Bycie
politykiem i włodarzem dużego miasta, to nie to samo, co aktywność w roli wójta lub sołtysa. Nie wszystko usłane jest różami, a cała działalność wymaga bycia twardym i wymagającym dla
siebie.Tu słowa powinny byc jedynie cieniem czynów, a śmiałek chcący być przewodnikiem dla 130 tysięcy mieszkańców, nie powinien być tym, który nie rusza się z domu bez „pampersów”...
...bo jakże inaczej
zinterpretować rozsyłany przez wójta Jacka
Wójcickiego do stronników prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka anons,
gdzie prosi o wstawienie się za nim, by w razie jego pozytywnej decyji o
kandydowaniu na prezydenta Gorzowa, pracy w miejskiej administracji nie stracił
jego znajomy. „(...)Czy moge liczyc na współpracę, by nie tworzyc niepotrzebych emocji(...). Chodzi mi o to, że w tej kampanii nie chaialbym, by (...xx..) stracił pracę w urzędzie” – napisał do kilku osób biorących udział w
kampanii wyborczej J. Wójcicki.
Sama sprawa wystawia wójtowi brzydkie świadectwo, bo pokazuje w jaki sposób na co dzień działa. "To jakaś prowokacja i brzydkie zachowanie, bo nawet nie wiem o co i o kogo chodzi. Moi urzednicy mają prawo do własnych poglądów i wspierania kogo chcą. Dla mnie liczy się ich praca dla miasta, a reszta to ich prywatna sprawa" - komentuje sprawę prezydent Jędrzejczak.
Apoteozowanie i nagłaśnianie
rzekomych dokonań wójta Deszcza oraz idei: „od
deszczniańskiego mleczarza do włodarza”, nie ma większego sensu, gdyż w
przypadku wielu piewców takiej opcji, jest to tylko „myślenie życzeniowe”, coś w rodzaju freudowskiego tłumienia lęku i
obaw, że prezydent Jędrzejczak – którego przez wiele lat najzwyczajniej w
świecie nieuczciwie opluwano i oskarżano – mógłby kolejne cztery lata sprawować urząd. Co wtedy ? Jego
nieskuteczni oprawcy byliby skazani na najgorsze, co może spotkać ludzi nieuczciwych:
patrzenie w oczy temu, którego chceieli załatwić.
Sam Wójcicki też nie ma
tutaj wyjścia i mimo iż jego osobiste, a także dwa inne sondaże badania lokalnej
opinii publicznej, wskazują iż może liczyć co najwyżej na ok 15-19 procent, co daje raz drugie miejsce, a dwa razy czwarte: za Krystyną
Sibińską i Markiem Surmaczem – lecz przed Ireneuszem Madejem –
zdecydował się na start. Nad jednym z sondaży oraz ich interpretacją pracował
politolog i kandydat PSL na radnego Piotr Klatta, więc nie można go
traktować poważnie, ale nawet drugi z
nich – rzekomo bardziej merytoryczny – szanse Wójcickiego diagnozuje mało
rzeczowo, a bardziej w kategoriach rozpoznawalności.
Nie dziwią więc średnio
błyskotliwe wywiady, jak ten przeprowadzony przez dziennikarkę Radia Plus Agnieszkę
Moskaluk. „Panie Jacku,
zna pan sondaż opublikowany przez inicjatywę <Ludzie dla Miasta> ? I jak
się czuje człowiek, który nawet nie kandydując na fotel prezydenta odnosi
zwyciestwo?” – indagowała dziennikarka, a kandydat odpowiadał: „To miłe i wyraz sympatii. Mieszkańcy Gorzowa
pokazali, że Deszczno rozwija się dobrze”. Można tylko zapytać: o co chodzi ? Ano o to, że
z „sondazu” wynika, że gdyby wójt Wójcicki wystartował
na prezydenta, to zmiażdżyłby dosłownie wszystkich: T. Jędrzejczaka, Elżbietę
Rafalską, Jacka Bachalskiego, Ireneusza Madeja, a nawet Marka
Surmacza.
Nie ma co się zżymać na autorów ów
socjologiczno-politologicznego „potworka”, bo wiedzy i mądrości u
nich tyle samo, co dibałów w główce szpilki, a sama promotorka ów „sondażu” Marta Bejnar-Bejnarowicz określiła
się w Radiu Gorzów mianem tej, co to ma mniejszy mózg i „jest to
oczywiste, bo widać gołym okiem”. Irytować mogą ci, którzy w to
uwierzyli: dziennikarze, publicyści i sam zainteresowany. Z profesjonalnych
badań – gdzie P. Klatty ani nawet Marka Rusakiewicza na szczęście nie
było - wnioski wynikają zgoła inne: Sibińska i Surmacz to pretendenci do walki
w drugiej turze, mocno i ze sporym zapasem na progres po pietach drepcze im I.
Madej, a J. Wójcicki plasuje się mocno przed Maciejem Szykułą oraz tzw. „innym”, który objawił się trzy dni temu jako Rafał
Zapadka.
Dziwi
więc entuzjazm i parcie samego zainteresowanego, notabene mocno „podpuszczanego” przez szefa gorzowskich
struktur SLD i radcę prawnego w deszczniańskim urzędzie Marcina Kurczynę, gdy arytmetyka wielokrotnie już potwierdziła, że
do wyborów idą w pierwszej kolejności ci, którzy muszą i powinni – urzędnicy,
pracownicy spółek, członkowie i sympatycy partii, później ci co powinni i na
pewno to uczynią – ich rodziny, znajomi oraz sympatycy, a następnie ludzie
będący beneficjentami pozytywnych zmian – korzystający z faktu iż Platforma
Obywatelska zmienia kraj, Tadeusz Jędrzejczak zmienia pozytywnie Gorzów, a
Marek Surmacz chce zmienić wszystko i zacząć od nowa. Elektorat J.
Wójcickiego to ci, którzy sympatie deklarują w kazdym sondażu, ale motywacji by
pójść na wybory nie mają żadnych.
Gdyby wybory odbywały się na
tydzień przed „Świętem Pieczonego Kurczaka” lub tydzień później,
tydzień przed Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy lub w grudniu, gdy można pokreować się na Świętego Mikołaja,
albo chociaż dziennikarze mieliby większy rozgłos i autorytet, to drugie lub
trzecie miejsce byłoby w zasięgu. Tymczasem szanse Wójcickiego są odwrotnie
proporcjonalne do czasu upływającego od wymienionych imprez. Pozostaje
oczywiście Święto Zmarłych, ale gładka twarz i zgrabne pośladki wójta Deszczna,
to nie jest odpowiedni materiał na udział w Helloween.
W samej Gminie opinie są bardzo
ambiwalentne - osoby wtajemniczone, a więc radni i sołtysi anonimowo oraz
oficjalnie raczej go komplementują, ale są też tacy, którzy wiele mają mu za
złe i gdyby ich informacje oraz materiały nabrały w kampanii życia oraz
wyborczej dynamiki, to blask szybko zgaśnie. „Pana Jacka podziwiam za odwagę, bo przez 8 lat zrobił dużo dla gminy i
to, że ma taką odwagę, to wielka sprawa” – uważa Tadeusz Borek, sołtys wioski Białobłocie. „Skoro chce roszerzać swoje horyzony, to pewnie
wie co robi. Oceniam go pozytywnie, ale nie wiem po co porywa się na ten Gorzów”
– to już sołtys Prądocina Monika
Jaroszewska. „Jest dobrym wójtem i
chyba ogarnia, choć zawsze może być lepiej. Ja tam na niego złego słowa bym nigdy nie powiedział” – uważa sołtys Nowic Albin Pilarski.
„Gorzów to taka sama gmina jak Deszczno, tylko trochę większa” –
powiedział w Radiu Plus J. Wójcicki, a wszystko zabrzmiało jak przechwałka
pilota szybowca, że też potrafi pilotować pasażerskiego Boinga 737,
albo doświadczonego taksówkarza, który opowiada iż kierowanie dużym autokarem,
to „pikuś” w porównaniu do jego drogowych piruetów w
korkach. Jest młodym i rzutkim samorządowcem z ułańską fantazją i „ego” sięgającym wyżej niż swoim balonem
doleciał Felix Baumgartner, ale powinien uważać, bo balony mają jedną wadę:
potrafią pękać.
Bycie wójtem 8-tysięcznej gminy,
to nie to samo, co zarządzanie blisko 130-tysięcznym miastem. 20 osobowy urząd
nigdy nie dorówna pięćsetnej armii
profesjonalnych urzędników Gorzowa. Podobnie ze statusem Deszczna, który nie
jest stolicą województwa – ani nawet czymś większym w Powiecie Gorzowskim, a dzielnice:
Staszica, Piaski, Dolinki czy Zawarcie, to nie to samo co sołectwa. „Oszalał, ale przecież on zawsze miał takie
dziwne pomysły i uważał się za lepszego od nas” – mówi NW włodarz gminy z
wieloletnim stażem. „Korzyść będzie taka, że wszystkie nasze spotkania,
chociażby MG6 i w starostwie, będą się kończyć szybko, bo prezydentem nie zostanie, a wójtem już nie będzie. Jacek to
miły i fajny człowiek, ale chyba dopiero dojrzewa” – żartuje inny z podgorzowskich
samorządowców w rozmowie z NW.
Sam wójt ma problem, bo w przeszłości – gdy w
wyniku niesłusznych oskarżeń kłopoty miał prezydent Jędrzejczak - u niego wszystko
miało być „już” i „zaraz”, ale w wyniku prezydenckich apelacji i
uniewinnień, przesuwało się dziwnie w czasie, a wójt Deszczna kreował wyimaginowaną
rzeczywistość dalej i dalej.
„Po informacjach w mediach pojawiło się
kilku inwestorów, którzy chcieliby w gminie Deszczno umieścić swoje zakłady
(…). Istotne jest to, ze przy takich obiektach jak Auchan powstaje cała
infrastruktura: będą drogi, wodociągi i kanalizacja” – to już
wypowiedź z 13 lutego 2012 r. Dziennikarze bywają jednak skrupulatni i
pamiętliwi, a niektórzy zorientowali się, że coś w tym wszystkim nie gra. Padły
więc trudne pytania, a włodarz podgorzowskiej gminy „czarował” dalej, znajdując nawet winnego.
Wypowiedź z 18 kwietnia 2012 r.: „To
jest duży koncern światowy i oni kierują się poważnymi współczynnikami
ekonomicznymi, a ich decyzja musi być przemyślana. Sytuacja gospodarcza w
Europie jest niestabilna i jeszcze inwestor nie podjął decyzji”. Czas
jednak mijał, podejrzenia o „ściemę” i „wiejską lipę” stawały się
coraz bardziej prawdopodobne, ale ambitny samorządowiec nie tracił
rezonu. 5 czerwca 2012 roku ogłosił: „Jeśli ktoś kupuje grunty za parę
milionów złotych to nie po to, by sadzić tam przysłowiową marchewkę. Mamy
rozmowy i do połowy czerwca będziemy już wiedzieć” .
Media okazały się jednak łaskawe i zapytały o sprawę dopiero rok później. „Co z inwestycją ?” – indagował w Radiu Gorzów red. Daniel Rutkowski. „Dosłownie dwa tygodnie temu wysyłaliśmy do Francji korespondencję potwierdzającą z naszej strony wolę preferencji podatkowych. Pewne plany się spowolniły, ale to jest aktualne, a inwestor nie mówi nie, ale wszystko jest rozłożone w czasie” – odpowiedział 22 listopada 2013 roku Wójcicki.
Media okazały się jednak łaskawe i zapytały o sprawę dopiero rok później. „Co z inwestycją ?” – indagował w Radiu Gorzów red. Daniel Rutkowski. „Dosłownie dwa tygodnie temu wysyłaliśmy do Francji korespondencję potwierdzającą z naszej strony wolę preferencji podatkowych. Pewne plany się spowolniły, ale to jest aktualne, a inwestor nie mówi nie, ale wszystko jest rozłożone w czasie” – odpowiedział 22 listopada 2013 roku Wójcicki.
Prawda czy fałsz ? Oczywista nieprawda, bo
władze Auchan inwestycji w Deszcznie nie potwierdziły nigdy, nikt z koncernu z
gminą nie rozmawiał – choć jest prawdą iż zostały wysłane jednostronne pisma
bez odpowiedzi – a wszystko dlatego, że Auchan nie inwestuje bezpośrednio.
Kiedy developer dowiedział się iż gmina Deszczno zostanie „odcięta od świata”
po prostu inwestycja stała się nieaktualna. Teraz łatwiej zrozumieć „woltę” z
komunikacją miejską, kłamstwa w sprawie przejazdu przez Gorzów TIR-ów, a także
przekazanie policji narkotestów. To ostatnie okazuje się dla Wójcickiego
zabójcze: nikt bez „działki” na niego
nie zagłosuje, a jak wyłapią „biorących”,
to będzie bez elekcji nawet w gminie Deszczno.
Szansa w
tym, że narkotesty działają tak, jak jego głośny w mediach informatyczny system
komunikacji z mieszkańcami: można brać i tak nie działa.
W pisaniu przez zaprzyjaźnionych publicystów o
epokowych dokonaniach Wójcickiego – od zwożenia nadmorskich wydm, poprzez
zapowiedzi budowy lądowisk dla helikopterów, przez hipermarkety i darmowe
przejazdy po gminie – trzeba być przygotowanym na wszystko –
nawet na coming out, bo przecież burmistrz Berlina Klaus Wovereit wybrany
został nie ze względu na umiejętności menadżerskie, lecz tzw. „umiejętności
lekkie”. Skutki sa opłakane:
Berlin ma kilkadziesiąt miliardów euro długów.
Zawodowe CV J. Wójcickiego nie
może być dla niego powodem do dumy: bezapelacyjnie
jest dobrym wójtem gminy, ale w życiu nie robił dosłownie nic, oprócz bycia
radnym, szefem komisji bezpieczeństwa oraz wójtem. Kwalifikacje przydatne dla młodego
człowieka w niewielkiej gminie, ale w Gorzowie nawet obsługa przeciętnej firmy ma lepsze referencje. Powinien poczekać, doświadczyć biznesu i wolnego rynku –
jak I. Madej, polityki – jak K. Sibińska, odbyć staż przy takich tuzach jak
T. Jędrzejczak lub M. Surmacz, a dopiero potem mysleć o byciu kimś rządzącym
lepszymi od siebie. Gorzów to nie jest „trochę większa gmina” i tutaj nie wjeżdża się na kurczaku, a
przed przywiezieniem nadmorskiego piasku należy wpierw zbadać wodę.