Przejdź do głównej zawartości

Ptaki srają zarazą precyzyjniej niż amerykańskie "Patrioty". 70 milionów czyni cuda...

Mieszkańcy Częstochowy żyją z Jasnej Góry, zakopiańscy górale ze sprzedaży oscypków, restauratorzy z Wałbrzycha ze „złotego pociągu”, a deszczniańscy farmerzy – niczym legendarni poszukiwacze złota z San Francisco – ulegli gorączce złotowych banknotów. Popłyną do nich w formie rządowych odszkodowań i w efekcie wykrywania coraz to nowych ognisk ptasiej grypy H5N8. Ich marzenia o fortunie fruną z wiatrem, którym steruje PiS-owski wojewoda, lecz daleko nie dolecą, bo fama o możliwych nadużyciach jest szybsza, niż sama zaraza. Trafnie wytknął to portal gorzowianin.com, który pisze wprost: tu nie toczy się walka o ochronę gospodarstw, ale o to, by grypa była...


...a wszystko dlatego, że jak słusznie zauważył szef gorzowianin.com i redaktor Radia GO Marcin Kluwak: „Tu chodzi o miliony złotych, często o dorobek całego życia”. Nie dziwi więc, ze przy okazji eliminowania groźnej choroby wśród ptaków, objawiła się również nie mniej niebezpieczna choroba występująca wśród ludzi – cwaniactwo i pazerność, które podpowiadają, by postępować zgodnie z zasadą: „wszystkie chwyty dozwolone”, byle zgadzało się wszystko w kasie.

To nie majaczenie chorego umysłu, ale rewelacje podane przez popularny i wiarygodny portal, który nie działa na zasadzie „tisze jediesz, dalsze budiesz”, a tym bardziej według schematu: „copy and paste”, lecz obserwując wnikliwiej i nie mając potrzeby wchodzenia w przysłowiową...dupę.

Cisza jak makiem zasiał, bo im mniej się mówi, tym lepiej. Wojewoda po zlokalizowaniu pierwszego ogniska ptasiej grypy w Deszcznie mówił, ze wszystko jest pod kontrolą. Dokładnie te same słowa usłyszeli dziennikarze na konferencji. Tez miało być wszystko pod kontrolą. To chyba jednak propaganda rodem z PRL” – czytamy w gorzowianin.com, którego przedstawiciele z rolnikami z gminy Deszczno rozmawiali wprost i bez ogródek, mają więc podstawy być pewnymi, że tu chodzi o pieniądze, a tych wojewoda Władysław Dajczak na odszkodowania dla rolników obiecał aż 70 milionów złotych.

Tak, cała cała sprawa niebezpiecznie zaczęła balansować na granicy śmieszności i łamania prawa, co dzisiaj nie jest łatwe do udowodnienia, bo beneficjenci „kurzego szwidlu” mogą liczyć na lekko przymknięte oczy władzy i jakikolwiek śledczy w gminie Deszczno, byłby obrazem wywołującym zdziwienie większe, niż praca Murzyna na gorzowskim SOR-ze. Oczywiście, wszelkie uogólnienia mogą być krzywdzące, ale tylko ktoś umyślnie ślepy, mógłby ignorować fakt, że chore ptactwo przelatujące nad gminą Deszczno, jest w kwestii zarażania tutejszych ferm precyzyjniejsze niż amerykańskie „Patrioty”.

Skąd w kolejnym zarażonym gospodarstwie pojawił się wirus ?” – pyta portal i sarkastycznie odpowiada: „Zarażony w innych krajach, żurawie, gęsi i kaczki, srają z perfekcyjną dokładnością prosto do kurników i wybierają tylko te miejsca, gdzie znajdują się duże hodowle”.

Wojewoda Dajczak ubrał się w pióra obrońcy Polski Zachodniej przed ptasią chorobą, obiecując deszczniańskim rolnikom dodatkową karmę w postaci rządowych dotacji, ale chwilę potem uległ „kurzej ślepocie”, bo orłem nigdy nie był, a polecenia otrzymuje bezpośrednio od ludzi „kaczki”, którzy o wałach deszczniańskich cwaniaków nic nie wiedzą.

Obserwacja deszczniańskich hodowców w reakcji na decyzję o wybijaniu zagrożonych chorobą stad, a także idących za tym odszkodowań, pokazuja obraz „zaradnego” Polaka, bardziej niż najlepsze analizy socjologiczne. Pokazują, że dla pieniędzy, zrobimy wiele, a nawet zbudujemy wspólnotę...zarażonych gospodarstw. Szkoda, ze nie wychodzi to bez choroby i wtedy obowiązuje zasada: „Jak sąsiad będzie kulał, to ja będę lepiej chodził”. Deszczno, to kraina „PiSlandu” i tam wolno wszystko.


Wieczorem ptasia grypa dotarła do gminy Lubiszyn. Pewnie znów cudowne przemieszczenie, choć warto podać trop: weterynarze potrafią być precyzyjniejsi niż ptaki w przenoszeniu chorób. 

Zakład, że kolejny będzie Jenin i Jeniniec ?


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...