Słowa i zapowiedzi polityków, a także marzenia mieszkańców całego
subregionu gorzowskiego, stają się powoli faktem. To był dobry dzień dla Północy
województwa, ale nie mniej ważny dla samorządowego gospodarza tej części Polski.
Niemal codziennie i regularnie, politycy w Lubuskiem nadają ważności rzeczą błahym
i nieistotnym, epatując mieszkańców "mową trawą". Dzięki dzisiejszym wydarzeniom
w Gorzowie i Skwierzynie, północna część województwa ma powody do konstatacji,
że zaświeciło nad nią Słońce i to na dłużej.
Oddany do użytku
most w Skwierzynie oraz podpisanie umów na remont ulicy Kostrzyńskiej w Gorzowie
oraz budowę ośrodka radioterapii w tutejszym szpitalu, to knebel dla krytków
marszałkowskiej władzy. To prezenty od „złej”
i „antygorzowskiej” marszałek Elżbiety Polak dla wszystkich tych,
którzy na co dzień celebrują świętą liturgię gorzowsko-zielonogórskich wojenek
na użytek bieżącej polityki i zakrycia swoich własnych zaniedbań.
„Jestem dziś jak Święty Mikołaj” – żartowała podczas konferencji
prasowej marszałek Polak, a dosyć oryginalnie i niekomfortowo czuć się musiał, siedzący
obok niej ekswojewoda Jerzy Ostrouch,
bo jedynym efektem jego urzędowania w Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim był raport na
temat wydatkowania środków unijnych z tezą, że Gorzów i okoliczne gminy są w
sposób skandaliczny przez tęże marszałek marginalizowane.
Niestety nie
wszystko było znów dograne do końca i umowa na Kostrzyńską podpisana została
trochę „na kredyt”, bo gorzowski Ratusz
tradycyjnie nie posiada kompletu dokumentów – w tym przypadku decyzji ZRID, a
sam wniosek wymaga kilku poprawek.
Marszałek okazała wyrozumiałość, choć skomentowała
ów fakt lekko kąśliwie. „Znaleźliśmy
sposób, żeby podpisać tą umowę bez ZRID-u warunkowo. Jak ten dokument będzie,
to dopiero wtedy będzie można myśleć o realizacji umowy, ale do tego czasu
żadnych przepływów finansowych nie będzie panie prezydencie” – stwierdziła
Polak, obrazując tymi słowami nędzę merytorycznego zaplecza prezydenta Jacka Wójcickiego i pokazując jemu
samemu miejsce w szeregu. Można tylko głośno się zastanawiać, co by było gdyby
obejmując urząd, nie odziedziczył po poprzedniku Tadeuszu Jędrzejczaku żadnych koncepcji, które mógłby ... redukować.
A przecież to
nie pierwszy raz, gdy postrzegana nad Wartą podejrzliwie, marszałek Polak
ratuje skórę gorzowskim politykom.
Niewielu jest
w tym mieście polityków – poza Kazimierzem
Marcinkiewiczem, Tadeuszem
Jędrzejczakiem, Elżbietą Rafalską
i Henrykiem Maciejem Woźniakiem –
którzy kojarzą się z konkretnymi przedsięwzięciami o strategicznym znaczeniu
dla Gorzowa: od PWSZ przez Akademię Gorzowską, przebudowę centrum miasta, a na
bulwarach nadwarciańskich, zachodniej obwodnicy, stadionie żużlowym, „Słowiance” czy Filharmonii Gorzowskiej
kończąc. Poza dyskusją, gorzowianie nie mieliby się dzisiaj gdzie leczyć, gdyby
Polak personalnie i wbrew wszystkim środowiskom politycznym – nie wyłączając z
tego liderów gorzowskiej Platformy Obywatelskiej Roberta Surowca i Krystyny
Sibińskiej – nie zaryzykowała w temacie przekształcenia zadłużonego
szpitala w spółkę. Można dziś dyskutować o jakości świadczonych tam usług, ale
gdyby nie ona, nie byłoby dyskutować o czym, bo szpital by upadł.
W tamtym
czasie i w tamtej atmosferze, gdy nikt nie życzył jej w kwestii szpitala
dobrze, każdy nieprzemyślany ruch i każda błędna decyzja – a zwrotów akcji z
dyrektorem Markiem Twardowskim było
sporo – mogła ją zmieść ze sceny politycznej na zawsze. Wtedy też bardziej
można było dostrzec jej własny styl sprawowania funkcji marszałka, co szybko
spowodowało, że stała się jednym z największych atutów Platformy Obywatelskiej
w Lubuskiem.
Dzisiaj z
krytykującym ją niegdyś Jerzym Ostrouchem, który słynął dotychczas raczej ze
zwijania spółek niż ich rozwijania (Silwana, Stolbud, Meprozet, Waart –Tourist)
, podpisała umowę na dofinansowanie radioterapii kwotą 21 milionów i chociaż
jest to dopiero jedna trzecia kwoty, to Polak znów jest krok przed wszystkimi.
Jest
prozielonogórska – pojawią się głosy.
Trudno jednak
winić Polak, że bliższe i bardziej zrozumiałe są jej problemy większego Południa,
aniżeli Północy, skoro innego podejścia nie prezentował nawet marszałek Marcin Jabłoński ze Słubic. Ona nie „małpowała” po nim uwodzenia wszystkich
blichtrem i pięknymi słowami bez pokrycia, ale mówiła jak jest: gdy wykłócała
się z prezydentem Jędrzejczakiem o strategię Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych
- a on nazwał jej standardy „białoruskimi”,
czy niedawno – gdy trzeba było tupnąć nogą na prezydentów Wójcickiego i Janusza Kubickiego.
Wielokrotnie
mówiono już o jej rychłym upadku z powodu rozpadu koalicji, ale dla Gorzowa po
6 latach jej marszałkowania nie ma lepszego wyjścia, co pokazały rządy
Jabłońskiego czy Krzysztofa Szymańskiego.
Takie głosy będą wracać jak bumerang, bo nie ma złudzeń, że unijnych pieniędzy
nie starczy dla wszystkich samorządów w których wpływy mają politycy PO, a
Urząd Marszałkowski nie jest z gumy i nie da się tam upchać wszystkich, którzy
po utracie przez tą partię władzy w kraju, nie mają na siebie pomysłu na wolnym
rynku.
W wyniku
ogłoszonego kilka miesięcy temu przez lubuską Platformę Obywatelską „resetu” na linii Gorzów - Zielona Góra, gorzowscy
politycy PO narzekać nie mogą, bo radioterapia od dawna była przedmiotem szczerego
zainteresowania poseł Krystyny Sibińskiej, a umowa na Kostrzyńską z wadami, to
wiano tej partii do nieformalnej koalicji, co powinno dać sporo do myślenia
prezydentowi Wójcickiemu. Pewne jest, że „reset”
bardzo marszałek Polak wzmocnił. Po pierwsze – utrzymała rekomendację partii do
dalszego pełnienia funkcji, choć był moment po odejśćiu Bożenny Bukiewicz, gdy nie było to takie oczywiste. Po drugie –
jest dziś najbardziej rozpoznawalną twarzą lubuskiej Platformy i coraz częśćiej
ciepło wypowiadają się o niej także politycy różnych formacji na Północy.
To nie Waldemar Sługocki, ale Polak jest dziś
twarzą tej partii w regionie i nie łatwo będzie ją osłabić po 8 latach rządów. Może
jednak nie warto myśleć o osłabianiu, ale wzmocnieniu w trudnych czasach. To
jednak "zadanie domowe" dla działaczy Platformy Obywatelskiej...