Przejdź do głównej zawartości

Bagietka z zakalcem w Gorzowianin.com - "Aby wódka była ciepła..."

W słynnej komedii „Alternatywy 4”, despotyczny Stanisław Anioł oznajmia docentowi Furmanowi wprost i bez jakiejkolwiek szansy na dyskusję: „Nie będzie meczu, będzie chór!". Cała sytuacja – wypisz wymaluj – jak ulał pasuje do relacji, jakie zapanowały w gorzowskim samorządzie, który miał być obywatelski, a nie polityczny. Wyszło jak zawsze i z winy tego, który miał być „Mojżeszem gorzowskiej polityki”, a stał się stał się dzieciobójcą...

Przekonującą była kilkanaście miesięcy temu teza, że warto zaryzykować i sięgnąć po eksperyment, który z powodzeniem sprawdził się w Poznaniu, Katowicach czy Wrocławiu, a któremu było na imię – odpartyjnienie samorządów.

 Wygrana Ludzi dla Miasta i prezydenta Jacka Wójcickiego, rzeczywiście dawały powody do tego, by sądzić, że dla miasta idą dobre czasy. Szybko się jednak okazało, że łatwiej psu naprostować ogon, niż z gorzowskiej polityki wyplenić partyjno-polityczne zależności. Rewolucja zjadła własne dzieci, a dokładniej – klub radnych Ludzie dla Miasta. Dzieciobójcą okazał się ten, którego „pociechy” wyciągnęły ze wsi do miasta.

To jest tylko jedna osoba i jest to zdanie tylko pani Aliny” – powiedział w Telewizji TELETOP prezydent Wójcicki o Alinie Czyżewskiej, która 2 października 2014 roku w gorzowskiej bibliotece mówiła: „To najlepszy i najbardziej wiarygodny kandydat”, po czym wypowiedział zdanie, które przejdzie do annałów politycznego zakłamania: „Czym innym jest zdobywanie władzy i to jak się idzie do wyborów, jak się podpala barykady, a czym innym jest prawowanie władzy. Ja po wyborach nie jestem człowiekiem Ludzi dla Miasta, ale wszystkich gorzowian”.

Fałsz prezydenckiej konstatacji czuć było od Wieprzyc po Dolinki, a na Staszica i Zawarciu kończąc. Niektórzy donosili nawet, że w Śródmieściu odłączano z gniazdek kablówkę, by nie być zmuszonym do wyrzucenia telewizorów przez okno. Wszystko dlatego, że prezydent Wójcicki odwrócił przysłowiowego „kota ogonem”, a całość prezentuje się jak komunikat szatniarza z kultowego „Misia” Stanisława Barei: „Nie mamy pańskiego płaszcza. I co pan nam zrobi ?”.

         A szkoda, bo poważnym źródłem problemów miasta – choć formalnie rządzi nim osoba nie będąca członkiem żadnej partii – znów staje się uwikłanie jego spraw w pajęczynę politycznych, gospodarczych i towarzyskich uwarunkowań. Bardziej liczy się głos prowincjonalnych politykierów z orbity prezydenckiego ucha, niż szczerze zaangażowanych społeczników i niepartyjnych radnych. Potwierdzeniem tego jest również wyartykułowana przez prezydenta filozofia, że mówienie o wzniosłych celach w polityce miejskiej jest dobre przed wyborami, ale źle brzmi wtedy, gdy władzę się już zdobyło.

W tym kontekście trudno nie zgodzić się z Martą Bejnar Bejnarowicz, że: „Niektórzy po prostu muszą być radnymi, bo mają kredyty oraz inne zobowiązania”, a w samej radzie brakuje energii, świeżych pomysłów, wizerunku i – co najważniejsze – zerwania z łańcucha, którym oplotły ją partie: popierające, wspierające, opozycyjne, a nawet te, które dopiero się tworzą.

Apoteozowaną u zarania powstawania Ludzi dla Miasta jedność, transparentność oraz troskę o konsultowanie wszystkiego ze wszystkimi środowiskami, zastępuje znana z „Małego Księcia” i jego wizyty u króla zasada, że „dla władców świat jest bardzo prostu – wszyscy są poddanymi”.

Szkoda tylko, że medialna telenowela pt. „Jacek i Alina”, zdemontowanie klubu radnych oraz sekowanie Ludzi dla Miasta, szybko doprowadzi do stanu, który najlepiej oddaje sentencja: „Bellum omnium contra omnes” – wojna wszystkich przeciw wszystkim.

Przyklejeni do radiowych odbiorników, wpatrzeni w internetowe portale, tudzież wahając się przed podtarciem tyłka kolejną bezpłatną gazetą, mieszkańcy szukają informacji o prezydenckich planach na miarę miasta aspirującego do konkurowania z Zieloną Górą, a nie jedynie robienia dobrze lokalnym politykom, których wizje sprowadzają się do dylematu Nikosia Dyzmy: „Żeby tak się stało, żebym nie musiał ciepłej pić!”.


ROBERT BAGIŃSKI

Tekst: 
http://www.gorzowianin.com/wiadomosc/8637-bagietka-z-zakalcem-aby-wodka-nie-byla-ciepla.html



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...