Przejdź do głównej zawartości

PiS-owska "dobra zmiana" - na siebie i swoją żonę...

Taktyka wydaje się prosta jak budowa cepa. „Kasa misiu kasa” – mawiał były selekcjoner polskiej reprezentacji piłki nożnej. Inaczej mówiąc: skoro taka szansa zdarza się raz na ćwierć wieku - a latka lecą - to nic tylko skorzystać z okazji, ustawiając na publicznym siebie i żonę. Nie ma potrzeby uczyć się języków, startować w nudnych i skomplikowanych konkursach – jak to ma miejsce w korporacjach na wolnym rynku - skoro są ścieżki znacznie łatwiejsze i bez zbędnych „ceregieli”. PiS-owska rodzina może być na swoim tylko wtedy, gdy jest na publicznym...


FOT.: miroslawrawa.pl

...a nominacja na dyrektora gorzowskiej Elektrociepłowni dla szefa klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości Mirosława Rawy, to personalna odpowiedź rządu wobec krytyków tego, że władza zadbała programem „500 plus” o ludzi młodych, lecz zapomniała o tych z segmentu „50 plus”.

Nie zapomniała, a awans dyrektora Rawy jest jak niedostępny w czasach PRL-u dla zwykłych zjadaczy chleba koniak.

To napój wszystkich ludzi, ale spijany ustami jego przedstawicieli” – mawiali komunistyczni dygnitarze. Nie inaczej z Rawą, którego nominacja na posadę za blisko 19 tysięcy złotych miesięcznie, powinna być nobilitacją dla wszystkich, którzy go znają, głosowali na niego lub  - podobnie jak on – całe życie kombinowali na publicznym.

Wszystko wskazuje na to, że jedynymi niezagarniętymi przez pazerną drużynę PiS-u posadami w regionie, będą funkcje proboszczów. Taktyka rycerzy „dobrej zmiany” jest jak na bankiecie, podczas którego karierę rozpoczął Nikoś Dyzma. „Trzeba się nawpier... ć, zanim nas wypier...ą !” – mówił pazerny Nikoś pomiędzy 11 a 13 setką, udając kogoś, kim w rzeczywistości nie był.

Personalne zmiany nigdy jeszcze w Gorzowie nie odbywały się na taką skalę i w tak bezczelny sposób, gdzie beneficjentami politycznego układu zostaje kilka rodzin, które rocznie będą kosztować podatników blisko 2 miliony złotych.

Również przyzwoitość Rawy okazała sie okrutnym żartem. Ofiarą „dobrej zmiany” padł zasłużony dla miasta menadżer Jan Kos, który kilkanaście lat temu wyciągnął rękę do człowieka o którym nie mówiło się wówczas inaczej, niż w kategoriach politycznego i życiowego nieudacznictwa. Deklarowana przez niego „służba publiczna” okazała się zwykłym oczekiwaniem w dokach  startowych na hasło: „Do dojenia przystąp!”.

Pewnie już nie pamięta sprawy „falstartu z flaszką” w prezydenckim gabinecie, ale całość świadczy tylko o sposobie traktowania państwa oraz jego instytucji – administracyjnych oraz gospodarczych – jako „dojnej krowy”.

Gorzowscy PiS-owcy – od Sebastiana Pieńkowskiego, przez Romana Sondeja, Władysława Dajczaka, Roberta Jałowego, Krzysztofa Kielca, Marka Surmacza i na rodzinie Rawów kończąc – mieli usta pełne banałów o przyzwoitości, służbie publicznej oraz wstrzemięźliwości w procesie mocowania swoich ryjów do koryta. Kiedy wyczuli szmal i możliwości, nie zawahali się złamać reguł, porzucić wyborców i nadużyć politycznych możliwosci.

Dobra zmiana” okazała się zmianą na siebie.

Ciekawe dlaczego takiego skoku „na publiczne” nie ma w Zielonej Górze, choć działacze tam są zdolniejsi i mądrzejsi ? Odpowiedź: oni mają pracę od dawna, osiągają w niej sukcesy i nie szukają korzyści w związku ze swoją polityczną aktywnością.

Różnica klas: zielonogórscy PiS-owcy uczą z sukcesami w szkolnych klasach, a ci gorzowscy są klasą próżnaiczą...


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...