Dobra zmiana w Gorzowie, to kontrolowany skok kilku bystrych facetów na
urzędy i rządowe agencje, a także podreperowanie rodzinnych budżetów dietami
żony „El Comandante” oraz syna „minister 500+”. Klasa próżniacza ma się
w mieście nad Wartą dobrze, a cynicznie artykułowany głód zmian, został
zaspokojony fuchami dla kolesi z bilbordu przy ulicy Młyńskiej.
Odspawać od stołków wiecznych radnych i cynicznych działaczy nie jest łatwo –
trzeba im dać dostęp do koryt głębszych i bardziej wydajnych. Gra
ma swoje żelazne reguły od lat: okładamy się politycznie, ale jak zdobędziemy
władzę, to będziemy robić to samo, lecz na większą skalę.
Rzecz dotyczy wszystkich gorzowskich polityków Prawa
i Sprawiedliwosci, którzy byli mocni w gębie, ale słabi w działaniu. Kiedy więc
zdobyli wreszcie władzę, nie można odmówić im skuteczności tylko w jednym:
realizacji zdefiniowanej niegdyś przez politycznego klasyka zasady TKM – „Teraz
K... My”.
PiS-owska „klasa próżniacza”, to jak średniowieczna armia, gdzie
rycerze nie dostawali żołdów, ale żyli z tego, co udało im się złupić. Taka
mentalność i sposób działania, to jednocześnie wytłumaczenie szybkości, która
towarzyszy w Gorzowie zmianom w instytucjach publicznych, gdzie rzadko chodzi o
to, by urząd pełnił najlepszy, ale częściej – po prostu swój. Jest
więc sporo racji w twierdzeniu Franka
Underwooda z „House of Cards”, że
władza jest jak nieruchomości: liczy się lokalizacja, a im bliżej źródła, tym
więcej można wyciagąnąć.
Blado wygląda więc życie polityczne w mieście wielkości Gorzowa. Tu każdy
od każdego w jakimś obszarze zależy, a jak nie on bezpośrednio, to jego żona
lub dzieci. Zazwyczaj chodzi o etat w tej lub innej instytucji, ale także o
zlecenia oraz zależności biznesowe. Stosunek lokalnych polityków do spraw
publicznych przypomina więc piramidę: u podstawy jest najliczniejsza grupa
dbająca o partykularne interesy – rodziny, partii, znajomych lub układu
towarzyskiego, a na samej górze garstka ludzi, którym chce się pracować
bezinteresownie.
Pierwsi, do których spokojnie można zaliczyć Mirosława Rawę, Romana
Sondeja, Roberta Jałowego, Krzysztofa Kielca czy Władysława
Dajczaka, to modelowy wzorzez politycznego oportunizmu i cwaniactwa. Tylko
czekać aż w takiej właśnie roli znajdą swoje miejsce w szwajcarskim Sevres. Od
lat chodzi im tylko o to, by latami trwać i nie dać się wyrzucić na wolny rynek
pracy, a już nie daj Boże być zmuszonymi do powrotu do szkoły. Przykre, ale dla
wielu z nich, przez lata mandat radnego nie był prerogatywą do działania, ale
ochronką przed zwolnieniem z pracy, a także punkt przed zakończeniem doli
próżniaczej.
Kiedyś nie bez znaczenia była nieopodatkowana dieta, która pomagała
spłacić „szwajcarski” kredyt, ale dokonała się „dobra zmiana” i można sobie
pozwolić na więcej: upchnąć żonę w roli kuratora oświaty, a wiernych działaczy
w rządowych inspekcjach transportu lub ochrony środowiska. Szczęście uśmiechnęło
się także do żony Marka Surmacza oraz syna Elżbiety Rafalskiej.
Tym samym,
na oczach kolejnego pokolenia wyborców tworzy się nowa „klasa próżniacza”,
której członkowie żyją z tego, że są znani lub mają znanych mężów i matki,
posiadają rozległe konekcje, a w razie czego potrafią też pokazać pazurki i
wyeliminować brużdżącego. Najlepiej wychodzi im mówienie o potrzebach zwykłych
ludzi, służbie publicznej i bezinteresowności, ale gorzej z realizacją tych
wzniosłych haseł w praktyce.
Okłamują nie
tylko opinię publiczną, członków swoich partii, ale siebie samych. Ich droga w
górę pożyteczności i przydatnośści, kończy się sufitem, którym są towarzyskie
zależności, wygoda oraz zwykły oportunizm. „Nie mamy pańskiego płaszcza. I co pan nam
zrobi ?” – to tekst z „Misia” Stanisława Barei, ale
jak ulał pasuje do tych, którzy od lat próżnie pełnią funkcje publiczne,
zasiadali w rajcowskich ławach, a teraz dokonali skoku na administrację
rządową. „Bezinteresowność, służba, odnowa, naprawa
Polski. Pogadam tak sobie, a kto i co mi
zrobi, jak bedzie inaczej? – zdają się myśleć.
To przykre, ale różnica pomiędzy gorzowskimi, a zielonogórskimi
politykami jest głęboka jak „Rów Mariański”: w Gorzowie dokonuje się skoków na
urzędy - dla siebie, a w Winnym Grodzie – po to, by wyrwać coś dla miasta.
100 DNI PiS-owskiej „DOBREJ
ZMIANY” dla wybranych:
SONDEJ Roman – dyrektor generalny Lubuskiego Urzędu
Wojewódzkiego. Były radny PiS oraz Lubuski Kurator Oświaty w rządach
PiS-LPR-Samoobrona. Odszedł ze stanowiska po krytycznym dla niego raporcie
Najwyższej Izby Kontroli.
Roczne zarobki: 104 640 PLN
RAWA Ewa
– Lubuski Kurator Oświaty. Prywatnie żona Mirosława Rawy, wpływowego
działacza PiS.
Roczne zarobki: 108 450 PLN
RAWA Mirosław – dyrektor podległej PGE GiEK S.A. Oddziału elektrociepłowni Gorzów. Obecnie
jeszcze radny PiS. Był także wicewojewodą i wiceprezydentem Gorzowa w koalicji
z SLD. Jako członek zarządu Fundacji na Rzecz PWSzZ zasłynął przyznaniem sobie
stypendium na studia doktoranckie, których nawet nie rozpoczął. Po informacjach
„GW” stypendium musiał zwrócić.
Roczne zarobki: 189 000 PLN
JAŁOWY Robert – dyrektor TVP Gorzów. Radny PiS i były szef Inspekcji
Handlowej za którego urzędowania powstała sytuacja, konsekwencją której są obecnie
32 pozwy sądowe. Na mocy kilku wyroków Skarb Państwa już wypłacił ponad 200
tysięcy złotych.
Roczny roczne zarobki i dieta: 97 670
PLN
KIELEC Krzysztof – prezes
Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Do niedawna radny PiS,
przewodncizący III Komitetu PiS w Gorzowie.
Roczne zarobki: 246 550 PLN
PIEŃKOWSKI Sebastian – dyrektor Agencji Nieruchomosci Rolnych.
Przewodniczący Zarządu Powiatowego PiS, radny tej partii w Radzie Miasta
Gorzowa.
Roczne zarobki: 210 400 PLN
ROCHMIŃSKI Andrzej – Dyrektor
lubuskiego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Sekretarz
Zarządu Powiatowego PiS W Krośnie Odrzańskim.
Roczne zarobki: 96 650 PLN
TRZPIS Bogdan – Wojewódzki Inspektor Inspekcji Transportu Drogowego. Członek Komisji Rewizyjnej PiS. W 2008 roku odszedł z inspekcji w atmosferze skandalu po tym, jak „Gazeta Lubuska” napisała o oskarżeniach pracowników związanych z mobbingiem.
Roczne zarobki: 83 400 PLN
GANECKI Mirosław – Wojewódzki
Inspektor Ochrony Środowiska. Działacz PiS.
Roczne zarobki: 78 654 PLN
NECKAR-GORAJ Beata – zastępca dyrektora lubuskiego oddziału Agencji
Restrukturyzacji i Moderniazacji Rolnictwa. Sekretarz Komitetu Grodzkiego PiS w
Zielonej Górze. Działaczka PiS.
Roczne zarobki: 84 200 PLN
IWAN Stanisław – wiceprezes Kostrzńsko-Słubickiej Specjalnej
Strefy Ekonomicznej, były senator PO, który po wyeliminowaniu z list tej partii
odnalazł się na listach PiS-u, ale mandatu nie uzyskał.
Rodzne: 201 202 pln
OBIEGŁO Dariusz – doradca wojewody lubuskiego. Były kandydat Pis do samorządu w 2006 roku.
Roczne zarobki: 62 000 PLN
SURMACZ Marek – Komendant Główny OHP. Były wiceminister w
rządach PiS, radny wojewódzki tej partii. Tylko on dysponuje w samym
województwie lubuskim kulkunastoma dobrze płatnymi posadami w ośrodkach PiS, a
w kraju liczba ta idzie w dziesiątki. Dobre miejsce do „przerabiania” unijnych
pieniędzy.
Roczne zarobkii dieta wiceprzewodniczącego Sejmiku Wojewódzkiego 146 000 PLN
SURMACZ Maria – obejmie mandat
radnej w miejsce Krzysztofa Kielca, który został szefem K-SSSE. Żona Marka
Surmacza. Osoba niezwykle dobrze i pozytywnie oceniana.
Roczny zarobki z tytułu diety radnej: 16 000 PLN
LUDNIEWSKI Paweł –dyrektor gabinetu politycznego minister Elżbiety
Rafalskiej. Obejmie także mandat radnego w miejsce Romana Sondeja. Bez doświadczenia
zawodowego.
Roczne zarobki i dieta : 101 000
PLN
RAFALSKI Tomasz – obejmie mandat radnego po Mirosławie Rawie. Syn
minister Elżbiety Rafalskiej. Dobry sportowiec, ale bez doswiadzcenia
zawodowego.
Roczny zarobki z tytułu diety: 16 700 PLN
GALERCZYK Krzysztof – Wojewódzki Komendant OHP w Zielonej Górze.
Przewodniczący Zarządu Powiatowego PiS w Nowej Soli.
Roczne zarobki: 68 000 PLN
JABŁOŃSKI Roman – zastępca dyrektora Agencji Nieruchomości
Rolnych. Działacz PiS, ale był już wszędzie, gdzie można zagwarantować sobie dobrze płatną funkcję: w Stronnictwie Konserwatywno
Ludowym, Stronnictwie Ludowo-Chrześcijańskim, Platformie Obywatelskiej, a
obecnie
Roczne zarobki: 183 000 PLN
PERCZAK Wojciech – dyrektor Agencji Nieruchomości Rolnych w
Poznaniu. Były PiS-owski wojewoda dla któregoz abrakło dobrze płatnych funkcji
w województwie lubuskim.
Roczne zarobki: 240 000 PLN
KOROTCZUK Wilhelm – jednodniowy prezes publicznego Radia Zachód.
Kolega szefa regionalnych struktur PiS Marka Asta. Odszedł po spisku kolegów,
którzy wyciagnęłi mu PZPR-owską przeszlość.
DAJCZAK Władysław – wojewoda lubuski. Brat biskupa, były radny wojewódzki PiS i senator. Słaby i mierny, dlatego właśnie został wojewodą. Bez zaplecza – nie należał do struktur w Strzelcach Krajeńskich, gdzie mieszka, ale w Gorzowie.
Roczne zarobki: 134 500 PLN
PALUCH Robert – wicewojewoda lubuski. Silna osobowość, sekretarz struktur regionalnych PiS. Faktyczny wojewoda, który jednak
nie ma parcia na gabinet wojewody, a Peguota 508 zostawił Władysławowi
Dajczakowi.
Roczne zarobki: 122 000 PLN
BEDNAREK Piotr – prezes publicznego Radia Zachód. Dziennikarz
zaangażowany – kiedyś rzecznik prasowy wojewodów: Stanisława Iwana z AWS i
Andrzeja Korskiego z SLD. Blisko współpracował niegdyś z Ruchem Odbudowy
Polski, a później zwiazany z PiS.
Roczne zarobki: 116 340 PLN
HORBACZ Tadeusz – za kilkanaście dni radny po Robercie Jałowym
lub szef jednej z rządowych instytucji. Sekretarz III Komitetu PiS w Gorzowie, a w przeszłości dyrektor
gorzowskiego ZUS.