Klub żużlowy „Stal Gorzów”, to miejski skarb i poza dyskusją wartość
dodana dla miasta, której nie da się kupić za żadne pieniądze. Jego dzisiejsza
marka, to zasługa przede wszystkim zawodników i wiernych kibiców, ale również
człowieka, który niedawno się z nim rozstał i nie stało się tak, bo bardzo tego
chciał, ale został do tego wręcz zmuszony – panującą w klubie atmosferą
narcyzmu prezesa Zmory, jego postawom typu „po
bandzie” oraz odmawianiem dyrektorowi Kuglerowi prawa do partycypowania w
owocach pracy całego zespołu. „Stal
straciła bankomat. Przynosił do klubu dwa i pół miliona rocznie” – napisały
we wtorek sportowefakty, a w środowisku aż huczy, że teraz poleje się krew,
choć spuszczana będzie powoli i do momentu w którym prezes Zmora zawoła o
pomoc.
Wszystko
dlatego, że po odejściu Michała Kuglera
z funkcji wiceprezesa klubu, prezes Ireneusz
Maciej Zmora nie zachowuje się w ocenach jego pracy z klasą. Kolportuje opinie
co najmniej kontrowersyjne, a to wśród sponsorów i działaczy przyjmowane jest
nie tylko ze zdziwieniem, ale również z zażenowaniem. A przecież mowa o
człowieku, który nadał „Stali Gorzów” nowego blasku na zewnątrz, przygotował
dla niej strategię, która pozwoliła skupić wokół klubu spory kapitał finansowy,
a to znów zaprocentowało medalowymi sukcesami żużlowców oraz sukcesem piłkarzy
ręcznych, którzy awansowali z 3 do 1 ligii.
Wiceprezes
Kugler podpisywał umowy sponsorskie, który dawały klubowi blisko 3 miliony
rocznie, a w ciągu 7 lat realizowania strategii – którą sam przygotował, lecz
została ona bezczelnie przywłaszczona sobie przez prezesa Zmorę – zarobił dla „Stali”
ponad 14 milionów. „Można go w pewnym
sensie nazwać kurą znoszącą złote jajka. Nic dziwnego, że proszono go, by
został” – piszą sportowe fakty, którym – podobnie zresztą jak Nad Wartą –
nie chce o „Stali” powiedzieć nawet jednego krytycznego słowa, podkreślając
jedynie, że był to dla niego wspaniały okres i ma dobre wspomnienia.
Jest
tajemnicą poliszynela, choć w wielu kręgach po prostu anegdotą ilustrującą „ślizganie
się” prezesa Zmory na cudzych pomysłach, że stworzoną w 2009 roku strategię
rozwoju „Stali Gorzów” – która dała klubowi późniejsze sukcesy, a wcześniej
pozwoliła na przeprowadzenie profesjonalnej kampanii marketingowej – od A do Z
opracował Michał Kugler. „Po przekazaniu
jej Zmorze w formie pisemnej, został poproszony o przesłanie w wersji
elektronicznej, a następnie zaproszono go na spotkanie podczas którego usłyszał:
<Jest problem z pierwszą tytułową stroną – tu jako autor musi widnieć Irek,
a nie ty” – opowiada jeden bardzo z wpływowych działaczy klubowych,
podkreślając przy tym, że tak było zawsze: Kugler tworzył, Zmora sobie
przypisywał.
„Chyba
nikt nie sądzi, że ten wuefista i sprzedawca z <Providenta> byłby w
stanie przygotować i przeprowadzić profesjonalną strategię ?” – mówi inny
działacz, wciąż aktywny w klubie i zniesmaczony tym, w jaki sposób Zmora
opowiada o kimś, bez którego sukcesy „Stali” w 2011 (brązowy medal), 2012
(srebny medal) oraz 2014 i 2016 (złote medale) nie byłyby możliwe.
Cenne są jego oceny ze strony
ludzi spoza speedwaaya.
„Ciężko będzie klubowi zastąpić Michała
kimkolwiek. On żył tym klubem od rana do wieczora i jako menadżer sportowy jest
absolutnym profesjonalistą i fachowcem jakich mało. Doskonale potrafił łączyć
sport z biznesem, a to już sztuka wyjątkowa w której on był skuteczny jak mało
kto” – mówi w rozmowie z NW Łukasz Błaszkowski,
zdobywca wielu tytułów mistrzowskich w wyścigach samochodowych i organizator
prestiżowych imprez w tej branży. „Słyszałem
o jego skuteczności wiele razy, a w tej gorzowskiej beznadziei, jest po prostu
perełką” – to opinia działacza sportowego Leszka Sokołowskiego, który z Kuglerem bliżej nie współpracował, choć
zasiadali razem w Radzie ds. Sportu, ale o „mocy sprawczej” byłego wiceprezesa
słyszał wielokrotnie.
„Michał, to skuteczny profesjonalista. Powiem
krótko: gdzie Diabeł nie mógł, tam posyłano Kuglera i zawsze były z tego efekty”
– to już opinia byłego prezesa GRH Mariusza
Domaradzkiego.
Należało się
spodziewać, iż po odejściu Kuglera ze „Stali Gorzów” jego absencja szybko
odbije się na postrzeganiu klubu przez sponsorów.
Ilustracją
tego jest ubiegłotygodniowe spotkanie przedświąteczne Busines Speedway Clubu w
którym udział wzięło niecałe 40 osób – w tym 10 zawodników – podczas, gdy w
roku ubiegłym było to aż 90 osob. Kiedy w listopadzie rozpoczynał współpracę z
gorzowskimi koszykarkami AZS AJP w ramach OneSport, na liście sponsorskiej
klubu było 37 sponsorów, a dziś jest ich już blisko 70.
„Mam plan i utrzymuję
dobre kontakty ze sponsorami, z którymi spotykałem się w ciągu siedmiu
ostatnich lat w <Stali>” – mówił sf.pl.
Wiadomo, że powody odejścia były również
ambicjonalne: miał obiecane w 2014 roku, że w przypadku zwycięstwa „Stali”,
podczas prezentacji znajdzie się z zawodnikami na podium, ale został
potraktowany „z buta”, a w tym roku było jeszcze gorzej, co było sygnałem, że
klub to miejsce, gdzie ordery przypominają sobie nie ci, co powinni.
Na kanwie jego odejścia, pojawiają się opinie, że
klub został „sprywatyzowany” i to
bynajmniej nie przez sponsorów, ale prezesa Zmorę. Nie warto mieć załudzeń, że
to się zmieni, bo „Stal” to w mieście nad Wartą „państwo w państwie” i „święta
krowa”, a jego szef ma pozycję „arcykapłana”,
co i tak jest niczym przy pozycji „złotego
cielca”, jaką pełni prezes honorowy Władysław
Komarnicki.
W środowisku
panuje przekonanie, że prezes Zmora poczuł się zbyt pewnie, czego potwierdzeniem
miałaby być informacja o przyznaniu mu niedawno 120 tysięcy złotych ekstra
nagrody za pracę w 2016 roku oraz kilkudziesięciu tysięcy dodatkowo za
organizację Grand Prix. Wiadomości nie są jeszcze potwierdzone, bo „Stal Gorzów”
nie prowadzi w tym względzie szczególnie transparentnej polityki informacyjnej,
ale gdyby okazało się to prawdą – w kontekście braku ostatecznych rozliczeń z
zawodnikami – byłby to gruby skandal. Szansa na odpowiedź istnieje, gdyż stosowną
interpelację do prezydenta Jacka Wójcickiego
złożyła kilka dni temu radna LdM Marta
Bejnar-Bejnarowicz.
Kierowanie
klubem, który za darmo działa na miejskim majątku, otrzymując z miasta sowite dotacje
oraz gwarancje kredytowe, to w mieście takim jak Gorzów intratne i wpływowe
zajęcie – funkcja nieporównywalna z żadną inną funkcją w administracji, a w
dodatku bez społecznej kontroli. Prezes otrzymuje idące w kilkanaście tysięcy
złotych wynagrodzenie, posiada procentowy udział w dochodach ze sprzedaży
klubowych gadżetów, a także korzysta z przekazanego mu przez sponsora do
prywatnego użytkowania samochodu, rozliczając wszystko na tą właśnie firmę. „Kiedyś się jeszcze krygował, ale dziś idzie
po bandzie, a nawet przebąkuje o aspiracjach politycznych” – to opinia
byłego już pracownika klubu. A inny dodaje jeszcze ciekawszą rzecz: „W obecności kilku osób, w tym właśnie
Kuglera, nazwał Komarnickiego <bufonem>, a Władek dowiedziawszy się o
tym, nawet nie zareagował. Jest coś, co powoduje, że obaj nie mogę się sobie
rzucić do gardeł”.
Rzadko kiedy
rozwody mają charakter „aksamitny”, a kiedy górę bierze partner słaby, nijaki,
sterowany i przez cały czas żerujący na tym mądrzejszym, to krew się poleje
później i wolniej, ale boleć będzie mocniej. Rozmwócy Nad Wartą nie mają
wątpliwości, że najbliższy czas to będzie finansowy i organizacyjny zjazd „Stali
Gorzów” w dół, bo wielu sponsorów przyszło tu m.in. dla korzyści jakie mogli
odnieść z tytułu dobrego zarządzania marką przez Kuglera, a Zmora nie zagwarantuje
im tego nawet w połowie. Jeśli potwierdzą się informacje z premiami, będzie to
również osobiste samobójstwo całego zarządu...