Przejdź do głównej zawartości

Bilbordy za 160 tysięcy złotych..."z budżetu miasta"

Rozpoczęta właśnie kampania wyborcza, to w Gorzowie także wielki sprawdzian szczerości intencji w działaniu tych, którzy w mijającej kadencji torpedowali ważne dla rozwoju miasta przedsięwzięcia. Blokując rozwój, bardziej reprezentowali interesy prywatnego przedsiębiorcy, aniżeli samego miasta. Teraz rozwieszają na jego nieruchomości „wątpliwie legalne” bilbordy...
Długi się spłaca - przedsiębiorca ze Strzeleckiej to człowiek słowny i z klasą.
Na zablokowaniu planu zagospodarowania przestrzennego nie skorzystało miasto,
a budżet stracił 160 tysięcy. Drogie te bilbordy ...
...bo w tym mieście najwięksi praktycy politycznej brutalności - nawołują publicznie do politycznej kultury, „zatroskani o miasto” – głosują przeciw miastu, a „legaliści” podejmują działania, które mają się tak do legalizmu jak pięść do nosa. Inaczej mówiąc - gorzowską opozycję łączą cztery rzeczy: nienawiść do prezydenta miasta, traktowanie Gorzowa jak „dojnej krowy” do spłacania kredytów hipotecznych z comiesięcznej diety, zdolność do sojuszy w celu blokowania ważnych przedsięwzięć miejskich, a także patologiczny narcyzm.
Ten ostatni objawił się na budynku przedsiębiorcy Grzegorza Adamczyka, „reprezentując którego” – niemal jak dobrze opłacani adwokaci – radni Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej, choć trzeba wierzyć iż bez jakiejkolwiek zapłaty, rok temu zagłosowali przeciwko uchwaleniu planu zagospodarowania przestrzennego kwartału miasta w rejonie ulicy Strzeleckiej. Kto stracił ? Budżet Gorzowa ponad 160 tysięcy złotych, a mieszkańcy Śródmieścia szansę na ożywienie tej części miasta.
Skandal czuć było w powietrzu na długo przed oficjalnym głosowaniem, a poziom i ciśnienie dbałości o interes prywatnych właścicieli, zamiast miasta, był większy niż na Mount Everest. W trakcie odbywającej się 8 maja 2013 roku dyskusji nad miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, PiS-owscy „chłopcy z plakatu”, a także „beneficjenci” z PO, dali popis tego, jak dbać o prywatnego przedsiębiorcę, wyrzucić w błoto 160 tysięcy i blokować rozwój miasta.
Prosze przekazać prezydentowi wyraźne stanowisko: nie będzie zgody na taki plan. Albo pochylicie się nad uwagami albo będziecie bronić swoich ustaleń”- mówił Roman Sondej z PiS, dzisiaj na bilbordzie znajdującym się na nieruchomości przedsiębiorcy Adamczyka. „Nie widzimy możliwości zgody na plan bez spełnienia warunków, które są normą w stosunku do prywatnego właściciela. Złem jest, że miasto wykorzystuje aktywną konkurencyjną rolę wobec właścicieli” – grzmiał inny „narcyz z bilbordu” Marek Surmacz, jakby zapominając, że brak takiej aktywności ze strony miasta za urzędowania Henryka Macieja Woźniaka spowodował, że w centrum stoi „architektoniczny potwór” w postaci lokalu Mc Donald’s. Obaj panowie i cały klub radnych Prawa i Sprawiedliwości, dzisiaj do obejrzenia na bilbordzie, a więc:  Mirosław Rawa, Robert Jałowy oraz Sebastian Pieńkowski, zagłosowali przeciwko planowi zagospodarowania przestrzennego.
Nie inaczej inni „beneficjenci” troski o prywatnych przedsiębiorców kosztem interesów miasta z Platformy Obywatelskiej: Jerzy Sobolewski oraz Robert Surowiec, których kandydatka – tym razem jako promotorka porad prawnych – zawisła także na tym samym budynku, należącym do G. Adamczyka. „Dzisiaj jesteśmy w takim stanie, że ten plan w takiej wersji nie przejdzie” – mówił R. Surowiec, tylko przypadkiem wychodząc naprzeciw przedsiębiorcy i na szkodę miasta. „Nie można zasłaniać parku. Miasto pisze złe koncepcje” – mówił znów J. Sobolewski, zapominając iż podobnego "zasłonięcia” dokonano budową biblioteki.
Co do szkodliwości działań radnych, wątpliwości nie mieli nawet nieprzychylni prezydentowi Gorzowa dziennikarze i komentatorzy. Dzisiaj bilbordy samorządowych "donatorów" – a także ich kandydatki - wiszą na nieruchomości biznesmena, którego kultura osobista i język, którym posługiwał się w relacjach z władzami miasta, mogłyby być stawiane za wzór dialogów w gangsterskich filmach. „Jesteście bandytami” – krzyczał do prezydenta miasta, który szedł bulwarem w obecności premiera Donalda Tuska.
Pojawia się pytanie: kto i czy, za wywieszenie bilbordów płaci ? Politycy PiS nie są jeszcze oficjalnymi kandydatami, a materiał nie posiada oznaczenia komitetu wyborczego. Podobnie poseł Krystyna Sibińska, która kandydatką jest tylko medialnie. 
Miasto za te bilbordy "zapłaciło" 160 tysięcy złotych: tyle kosztował plan, który w wyniku działań rodnych PO i PiS został wyrzucony do kosza, a zadowolony z tego może byc tylko G. Adamczyk.


Dzisiaj najmodniejszym tematem wśród opozycyjnych komitetów wyborczych jest gastronomia, a dokładniej... „kręcenie lodów”. Czego to już sobie nie obiecali, aby poczuć sie wiceprezydentami, dyrektorami, prezesami oraz zleceniobiorcami...

Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Co łączy kapitana Schettino z prezesem Bednarkiem?

Francesco Schettino , to kapitan włoskiego wycieczkowca Costa Concordia. Zasłynął tym, że tuż po uderzeniu przez statek w podmorskie skały, zamiast czynnie uczestniczyć w akcji ratowniczej, postanowił go opuścić jako jeden z pierwszych. Choć nie to było jego największą przewiną, ta właśnie sytuacja sprawiła, że w powszechnej opinii określany jest mianem antybohatera. Nie mnie jednego razi postawa prezesa publicznego Radia Zachód, Piotra Bednarka . Choć nie ciążą na nim żadne zarzuty o charakterze prawnym, jak to miało miejsce w przypadku kapitana Schetino, głosy z wewnątrz spółki pozwalają doszukiwać się analogii. Tak Schetino, jak też Bednarek, nie zdali egzaminu w decydującym momencie. Potwierdza się reguła, że wielkość osoby, jego kwalifikacje i umiejętności, a także predyspozycje do zajmowania określonych stanowisk, weryfikowane są w chwilach próby. Można przez całe życie ślizgać się i wykonywać gesty, które sprawiają, że jest się lubianym. Można też robić odwrotnie, wiecznie sta...