Wielu związkowych bonzów w województwie lubuskim nie
pracuje w zawodzie od dawna, bo pobierają ogromne pieniądze, za samo
związkowanie. Dla nich planowane ograniczenie przywilejów, to koniec synekur,
choć sami chętnie mówią o „dojeniu
państwa” przez polityków. Jak ważna to dla związkowych nierobów
sprawa, pokazała sobotnia wymiana zdań pomiędzy byłym i obecnym
parlamentarzystą: politykiem z dorobkiem i doświadczeniem zawodowym oraz „wiecznym działaczem”, który nigdy
nigdzie dłużej nie pracował, lecz od lat uzurpuje sobie prawo do bycia „reprezentantem świata pracy”, a ostatnio
załapał się na cztery lata życia za cudze w roli posła...
...co pozwoli mu kolejny okres unikać pracy, choć w mówieniu o niej lubuje się najbardziej.
Kiedy jednak podczas dyskusji w Radiu Gorzów poruszony został temat nowej
ustawy o związkach zawodowych, poseł KUKIZ 15 Jarosław Porwich, otrzymał
„cios między oczy” od polityka, który
ma do tego nie tylko legitymację moralną – jako były obrońca działaczy „Solidarności”
w czasach PRL-u – ale także zawodową i polityczną.
„Taki
ideolog Włodzimierz Lenin powiedział kiedyś, że najlepiej żyje się na cudzy
koszt. Jak patrzę na posła Porwicha, a przecież wiem drogi Jarku, że od kilkunastu
lat żyjesz na koszt podatnika, to znaczy żyjesz z podatków i ze składek.
Niczego nie wytwarzasz i nie wytwarzałeś” – stwierdził wiceprzewodniczący
lubuskich struktur Nowoczesnej Jerzy
Wierchowicz, na co Porwich próbował się nieudolnie bronić, ale z każdym kolejnym zdaniem potwierdzał, że jego problemem jest nie tylko brak
doświadczenia zawodowego oraz inteligencji, ale przede wszystkim wstydu. „Jeżeli już, to ze składek pracowników” – bezczelnie ripostował, a Wierchowicz nie dawał za wygraną: „Taka armia opłacanych z cudzych pieniędzy jest
po prostu niepotrzebna”.
Tu Porwich chciał „pocisnąć mocniej”, ale
„pocisk” okazał się kapiszonem. „To wszyscy mają produkować ?” – indagował, jakby niezmącony myśleniem.
„Nie widzę powodu, żeby pracodawca
utrzymywał związkowców i ich siedziby, gdzie związkowcy siedzą i piją kawę” –
odparował wiceszef Nowoczesnej, kładąc posła i byłego szefa „Solidarności” ostatecznie
„na deski”.
Temat ważki, bo związki zawodowe od lat blokują jakiekolwiek zmiany w
sektorze publicznym. Miały stać
na straży interesów pracowników i działać na rzecz poprawy ich sytuacji
ekonomicznej i społecznej, ale w formie funkcjonującej od lat – co doskonale
dyskontował jako etatowy związkowiec Jarosław Porwich – są przechowalnią dla
cwaniaków i nierobów, a działalność na rzecz ludzi pracy to jedynie zasłona
dymna.
W dobrze funkcjonujacych zakładach pracy zwiazki
zawodowe są niepotrzebne, a wiele zakładów funkcjonuje źle, bo są tam związki zawodowe.