To nie była zwykła manifestacja, lecz wzruszające spotkanie z
bohaterami stanu wojennego w roli głównej, które na koniec okazało się tak
dobre, że zbyt krótkie. Można „dobrą
zmianę” opakować w patriotyzm i antykomunistyczne kombatanctwo, by spotkać
się w gorzowskiej bibliotece i po orwellowsku nadawać słowom, wydarzeniom i symbolom
nowe zanczenie, ale za słowami PiS-owskich funkcjonariuszy oraz ich pomagierów
z „Solidarności” i KUKIZ’15, dostrzegalne są tylko - cynizm oraz złe intencje. Dzisiejsza
manifestaca Komitetu Obrony Demokracji w Gorzowie pokazała, kto stoi w miejscu
gdzie znajdowało się niegdyś ZOMO, a kto rozumie znacznie więcej...
![]() |
FOT.: KRYSTYNA ZWOLSKA/Facebook |
...bo jeśli „rycerze
dobrej zmiany” - dzisiaj tam gdzie niegdyś ZOMO - liczyli na to, że ludzie wolni „wymiękli”, mają dość manifestacji i protestów,
bardzo się przeliczyli.
„Życzyłem sobie rok temu podczas naszego
pierwszego spotkania, żebyśmy nie musieli się już spotykać, ale ta władza
zmusza nas do tego, że musimy tu przychodzić. Ta władza się nie zatrzyma, jeśli
nie będziemy protestować” – mówił dr Robert
Krzych, jeden z założycieli lubuskiego Komitetu Obrony Demokracji.
Okazja do manifestowania
smutna i wyjątkowa, bo przypominająca wydarzenia tragiczne, ale już towarzystwo
wzorowe i potwierdzające, że uczestnicy manifestacji komitetu Obrony Demokracji
stoją po właściwej stronie.
Udział w niej –
oprócz kilkuset osób - wzięli prawdziwi bohaterowie tamtych dni, a wśród nich
m.in. Grażyna Pytlak, Maria Tężycka czy Norbert Lis, który w styczniu 1982 roku za protest w gorzowskim „Ursusie”
skazany został na 3 lata więzienia. Był również obrońca internowanych, dziś
wybitny prawnik, sędzia Trybunału Stanu i lider Nowoczesnej Jerzy Wierchowicz, który mówił: „Sytuacja robi się coraz trudniejsza. Nie
porównuję obecnej sytuacji do tamtej z 1981 roku, ale pewne rzeczy są podobne i
bardzo się obawiam tego, że znów użyta zostanie przemoc przeciwko obywatelom”.
Można by
podobne słowa uznać za polityczną retorykę, manifestacyjną pragmatykę lub próbę zbijania kapitału wyborczego, gdyby
nie to, że świadectwo prawdziwości tych odczuć dali ci, którzy – w przeciwieństwie
do Elżbiety Rafalskiej, Marka Surmacza (w czasach PRL w
Stronnictwie Demokratycznym) czy Władysława
Dajczaka i wielu innych z PiS – zapłacili za walkę o wolność cenę bardzo
wysoką: lądowali w więzieniach lub poddawani byli innym represjom.
„To było straszne w tą grudniową noc i nie
możemy pozwolić, by to o co walczyliśmy, zostało nam dzisiaj odebrane”-mówiła
Maria Tężycka, a wspomnienia i przestrogi innej legendarnej opozycjonistki i
dziennikarki Grażyny Pytlak, powinny być przypominane wszystkim bardzo często: „Prawie setkę ludzi tu z Gorzowa zwieźli
wtedy do więzienia w Wawrowie. Potem zapakowali nas w wieźniarkę i zawieźli do
Poznania, a następnie do Gołdapi. Spośród tych dziesięciu pań, które wtedy
zamknęli, trzy już nie żyją, bo to jest cena jaką zapłaciły za tamten okres”.
Następne G.
Pytlak skonstatowała: „Demokracja to dar
bardzo delikatny. Trzeba go pielęgnować i nie można dać zabrać. Wolność jest w każdym z nas i dokąd ona
będzie, to będziemy ludźmi wolnymi”.
Aż trudno
uwierzyć, ze kilka godzin wcześniej PiS-owski „pomagier” i lizus „złego związku”
z takich ludzi wręcz szydził. To nie było nawet śmieszne, gdy szef gorzowskiej „Solidarności”
Waldemar Rusakiewicz określił
manifestację Komitetu Obrony Demokracji stwierdzeniem „dzika”, po czym dodał, że PiS-owska „dobra zmiana”, to same plusy. „Nie
widzę, żeby była zagrożona demokracja, a nawet wręcz przeciwnie: widzę wiele
plusów. To są dzikie manifestacje i nawoływanie do nieposłuszeństwa” –
stwierdził podczas dzisiejszej rozmowy z red. Bogdanem Sadowskim w Radiu Gorzów.
Absolutnym
odkryciem wszystkich manifestacji KOD-u jest rola jaką odgrywa podczas ich
trwania Monika Twarogal, która nie
tylko perfekcyjnie i emocjonalnie je prowadzi, ale – co ważne i istotne, choć
może przez wielu nie jest doceniane, gdyż posiadają komfort niezalezności
zawodowej – sporo ryzykuje. Dokładnie tyle samo, co niegdyś działacze dawnej i
prawdziwej „Solidarności” kolportując ulotki i podejmując działania, które służyły
podobnym celom: dobru ogółu. Oczywiście gorzowski KOD, to nie jedna osoba, lecz
zgrany i zaprzyjaźniony zespół osób, które zdają się być ładną demokratyczną
rodziną w której nie chodzi o to kto pierwszy i kogo pokażą, lecz kto daną
rzecz zrobi dobrze. Wielki plus dla szefa tej organizacji nad Wartą Leszka Pielina, który będąc formalnym liderem,
czuje się przede wszystkim koorydnatorem.
Reflekcja
geograficzna – bo wszystko odbywało się kilka metrów od Katedry. Czy się to komuś podoba czy nie, publiczna
aktywność instytucjonalnego Kościoła będzie w Polsce istniała zawsze i ma to
swoje uzasadnienie w historii. Więcej, nikt z Kościołem w Polsce nie wygra i
nie powinien tego nawet próbować, bo szybko zostanie przez społeczeństwo odrzucony.
Nie ma jednak uzasadnienia dla milczenia Kościoła, który zawsze był po stronie wolności
Polaków, ale tym razem opowiedział się za chorymi wizjami kandydatów na
dyktatorów. Straci wiele – bezcenną wiarygodność. Nikt z nim w Polsce nie
walczy – Kościół sam popełnia „samobójstwo”.
Ciekawostka - w tłumie pojawił się z kamerą znany antysemita Rafał Zapadka i trudno uwierzyć, że nagrywał, by bronić demokracji.