Lubuska Platforma Obywatelska nie
potrzebuje „resetu”,
lecz wymiany dysków, nowego oprogramowania oraz miłego designu. Nikt już nie
używa komputerów wielkości szafy, bo „na topie” oraz „cool” są zgrabne i
skuteczne operacyjnie „MacBook”-i z Apple. Tym samym, politycy tej partii w
Lubuskiem powinni wylogować się z politycznych gierek do realnej działalności
partyjnej w powiatach i gminach, dbając o zasięg politycznej wiarygodności, a
nie wirtualną aktywność w audycjach lokalnych mediów, które interesują ich
samych, ich rodziny, kilkudziesięciu urzędników oraz kilku znajomych...
...bo obserwowana ostatnio gimnastyka platformersów wizją i narracją, zaczyna
przypominać obrazy z telewizji Al Jazeera, gdzie za stołem siedzą oprawcy i
ofiary, a przekaz jest jeden: „Zostań na chwilę moim bratem lub siostrą, to cię
nie zabiję”.
Wypisz wymaluj, jak podczas konferencji lubuskich polityków. „Koledzy zacznijmy to od nowa” – wypalił senator
Waldemar Sługocki. Możliwe więc, że ów modus operandi jest jednak z innej przestrzeni kulturowej niż All
Jazeera, a dokładnie z żydowskiego Talmudu: „Jeśli twój brat chce cię zabić, wstań wcześnie rano i zabij go pierwszy”.
„Chcę zapewnić, że Platforma
Obywatelska będzie partią polityczną, w której każdy będzie mógł w sposób nieskrępowany
wypowiadać swoje myśli i poglądy. Jestem przekonany, że uda nam się szybko
odbudować silną pozycję Platformy Obywatelskiej jako ugrupowania, które będzie
pośród ludzi(...) Czas na reset” – mówił Sługocki podczas kolejnej już
konferencji prasowej w której obok niego uczestniczyli m.in: Krystyna Sibińska, Marcin Jabłoński, Elżbieta
Polak, Sebastian Ciemnoczołowski,
Robert Surowiec oraz sekretarz
generalny partii Stanisław Gawkowski.
Inaczej mówiąc: było miło jak nigdy, wręcz podejrzanie miło.
Nauki psychologiczne przychodzą z próbą interpretacji owej dziwnej sytuacji.
Filozofię platfromerskiego „resetu” najłatwiej
wyjaśnić na podstawie jednej z dwóch
psychologicznych postaw: „słodkiej
cytryny” – polegającej na wmawianiu sobie, że wszelkie nieprzyjemnosci w
partii były i są w rzeczywistości przyjemne, a także „kwaśnego winogrona” – która to postawa nakazuje wmawiać sobie, że współpraca nigdy nie była celem samym w
sobie, bo w rzeczywistości były one inne np. rozwój województwa.
Żeby powyższe lepiej zrozumieć, konieczne jest poznanie struktury
konfliktu w lubuskiej Platformie Obywatelskiej. Pierwsza myśl jest typowo
militarna: łatwo się wojny rozpoczyna, ale niezmiernie trudno je zakończyć.
Kręgosłupem konfliktu wewnątrz partii wcale nie były animozje
północno-południowe czy nazywając rzecz inaczej: gorzowsko-zielonogórskie, ale
głęboki jak „Rów Mariański” podział na tych „odsuniętych” oarz „zadowolonych”.
Gdy jedni mają za złe byłej przewodniczącej Bożennie Bukiewicz,
że użwyała władzy i wpływów do ich marginalizacji, drudzy wiele jej
zawdzięczają, ale pragmatyka powyborczej sytuacji wymaga innej semantyki, a
przede wszystkim tego, by koniunkturalnie posypali głowy popiołem i uderzyli
się w piersi.
Efekt nie jest oczywisty, bo na niektórych polach walki – na przykład
tym geograficznym pomiędzy subregionami - więcej jest obrażonych, zranionych i
przegranych, niż totalnie pokonanych. To powoduje, że Sibińska, Bożenna
Sławiak czy M. Jabłoński będą popychać co bardziej wpływowych działaczy do
krytyki marszałek Elżbiety Polak, bo tylko w ten sposób mogą odzyskać pozycję i
odwrócić uwagę od własnych przewinień. Majacy do wyrównania „rachunki krzywd” ekswojewoda i marszałek M. Jabłoński będzie
podsypywał do platformerskiego ognia coraz więcej, by – im bliżej wyborów
samorządowych – buzowało tu jeszcze bardziej, a płomienie podsmalały wizerunek
Polak.
Dlatego całkowicie niepoważnym jest przekonanie, że można odbudować
zaufanie do Platformy Obywatelskiej poprzez deklamowanie zaklęć typu „reset”, „nowe otwarcie” czy „historyczny moment” w oparciu o osoby, które symbolizują w lubuskiej PO momenty słabe:
napompowanego Surowca, odkurzonego Jabłońskiego czy fimeryczną Sibińską.
Brak złudzeń, nie przekreśla jednak otwartości na pozytywne niespodzianki,
gdy w lubuskiej PO są jeszcze takie twarze jak: Izabela Piotrowicz, Anna
Synowiec, S. Ciemnoczołowski, Mariusz Marchewka, Tomasz Gierczak,
Radosława Wróblewskiego i wielu innych, którzy kojarzą się lepiej i jest
czas na to, by swoją aktywnością pozytywnie wpłynęłi na wizerunek partii.
Realizm podpowiada jednak ostrożność, bo spocone twarze starych
wyjadaczy, „nie sprzedadzą się” nawet pod hasłem ładnie
brzmiących Klubów Obywatelskich, które to mają być nową przynętą na wyborców,
ale na starej wędce, wyszczerbionym haczyku i z tymi samymi wędkarzami.
„Dzięki Klubom Obywatelskim zamierzamy pozyskiwać
nowych członków, ale i grono sympatyków, którym są bliskie nasze ideały” – ogłosił Sługocki.
Prawda jest
taka, że wiązanie się dzisiaj z PO pod szyldem Klubów Obywatelskich jest jak
seks z „dobrze zrobioną” staruszką po trzech zawałach: trochę obciach, zero przyjemności
i granicząca z pewnością możliwość zejścia „w trakcie”.
Wszystko to razem powoduje, że – pomimo pozornego „Pax Romana” – działacze lubuskiej PO nie są na końcu wewnętrznych
kłopotów i turbulencji, lecz zaledwie u ich progu. W partii nie toczy się walka
o przywództwo, które tymczasowo zostaje oddane „politykowi bez właściwości”, ale o udział w
zarządzaniu masą upadłościową, która może być całkiem poważnym wianem do
małżeństwa z Nowoczesną. Filarami trzymającymi budynek o nazwie „Lubuska
Platforma Obywatelska” jest portfel i ekran – telewizji i komputera – a więc
pieniądze i propaganda. Nawet po przejęciu TV Gorzów i rozgłośni radiowych
przez Prawo i Sprawiedliwość, pierwsze daje również to drugie.
Kiedy jednak zabraknie samorządowej władzy, stanowisk i wpływów lub
będzie widać tego koniec, zacznie się ruch do Nowoczesnej, której ton nadają Paweł
Pudłowski, Jerzy Wierchowicz, Jerzy Synowiec, a przede
wszystkim – Wadim Tyszkiewicz. Platforma – oprócz marszałek Polak i
Jabłońskiego – nie ma kogokolwiek, kto mógłby stanąć z nimi w szranki.
Senator Sługocki, przy całym szacunku dla jego wysokich kwalifikacji
formalnych i doświadczenia urzędniczego, nie jest i nigdy nie będzie prawdziwym
szefem partii, a to oznacza iż lubuska PO – wciąż zajęta sobą – będzie się
borykać z kryzysem przywództwa, traumą z powodu niemocy na strzeblu krajowym
oraz problemem rosnącej w siłę Nowoczesnej.
Nie pomoże też władza w Sejmiku Wojewódzkim, bo to iż reprezentantami
PO w Zarządzie Województwa są Bogdan Nowak oraz Alicja Makarska,
to dowód na to iż partia spłatała swoim działaczom i wyborcom okrutny żart...