Przejdź do głównej zawartości

Nie chcę, ale muszę ...

Prezydencka kandydatka Platformy Obywatelskiej ma już na tyle politycznego obycia i doświadczenia, że gotowa jest do wyruszenia własną drogą: bez klakierów, lizusów oraz tych, którzy pławili się jej parlamentarnym światłem, ale niczego jej nie dodawali. Wielu z dotychczasowych „współpracowników” myślało w największym stopniu o sobie, a minimalnym o niej...
... bo też wiele już przeżyli, lojalność zawsze traktowali w kategoriach: jest ważna do momentu, dopóki się to opłaca. Inaczej mówiąc, byli już „braćmiJacka Bachalskiego – gdy wciągał ich za uszy do polityki, Witolda Pahla – gdy dawał im szansę błyszczeć, Edwarda Andrusyszyna- którym manipulowali w słabszych dla siebie chwilach, a teraz poseł Krystyny Sibińskiej – której kandydowanie ma utrwalić ich rzekomą pozycję polityczną.
Sama poseł Sibińska, pytana o motywy kandydowania na urząd Prezydenta Gorzowa odpowiada wprost: „Padają z różnych środowisk takie propozycje, abym kandydowała. Otrzymuję takie sygnały i mam nadzieję, że jest to ocena mojej pracy w samorządzie i teraz posła”. Klakierzy poszli jednak dalej i pod jej nieobecność zorganizowali konferencję na której ogłosili za nią samą, choć bez jej obecności, że jest kandydatem PO na prezydenta. „Jej wykształcenie i dorobek pozwalają nam twierdzić, że jest ona bardzo dobrze przygotowana do pełnienia funkcji prezydenta” - powiedział na konferencji radny Marcin Gucia i byłoby wszystko dobrze, gdyby nie fakt iż kilka miesięcy temu ogłosił wszem i wobec, że do zakończenia swojego procesu zawiesza członkostwo w Platformie Obywatelskiej. Proces się nie zakończył, a więc jego głos jest tyle samo wart, co deklaracja Krzysztofa Kononowicza, że obiecuje wszystko i nic.
Fakty są takie, że wielu rozmówców NW uważa iż wyborcza weryfikacja rozsądnej poseł Krystyny Sibińskiej, to rodzaj egzaminu poprawkowego, który jest testem na przywództwo. „Krysia wie, że jej wynik, to będzie wynik jej środowiska i jak przegra, to przegrają oni, a jak uzyska w miarę dobry wynik, to będą mogli mówić o byciu trzecią siłą” –mówi NW działacz PO. Nikt nie wierzy w wynik na miarę srebra, ale brąz będzie już legitymizacją do udziału w rozdaniu parlamentarnym. Wybory samorządowe to zaledwie wstęp do przymiarek poselsko-senatorskich, które rozpoczną się tuż po Nowym Roku. Jeśli wynik będzie słaby, to większa rola senator Heleny Hatki i mec. Jerzego Synowca, są wręcz oczywiste.
Inna sprawa, że w gorzowskiej PO jest obecnie tylko dwoje „zawodników wagi ciężkiej”: Witold Pahl – którego akcje wraz z nominacją dla Ewy Kopacz i spodziewaną marginalizacją jego protektora Rafała Grupińskiego spadną, a także H. Hatka – wciąż działająca na zasadzie udzielonej „koncesji” z Zielonej Góry. Poseł Pahl stał się głównym reprezentantem Sejmu w Trybunale Konstytucyjnym – zyskując miano „prawnika PO”, bo był tam delegeowany przez szefa klubu, ale nie zmienia to faktu iż po marginalizacji protektora i wzmocnieniu się pozycji Bożenny Bukiewicz -  która wymieniana jest nawet w kategoriach przyszłej szefowej klubu parlamentarnego – talent nie wystarczy.
Sens kandydowania poseł Sibińskiej na prezydenta Gorzowa podszyty jest dobrymi intencjami, a ona sama nie jest typem zimnego polityka, ale przekaz jest już fałszywy i dotyczy głównie platformerskich „klakierów”: mam pomysł i nie zostawię swoich współpracowników. Inna sprawa, czy stonowana i unikająca konfliktów Sibińska posiada to, co Anglicy określają mianem „leadership” ? Zdaniem wielu rozmówców, wyjąwszy tych, którzy traktują ją instrumentalnie, takich cech nie posiada. Rozmówcy podkreślają jednak coś innego – fakt iż nie potrafi manipulować, nie jest skłonna do łamania politycznych kręgosłupów, dotrzymuje słowa, a także stoi trochę z boku politycznej bijatyki, to są jej atuty.
Co z tego, skoro poselstwo K. Sibińskiej było rodzajem eksperymentu, czy samorządowiec bez politycznego obycia poradzi sobie z przywództwem w partii oraz dbałością o interesy regionu i miasta na szczeblu centralnym. Niestety tu saldo jest ujemne, a o konkretne efekty parlamentarnej działalności jest trudno. W mieście ton partii nadawali Robert Surowiec i Jerzy Sobolewski, a z „wycieczki” na ulicę Wiejską, K. Sibińska przywiezie co najwyżej tabliczkę ze swoim nazwiskiem. Ważne sprawy – jak restrukturyzacja szpitala, wsparcie starań Gorzowa o środki centralne czy po prostu interesowanie się sprawami miasta, omijały jej parlamentarne biuro, a ona skutecznie omijałe możliwość wsparcia Gorzowa.
Przez lata nie zbudowała zaplecza, a błąd z blokowaniem członkostwa J. Synowca odbije się jej „polityczną czkawką”. Dzisiaj są przy niej jeszcze „klakierzy”, ale liczyć może tylko na autentycznie jej oddanego Wiesława Ciepielę. On sam może się dwoić i troić, ale sam jeden – choć bardziej inteligentny od innych – nie zatrze złego wrażenia, które na co dzień w mediach i środowisku tworzą R. Surowiec, J. Sobolewski czy nawet M. Gucia. Sam Ciepiela, to temat na osobny tekst, bo jego przykład pokazuje, jak łatwo wypromować w partii „bylejakość”, trzymając na zapleczu „jakość”. Obok trzymanych na zapleczu dr Michała Bajdzińskiego czy ekswicemarszała Tomasza Gierczaka, jest on najlepiej przygotowaną osobą do pełnienia wielu funkcji publicznych. Można się zżymać na jego charakter – autor tekstu z nim oficjalnie nie rozmawia i rozmawiać nie będzie – ale nie zmienia to faktu, że jest przykładem iż „zły pieniądz wypiera dobry pieniądz”, a słabi działacze marginalizują tak kompetentnych jak W. Ciepiela.
Wyborcza „średniość” poseł Sibińskiej jest raczej do przewidzenia, ale poważną stawką są także wybory do Rady Miasta. Tu wielu zastanawia się na głośnym „transferemJerzego Wierchowicza, który jednak w żaden sposób nie zrekompensuje politycznych odejść: Ewy Parfienowicz, Grażyny Ćwiklińskiej czy Danuty Łastowskiej. Tylko przypadek sprawił, że perygrynujący po prywatnych mieszkaniach M . Gucia,  nie znalazł się także w drużynie prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka, który postawił jedno ultimatum: pomyślne załatwienie spraw w sądzie. Najwidoczniej Platformie Obywatelskiej to nie przeszkadzało, podobnie jak to, by na pierwszym miejscu w okręgu umieścić J. Wierchowicza, a nie doradcę wojewody, radną oraz kandydatkę partii do Parlamentu Europejskiego Halinę Kunicką.
Politycy są niemal pewni, że to najlepszy interes Jędrzejczaka, który pozbył się marudera z przerostem ego. Niewielu wierzy, że będzie w stanie pokonać H. Kunicką, która jest uwielbiana na Osiedlu Słonecznym, bardzo znana na Wieprzycach, a w centrum miasta „wymiata wszystkich”. „Wierchowicz wyniku nie poprawi, a stawiam dolary przeciwko orzechom, że Kunicka wejdzie do rady na sto procent, a Wierchowicz odpadnie” – to opinia polityka SLD. „Halina nie błyszczy w mediach, siedzi cicho bo też nie ma takich potrzeb ani umiejętności, aby gadać, ale potrafi popracować, a przecież Wierchowicz myśli iż wybiorą go za zasługi i buzię z plakatu” – mówi działacz koła nr 1 PO. Potwierdzeniem tej opinii jest wynik Kunickiej do PE, który był dużo lepszy niż Mirosława Marcinkiewicza – znanego i funkcjonującego w polityce od dawna.
Zagadką jest wojewoda Jerzy Ostrouch, dotychczas służący gorzowskim działaczom PO jako urządzenie do pobudzania libido, ale wciąż bez zaplecza i zaufania partii. Dzisiaj jest sytuowany nie jako stronnik K. Sibińskiej, ale „Solidarności” i wspieranego przez nią Ireneusza Madeja. Trudne do ogarnięcia, chociażby przez wzgląd na stosunek wojewody do zasłużonego działacza i przedsiębiorcy Zenona Michałowskiego, który jest wiceszefem Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Ziemi Gorzowskiej, ale panowie sa już na najlepszej drodze do zawarcia pokoju. Dziś liczy się dla nich tylko jedno - dorwać się do miejskich „konfitur”: stanowisk, zleceń, przetargów, informacji, spółek...

Czy to samo liczy się dla K. Sibińskiej ? Swoją działalnością nie dała powodów, by sądzić, że prywata jest jej bliższa niż działalność dla dobra społeczności. Byłoby nieuczciwością zarzucać jej prywatę oraz interesowność. Same stanowiska też nie stanowią dla niej wartości nadrzędnej, bo kilka ciekawych propozycji w przeszłości już miała – łącznie z wiceprezydenturą. Problemem może być środowisko, które wiele na niej korzystało, ale nic jej nie dało. W tej sytuacji stronnicy senator H. Hatki słusznie upatrują jej wyborczej porażki. Po przegranej nic już nie będzie takie samo...

Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Co łączy kapitana Schettino z prezesem Bednarkiem?

Francesco Schettino , to kapitan włoskiego wycieczkowca Costa Concordia. Zasłynął tym, że tuż po uderzeniu przez statek w podmorskie skały, zamiast czynnie uczestniczyć w akcji ratowniczej, postanowił go opuścić jako jeden z pierwszych. Choć nie to było jego największą przewiną, ta właśnie sytuacja sprawiła, że w powszechnej opinii określany jest mianem antybohatera. Nie mnie jednego razi postawa prezesa publicznego Radia Zachód, Piotra Bednarka . Choć nie ciążą na nim żadne zarzuty o charakterze prawnym, jak to miało miejsce w przypadku kapitana Schetino, głosy z wewnątrz spółki pozwalają doszukiwać się analogii. Tak Schetino, jak też Bednarek, nie zdali egzaminu w decydującym momencie. Potwierdza się reguła, że wielkość osoby, jego kwalifikacje i umiejętności, a także predyspozycje do zajmowania określonych stanowisk, weryfikowane są w chwilach próby. Można przez całe życie ślizgać się i wykonywać gesty, które sprawiają, że jest się lubianym. Można też robić odwrotnie, wiecznie sta...