Przejdź do głównej zawartości

W "Solidarności" się gotuje. Czy było warto ?

Na Borowskiego zgasło światło – i to nie z powodu odłączenia pradu przez prezydenta miasta. Historyczny „Biały Krzyż” przy Katedrze ktoś przemalował na czerwono. Sztandar „Solidarności” zjadły myszy. Odkąd na zawał serca z powodu działań związku zszedł ostatni członek pocztu sztandarowego, nie miał go kto nosić. Zaslużonego prałata zaczęto nazywać „zdrajcą”, a bystrego lidera „ekscelencją”. Mimo ciemności tańce hulanki i swawole trwają w najlepsze. „Zdrowie Iras! Twoje zdrowie Iras” – krzyczy działacz „Solidarności” w drogim garniturze, wypadającymi z kieszeni banknotami pięćdziesięcioeurówek i lampką drogiej whisky w reku...
Czy było warto ? Kolejny już raz tuż przed wyborami obecny wojewoda J. Ostrouch
namawia J. Porwicha do publicznego określenia się wbrew interesom związku. Ostatnio
"wypuścił" go w 2011 roku na wspólną konferencję z ówczesnym senatorem Henrykiem
Maciejem Woźniakiem. Teraz kolej na I. Madeja, ale tego związek może nie przeżyc ...
...to wizja na pozór politycznie futurystyczna, ale w wyobraźni wielu kontaktujących się z NW działaczy związku bardzo realna. Decyzja gorzowskiej „Solidarności” o sojuszu z funkcjonariuszami stanu wojennego, dygnitarzami PZPR oraz skompromitowanymi uprawianiem prywaty politykami prawicy, wywołuje gorące emocje wśród szeregowych działaczy. Większość podkreśla, że nie przystoi, a przewodniczący Jarosław Porwich zdradził ideały związku w imię partykularnych interesów. Efekt może przerosnąć wszystkich i nie będzie to powód do kolejnych orderów.
Paradoksalnie wszystko na rękę Prawu i Sprawiedliwości, bo w całej Polsce zwiazek ściśle z tą partią współpracuje, a tylko w Gorzowie - w sposób nie do końca statutowy – podjęto decyzję diametralnie różną. „Jestem w kontakcie z Pitrkiem Dudą” – mówił kilka dni temu J. Porwich. „Jest duży rozdźwięk pomiędzy tym, co zrobił Zarząd Regionu <Solidarności>, a co myślą zwykli działacze. Mamy mnóstwo sygnałów, że <Solidarność> idzie z ludźmi, którzy działali w czasie stanu wojennego po drugiej stronie barykady. Ludzie <Solidarności> są rozczarowani i zapowiadają, że zagłosują na Prawo i Sprawiedliwość, a nie <S”, która oddała swój znaczek ludziom z drugiej strony barykady” – podkreślił wwywiadzie udzielonym Radiu Zachód lider gorzowskich struktur PiS Sebastian Pieńkowski.
Co bardziej zorientowani działacze też mają wiele do powiedzenia, choć jak ognia unikają oficjalności. „Złamana została uchwała Walnego Zgromadzenia Delegatów, gdzie wyraziliśmy zgodę na udział zwiazku w wyborach lub rekomendację członków na listy innych komitetów, ale nie było mowy o starcie <Solidarności> z takim towarzystwem i pod taką nazwą. Zarząd takiej decyzji nie podejmował” – mówi NW ważny działacz związku, który podejrzewa zwykłą prywatę. „Andrzejczak rozdawał kiedyś dokumenty potwierdzajace dziwne transakcje oraz różne rzeczy dotyczące nieruchomościami w Lubniewicach i w innych miejscach, a teraz widzimy panów za jednym stołem” – dodaje działacz, podejrzewający iż za całością stoi brat wiceprzewodniczącego związku.
        „Z komuną układy dowodem zdrady” – głosili niegdyś działacze antykomunistycznego podziemia. Dziś można by sparafrazować: „Solidarności” ukałdy z biznesem powinny być absolutnym marginesem.
         Nie chodzi o to, że „Solidarność” popiera politycznie koniunkturalnego Ireneusza Madeja, chce udziału we władzach miasta oraz zaszczytów – bo pieniędzy ulokowanych w lubniewickich apartamentach ma sporo. Chodzi o to, że sama nie szanuje siebie: pazerność określa mianem patriotyzmu, własne kompleksy nazywa marginalizacją związku, sojuszników szuka wśród piekielnych wrogów, a wszystko jest dekorowane państwowymi orderami za sikanie pod murem z napisem: „Proletariusze wszystkich krajów łączcie się”. Osiągnięcie spore, ale działacze właśnie nasikali na sztandar „Solidarności”...
Sam kandydat może na tym więcej stracić, niż zyskać: działacze związku są podzieleni jak nigdy wcześniej. Dotychczas „Solidarność” była słaba tylko na zewnątrz – choć wielu naiwnych wierzyło w jej magicznie „skuteczne struktury” – ale od kilku dni jest słaba także wewnętrznie. Przewodniczący żadnych rozliczeń, nawet w przypadku oczywistej przegranej swojej i kandydata, bać się nie musi – bo nie ma go nawet kto rozliczyć - ale właśnie „obsikał” ostatni powód dla którego ta organizacja zasługiwała na szacunek. Wygranym jest cichy autor i akuszer porozumienia - wojewoda Jerzy Ostrouch, ale przegrali wszyscy.
Słusznie więc PiS zaciera ręce, choć nie bez irytacji. „Postanowili wziąć władzę, żeby robić interesy. Jeżeli Ireneusz Madej związał się z ludźmi PZPR-u i tymi, którzy rządzili w najgorszym czasie stanu wojennego, no to, gdy ludzie którzy mieli go poprzeć dowiadują się, że popiera go <Solidarność>, to stracą. Solidarnośc postąpiła nierozsądnie i wyborcy to ocenią negatywnie” – konstatuje Pieńkowski.
Będzie w tym wszystkim sporo uciechy dla miejskiej gawiedzi, bo przewodniczący „Solidarności” słynie z nietypowych manier, oryginalnych odruchów oraz sielskiego usposobienia, dzięki któremu wyborcy nie będą się nudzić. Smutniejsze jest to, że wszystko odbyło się z pominięciem tych, którzy pod muarmi z komunistycznymi napisami nie sikali, lecz chciano ich tam rozstrzeliwać. Zadziałała zasada: po nas to chociażby spalona ziemia.
Powrót do początku posta. Kilka dni po wyborach...
Światła na Borowskiego jak nie było, tak nadal nie ma. „Przecież przed wyborami była tu gdzieś jeszcze flaszka” - cedzi przez zęby działacz, nachylając się w ciemnościach dawnej siedziby związku - niczym piest tropiący – pod biurkiem. Nie ma niczego: wyników, mandatów, członków i etosu. Został tylko wstyd i wyborcze długi do spłacenia. Stop klatka – przerwa. „Boże coś Polskę” – to już miesiąc później, ale nie w Katedrze, lecz Ciborzu. „Zapraszamy na badania” – prosi atrakcyjna i skromnie ubrana pielęgniarka z OPZZ. „Trochę szacunku, dobrze, jestem przywódcą zwiazku, a może nawet radnym wojewódzkim” – wybełkotał pacjent. "Dobrze ekscelencjo" - odpowiedziała pielęgniarka.

Jak będzie, zobaczymy ...

Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Co łączy kapitana Schettino z prezesem Bednarkiem?

Francesco Schettino , to kapitan włoskiego wycieczkowca Costa Concordia. Zasłynął tym, że tuż po uderzeniu przez statek w podmorskie skały, zamiast czynnie uczestniczyć w akcji ratowniczej, postanowił go opuścić jako jeden z pierwszych. Choć nie to było jego największą przewiną, ta właśnie sytuacja sprawiła, że w powszechnej opinii określany jest mianem antybohatera. Nie mnie jednego razi postawa prezesa publicznego Radia Zachód, Piotra Bednarka . Choć nie ciążą na nim żadne zarzuty o charakterze prawnym, jak to miało miejsce w przypadku kapitana Schetino, głosy z wewnątrz spółki pozwalają doszukiwać się analogii. Tak Schetino, jak też Bednarek, nie zdali egzaminu w decydującym momencie. Potwierdza się reguła, że wielkość osoby, jego kwalifikacje i umiejętności, a także predyspozycje do zajmowania określonych stanowisk, weryfikowane są w chwilach próby. Można przez całe życie ślizgać się i wykonywać gesty, które sprawiają, że jest się lubianym. Można też robić odwrotnie, wiecznie sta...