Większość jego żołnierzy dzięki niemu ma
pracę. Nie mają wyjścia, muszą postępować jak maszynki i tak też głosują. Tutaj nie liczy się idea, przyjaźń
tylko jego rozkaz. Zawsze przed każdym posiedzeniem wykona telefon do swoich
żołnierzy i oni zawsze przyjdą, by uczynić mu uwielbienie. Jak go skrytykujesz
jesteś wrogiem i będzie po całym mieście chodził i mówił jakim to wrednym i
złym czlowiekiem jesteś. Nawet jest w stanie wysłać ci mejle
z pogróżkami i zaatakować przez najbliższą rodzinę.
Rozmowa z RADOSŁAWEM KORACHEM,
byłym rzecznikiem SLD w Zielonej Górze, byłym bliskim współpracownikiem
przewodniczącego Bogusława Wontora.
Nad Wartą: Nie jest już Pan rzecznikiem
zielonogórskiego SLD, co sie stało ?
Radosław Korach: Nie było łatwo, ta
partia była dla mnie ważna. Jednak nie miałem wyboru. W środę przed zarządem i radą miejska SLD poszedłem na spotkanie, które
sam zorganizowalem z Bogusławem Wontorem. Poprosiłem, aby poparł Tomasza Nesterowicza
na szefa partii w mieście. Rozmowa była bardzo rzeczowa i dawała powody, aby
sądzić, że można mu zaufać nawet pomimo jego działań w
przeszłosci. Niestety, byłem naiwny, bo już na zarządzie i radzie Wontor zaczął niewybrednie atakować, a gdy buzię otworzył
jego najbliższy współpracownik, to było jeszcze gorzej.
N.W.: Przecież
to drobnostka ?
R.K.: Nie do końca, bo to pokazało ile jest
warte słowo Wontora. Zrozumiałem, że nigdy już nic się nie zmieni i szkoda czasu
oraz energii w angażowanie się w partie pod przywództwem tego człowieka. Pomagałem
partii społecznie, ładowałem w nią swoje prywatne pieniądze, a także pomagałem
samemu Wontorowi, gdy potrzebował. Mam swój honor i za dużo widziałem, by zaufać mu kolejny raz.
N.W.: Czy macie
świadomość, że lubuskie
SLD dochodzi do sytuacji w której zajmuje się głównie i jedynie sobą, a nie
elektoratem. Nikogo już nawet nie obchodzicie. Czujecie to, macie to w nosie
czy nawet nie zauważyliście ?
R.K.: Hmmm, ja patrzę na to już z pozycji byłego
członka SLD, bo złożyłem rezygnację...
N.W.: ...no to już wiadomo.
R.K.: Ale rzeczywiście, oprócz
aktywności organizacji w Zielonej Górze, reszta patrzy na to co się wydarzy
podczas kampanii w partii. Tym żyjemy, zamiast pracą w terenie, określaniu
ważnych dla naszego elektoratu spraw.
N.W.: To kogo zdefiniowałby Pan jako
wyborcę lewicy w województwie Lubuskim ? Byłych milicjantów, PGR-owców oraz tak
zwanych „leśnych dziadków” czy macie może pomysł na nowe środowiska ?
R.K.: Wyborca lewicy to osoba, która
utożsamia się z problemami społecznymi i z wartościami świeckimi. W naszym
województwie to spory elektorat, ale w większości ludzie się obrazili na nasze
władze.
N.W.: Na władze ?
R.K.: Bo wyborca widzi jak
ludzie typu Edward Fedko czy Franciszek Wołowicz odchodzą nie przez partię czy
logo, ale z powodu decyzji władz. Nawet brak obrony Lewickiego wskazuje na to, że interes grupy ludzi jest ważniejszy niż interes formacji. Jak lewicowe
województwo pokaże się na zjezdzie samorzadowcow lewicy w lodzi?
N.W.: Właśnie, trochę wstyd, że w
województwie, gdzie lewica uzyskuje spore poparcie, sama organziacja funkcjonuje jak stary
zdezolowany samochód ...
R.K.: Wstyd mi i to bardzo za to
wszystko, bo w SLD interes koniunkturalny wziął pierwszeństwo, górę nad
wszystkim innym, a ideowość oraz ludzie znaleźli się gdzieś bardzo
dalego za prywatą.
N.W.: Wybory wewnątrzpartyjne niosą jakąś
nadzieję ?
R.K.: Straciłem nadzieję, złożyłem
legitymacje po tym jak najbliższy współpracownik Wontora mi ubliżył przy koleżankach
i kolegach. Traktowałem tą partię jak rodzinę, przyszedłem nie dla pracy, lecz
dla stworzenia silnej formacji i walki o władzę. Wontora traktowałem jak
przyjaciela, a on mi wsadził nóż w plecy. Nesterowicza też czeka podobna droga
bo Boguś zrobi wszystko, aby go zniszczyć. Jemu nie zależy w ogóle na radnych
czy jednostkach w partii. Liczy się tylko on i jego interes.
N.W.: Myśli pan, że cokolwiek się zmieni,
by SLD nie było organizacją z marnym przywództwem z dopiskiem w domysle: „Z
ograniczoną odpowiedzialnością” ?
R.K.: Jeśli nie dojdzie do resetu w
województwie, to kolejni działacze będą odchodzić.
N.W.: Bogusław Wontor to wartość dodana,
czy kamień u nogi ?
R.K.: Boguś musi stanąć przed lustrem i
zadać sobie pytanie: czy ja jestem jeszcze w stanie coś jako przywódca
dla tej partii zrobić? Ja już jemu nie wierzę. On naprawdę chce pozamiatać tą
partię w województwie. Każdy kto jemu stanie okoniem, jest od razu wrogiem i
trafia na listę do usunięcia. Wiem jak to się robi, bo sam kiedyś byłem jego
żołnierzem...
N.W.: ...a jakie ma taki żołnierzem Wontora obowiązki – jest takim
„trolem” czy coś więcej ?
R.K.: Żolnierz zawsze jest na
każdym zebraniu i głosowaniu. Jest maszynką, ktora wykonuje polecenia. W moim przypadku z
Bogdanem łączyla mnie przyjaźń.. Wiele mnie nauczyl. Knuliśmy razem i
rozgrywaliśmy. Dlatego, gdy w środę pisałem rezygnację z SLD, miałem łzy w
oczach...
N.W.: ...zaraz
się również rozpłaczę.
R.K.: Nie ma z czego żartować. Oprocz rozstania z partią,
stracilem przyjaciela na ktorego zawsze głosowałem z całą rodziną. Mnie zachowanie
Wontora boli i będzie długo bolało.
N.W.: To jak to możliwe, że jeden człowiek
pomiata partią jak pies ogonem, a liczni członkowie słuchają go jak kundle
wilczura ? Może problem twki nie w Wontorze – który rozegrał wszystkich
najważniejszych od Brachmańskiego, przez Kochanowskiego, a na Bocheńskim
kończąc – lecz w słabości jego wewnętrznej opozycji ?
R.K.: Boguś po to się urodził, żeby
wszystko i wszystkich rozgrywać. Większość jego żołnierzy dzięki niemu ma
pracę. Nie mają wyjścia, muszą postępować jak maszynki i tak też głosują. Tutaj nie
liczy się idea, przyjaźń tylko jego rozkaz. Zawsze przed każdym posiedzeniem
wykona telefon do swoich żołnierzy i oni zawsze przyjdą, by uczynić mu uwielbienie.
Jak go skrytykujesz jesteś wrogiem i będzie po całym mieście chodził i mówił
jakim to wrednym i złym czlowiekiem jesteś. Nawet jest w stanie wysłać ci mejle z
pogróżkami i zaatakować przez najbliższą rodzinę. Potrafi na
każdym zjeździe być i przywieźć ludzi „z
lasu”, którzy nawet nie wiedzą, co to jest głosowane, a mają podnieść rekę,
jak im on nakazał.
N.W.: No Nestorowicz miał byc antidotum na
bylejakość Wontora, a mimo świetnych wypowiedzi,
sympatii mediów i wielu członków, jest wciąż wycinany przez wiernych pretorian
Wontora ?
R.K.: Tak, jedyną szansą dla SLD jest
Tomasz Nesterowicz. Żolnierze są pod dyktando Wontora, a więc jak wytną Tomka
na Zjeździe Miejskim, to tylko na zdecydowany rozkaz swojego „Wodza”. Wiem, że u części działaczy SLD
zaczyna budzić się sumienie i sami po cichu zastanawiają się, co dalej będzie,
jak zmieni Nesterowicza np. na Brodzika....
N.W.: Zapytam wprost: jest szansa na to, by
lubuska lewica miałą twarz błyskotliwego i rozumiejącego współczesne wyzwania
lewicy Nesterowicza, a nie pomarszczoną i spoconą gębę Wontora ?
R.K.:
Szansa jest. Wszystko w rękach delegatów. W SLD są super ludzie i nigdy
złego słowa na nich nie powiem. Wiec jak pomyślą w domu czy nie warto wyjść z
niewoli i spróbować coś zmienić, to różnie może być na głosowaniu. Wontor wszystkich
nie przypilnuje to głosowanie jest tajne!
N.W.: Na dziś to jednak mało możliwe,
Nesterowicz może 17 kwietnia przestać być szefem zielonogórskiego SLD. To jest ta nowość ?
R.K.: Tak po ostatnich wydarzeniach
jestem pewny że Wontor zrobi wszystko by Nesterowicza utrącić z szefa SLD w
mieście i delegata na Zjazd Wojewódzki. Ma przewagę w liczbie delegatów, bo z
samego jego koła jest tylu wiernych, że Tomasza jest w stanie utrącić bez
problemu.
N.W.: W czym jest lepszy Nesterowicz od
Wontora, oczywiście pomijając tuszę oraz zasób słów ?
R.K.: Zdziwię Pana, Tomek nie trawi
kuglowania, bo to rozwaliło naszą partię. Jest urodzonym przywódcą, wojownikiem,
a zatem będzie do końca tłukł się z Wontorem, bo bije się o partię i jej
przeżycie. To co robi w Zielonej Górze jest widoczne, dzisiaj jest najgroźniejszym
rywalem Kubickiego w wyborach na Prezydenta Miasta. Po drugie, nic nikomu nie
obiecuje, stworzył drużynę i ciężko pracuje.
R.K.: Ale jednak Nestorowicz przegrywa z
Wontorem. Delegaci rozumieją sytuację ?
R.K.: Tak, zdecydowanie, zmiana lidera
jest konieczna i albo ktoś to w końcu zrozumie, albo nie i partia się rozleci. Sami muszą to
zrobić. Na Warszawę bym nie liczył, tam też ludzie Wontora.
N.W.: Demonizuje pan
średnio rozgarnietego Wontora - sam tego
wszystkiego nie robi. Kto najbardziej miesza ?
R.K.: Ma wiernych pretorian w partii.
Wszyscy co mają dzięki niemu robotę w Urzędzie Marszałkowskim i innych
instytucjach, to jego wierni żołnierze. Niektórych, to ja nie poznaję w ogóle
jak się zachowują. Przy piwie nagadują na Wontora, a potem na posiedzeniach
partyjnych słodzą mu tak, że mnie na wymioty zbiera...
N.W.: Rozumiem, że „macki” przewodniczącego sięgają takze do Gorzowa ? Uda się tam
zorganizaować bardziej samodzielne przywództwo ?
R.K.: Buszkiewicz to dobry chlopak
tylko musi wyjść z cienia Bogdana. Postać Sokołowskiego jest bardzo ciekawa, to
bardzo dobry i oddany formacji działacz, myślę, że kiedyś zajdzie daleko i oby
to się stało jak najszybciej. Gorzów to fajni ludzie: Kuba Derech Krzycki, Kochanowski i inni.
N.W.: Słyszałem, że zmiana Wontora mogłaby
spowodować powrót prawdziwych liderów SLD: Bocheńskiego, Brachmańskiego, Fedko,
Wołowicza etc. To możliwe ?
R.K.: Czarzasty na konwencji krajowej
powiedział, że chce z osobami które odeszły usiąść i rozmawiać. Żadną tajemnicą nie jest, że ostatnie odejścia były
spowodowane przez Wontora i jest to rodzaj protestu kolegów przeciwko
Bogadnowi. Jak się zmieni szef w województwie, to mogą w partii być powroty.
Warszawie zależy na radnych, ktoś w końcu ze składek specjalnych utrzymuje tą
partie, a z płatnością tych skladek, to w lubuskim SLD było różnie.
N.W.: A jeśli Wontor zostanie szefem, to co
się stanie ?
R.K.: To pozostanie tylko nam zaśpiewać : „to już jest koniec, nie ma już nic...”