyty”, która
chciałaby rządzić miastem. Szybko można uzyskać telefon komórkowy
byłego ministra, a nawet zostać zaproszonym do hotelu przez przedsiębiorcę,
nawiązującego w swoim życiu do wartości chrześcijańskich. Posłanka też chętnie
odbierze materiał, który mógłby zaszkodzić przeciwnikowi...
![]() |
Bez komentarza: wszyscy będą nawoływac do spokojnej kampanii. Politycy bez retuszu ... |
...bo wszyscy cynicznie
deklarują bądź będą deklarować wolę prowadzenia merytorycznej kampanii, ale w rzeczywistości
grają i grać będą ostro. Nie będąc w korpusie dyplomatów,
politycy pretendujący do liderów w tegorocznych wyborach samorządowych,
przekroczyli wszystkie możliwe granice, zanim kampania jeszcze się rozpoczęła.
Bez paszportu przyzwoitości ...
Nie
wyszło z prokuraturą, gdy gorzowska Platforma Obywatelska miała w instytucji z
nią związanej swojego człowieka, sędzia Dariusz
Hendler okazał się „za krótki”, a
sędzia Joachim Wieliczuk nazbyt
odpowiedzialny, mądry i roztropny, to trzeba się posiłkować „kapiszonami”.
Mniejsza o wagę i siłę rażenia, chodzi o ilość oraz krótkotrwałą
żywotność w mediach. Pijany urzędnik, chamstwo w urzędzie, lewa faktura –
cokolwiek, aby uderzyć w urzędującego prezydenta. Jako iż w Urzędzie
Miejskim poukładane jest wszystko jak trzeba, „facebookowy kumpel z rewelacjami” jest na miarę złota, a nawet
szmaragdu.
Kiedy więc nieistniejący Piotr Waszak pojawił się na Facebooku,
a następnie pokochał wszystkich, a wszyscy pokochali jego – bo tak im ładnie „słodził” - polityczna wataha zwęszyła
krew dźganego zwierza: postanowiła przygotować racę cynizmu i
hipokryzji, a następnie – niczym wytrwani myśliwi – wystrzelić z „gazetówki”. Kaliber: pierwsza strona w
którejś z gazet lub portali internetowych. Siła rażenia: co najmniej
zaproszenie lub prośba o komentarz do Radia Gorzów. „Deeskalacja” jest w modzie, a więc Nad Wartą „rozbraja” tych, którzy w dążeniu po władzę, zakuli swoje głowy w
wojskowe chełmy, postanowili zbierać amunicję na wybory, a jednocześnie „zaminowują” teren.
Mam haka na prezydenta lub jego
urzędników, jak to wykorzystać ? Prosta sprawa, zarzucić temat
tym, którzy za kilka lub kilkanaście dni będą głosić pacyfistyczne hasła
kampanii merytorycznej, choć dotychczas głównie strzelali z „gazetówki”.
Mam informacje o lewiźnie, a uwielbiam prezesa koszykarek i można to wykorzystać przeciwko prezydentowi Gorzowa. „Możemy się spotkać w hotelu Gorzow w
poniedziałek o 17.00 !!!” – to od stratega politycznego Ireneusza Madeja. Chamsko potraktowany
w urzędzie chciałby to nagłośnić. „Jasne.
Jutro proszę o telefon” – to już apolityczna i brzydząca się potwornościami
polityki aktywistka obywatelska Marta Bejnar-Bejnarowicz.
Chodzi o wiceprezydenta, może się przydać w kampanii przeciw Jędrzejczakowi,
możemy się spotkać ? „W tym
tygodniu mnie nie ma” – konstatuje szef radnych PO Robert Surowiec. Jest sprawa do nagłośnienia przeciwko prezydentowi
Tadeuszowi Jędrzejczakowi. „Zapraszam do
biura, na ul. Warszawska 6/107. Niestety dopiero w przyszłym tygodniu bo jutro
wyjeżdżam do Warszawy na posiedzenie Sejmu” – to już subtelna i brzydząca
się brutalną polityką poseł Krystyna
Sibińska. Koleżanka chce nagłośnić sprawę przyjęcia w Urzędzie
Miejskim na szkodę obecnego włodarza. „Prosze
podać mój numer telefonu. Niech zadzwoni do mnie, umówię spotkanie
60931...takie zachowanie to typowe dla niego i jego urzędników” –
odpowiedział P.Waszakowi były wiceminister i kandydat na prezydenta Marek Surmacz.
Nie od dziś wiadomo, że rzucanie
błotem przynosi mniej lub bardziej okazałe efekty. Przyjęcie zasady iż wieczne
powtarzanie kłamstwa, zmieni cudze postrzeganie rzeczywistości, spraw i
problemów, to droga na skróty i świadczy o nieznajomości politycznego
przeciwnika. „Psy obszczekują tylko tych,
których nie znają” – pisał Heraklit,
a zachowanie politycznych przeciwników Tadeusza
Jędrzejczaka świadczy o jednym na pewno: mierzą go swoją miarą. Inaczej
mówiąc – złodziej wytyka innym, ze kradną, a łakomczuch zwraca uwagę iż ktoś
podjada więcej niż on.
Nie oni pierwsi bezskutecznie i
cynicznie szukają haków na prezydenta Gorzowa, który dla wielu od dawna stał
się „zwierzyną łowną” i chodzi tylko
o to, by znów go zdyskredytować czymkolwiek i „na szybcika”. „Co tam u Tadka i Władka. Oni nas bardzo
interesują, co tam u nich, bo blog jest przez nas bardzo szczegółowo czytany”
– zagadnęli w lutową środę br. w restauracji przy stacji „Orlen” w Międzyrzeczu
funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego, nie ukrywając iż nie
interesuje ich dosłownie nic, ale prezydent Gorzowa i były szef klubu „Stal
Gorzów” Władysław Komarnicki. „Rozumiemy mało komfortową sytuację, ale
gdyby coś, to mój telefon jest do dyspozycji i zawsze w sobotę możemy to i owo
podsumować, bo jestem z Gorzowa i na weekendy przyjeżdżam” –
zachęcił gorzowianin i szef wydziału dochodzeniowo-śledczego tejże instytucji.
Gdyby nie pamiętał spotkania, nagranie jest do dyspozycji.
Tu panowie z CBA wykazali się
mniejszą inteligencją, rozeznaniem, a nawet podstawowym sprytem, niż były wiceminister
i polityk PiS M. Surmacz, który po dwóch dniach do fikcyjnego znajomego z
Facebooka napisał: „Nos policyjny
podpowiada mi, że te propozycje i rzekomo
bulwersujące sprawy, to wymysły”. Miał rację i należy mu się wielki
szacunek za czujność ważki oraz zdrowy rozsądek. Innym tego zabrakło
całkowicie. Dla jasności – aktywny był również pretorianin I. Madeja, który
zakomunikował: „Przekażę sprawę Ireneuszowi”.
To nic, jutro wszyscy ogłoszą, że brutalność w kampanii jest zła, będą
bardziej czujni, a może nawet zaczną w końcu szukać czegoś na autora
bloga.
Wnioski narzucają się same.
Poseł Sibińska nie powinna już udawać „niewiniątka” i niech wreszcie będzie sobą: brutalną marionetką w
rękach cynicznych graczy. Środowisko kandydata Madeja potwierdziło środowiskową
opinię: nie zmyje jej nawet litr wody święconej wprost z ul. Mieszka I. Marek
Surmacz nie zmienił niczego, a nawet – jako jedyny – wykazał się
błyskotliwością. Surowiec i Bejnarowicz – nie mając kumpli, warto zastanowić
się, czy ci wirtualni to najlepsze rozwiązanie.
Kwintesencją „prowokacji” jest komentarz do nagrań Arkadiusza Marcinkiewicza o które pytał
go w swojej audycji „Fabryczna 19” red. Roman
Błaszczak. Chodzi o udokumentowaną próbę wpływu na wyrzucenie dzierżawcy z
lokalu, załatwienie koncesji dla syna brata, udział w przetargach dla
zaprzyjaźnionego przędsiębiorcy i wiele innych rzeczy, za które dzisiaj
wychodzi się z budynków administracji publicznej z rękoma w niekoniecznie
złotych łańcuszkach z tyłu. „Ale to jest
normalne. Ludzie którzy prowadzą biznes, chodzą do miasta i pytają o różne
rzeczy” – stwierdził Marcinkiewicz, charakteryzując środowisko, którego ma
być szefem sztabu wyborczego. Redaktor Błaszczak nie pozwolił jednak na
autokompromitację i szybko zmienił temat – taka linia programowa...