Przejdź do głównej zawartości

Wójt Wójcicki na 5 minut przed...

Bycie politykiem i włodarzem dużego miasta, to nie to samo, co aktywność w roli wójta lub sołtysa. Nie wszystko usłane jest różami, a cała działalność wymaga bycia twardym i wymagającym dla siebie.Tu słowa powinny byc jedynie cieniem czynów, a śmiałek chcący być przewodnikiem dla 130 tysięcy mieszkańców, nie powinien być tym, który nie rusza się z domu bez „pampersów”...
Cokolwiek by o wójcie Deszczna nie powiedziec, to jest to osoba barwna i kolorowa,
której nie można odmówic ekspresji oraz pomysłowości. To jednak nie wystarczy, by
zostac prezydentem miasta. Niemniej jednak, są to dobre kwalifikacje na szefa Miej-
skiego Centrum Kultury, który stałby się jeszcze bardziej barwny ...
...bo jakże inaczej zinterpretować rozsyłany przez wójta Jacka Wójcickiego do stronników prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka anons, gdzie prosi o wstawienie się za nim, by w razie jego pozytywnej decyji o kandydowaniu na prezydenta Gorzowa, pracy w miejskiej administracji nie stracił jego znajomy. „(...)Czy moge liczyc na współpracę, by nie tworzyc niepotrzebych emocji(...). Chodzi mi o to, że w tej kampanii nie chaialbym, by (...xx..) stracił pracę w urzędzie” – napisał do kilku osób biorących udział w kampanii wyborczej J. Wójcicki.
Sama sprawa wystawia wójtowi brzydkie świadectwo, bo pokazuje w jaki sposób na co dzień działa. "To jakaś prowokacja i brzydkie zachowanie, bo nawet nie wiem o co i o kogo chodzi. Moi urzednicy mają prawo do własnych poglądów i wspierania kogo chcą. Dla mnie liczy się ich praca dla miasta, a reszta to ich prywatna sprawa" - komentuje sprawę prezydent Jędrzejczak. 
Apoteozowanie i nagłaśnianie rzekomych dokonań wójta Deszcza oraz idei: „od deszczniańskiego mleczarza do włodarza”, nie ma większego sensu, gdyż w przypadku wielu piewców takiej opcji, jest to tylko „myślenie życzeniowe”, coś w rodzaju freudowskiego tłumienia lęku i obaw, że prezydent Jędrzejczak – którego przez wiele lat najzwyczajniej w świecie nieuczciwie opluwano i oskarżano – mógłby kolejne cztery lata sprawować urząd. Co wtedy ? Jego nieskuteczni oprawcy byliby skazani na najgorsze, co może spotkać ludzi nieuczciwych: patrzenie w oczy temu, którego chceieli załatwić.
Sam Wójcicki też nie ma tutaj wyjścia i mimo iż jego osobiste, a także dwa inne sondaże badania lokalnej opinii publicznej, wskazują iż może liczyć co najwyżej na ok 15-19 procent, co daje raz drugie miejsce, a dwa razy czwarte: za Krystyną Sibińską i Markiem Surmaczem – lecz przed Ireneuszem Madejem – zdecydował się na start. Nad jednym z sondaży oraz ich interpretacją pracował politolog i kandydat PSL na radnego Piotr Klatta, więc nie można go traktować poważnie, ale nawet drugi z nich – rzekomo bardziej merytoryczny – szanse Wójcickiego diagnozuje mało rzeczowo, a bardziej w kategoriach rozpoznawalności.
Nie dziwią więc średnio błyskotliwe wywiady, jak ten przeprowadzony przez dziennikarkę Radia Plus Agnieszkę Moskaluk. „Panie Jacku, zna pan sondaż opublikowany przez inicjatywę <Ludzie dla Miasta> ? I jak się czuje człowiek, który nawet nie kandydując na fotel prezydenta odnosi zwyciestwo?” – indagowała dziennikarka, a kandydat odpowiadał: „To miłe i wyraz sympatii. Mieszkańcy Gorzowa pokazali, że Deszczno rozwija się dobrze”. Można tylko zapytać: o co chodzi ? Ano o to, że z „sondazu” wynika, że gdyby wójt Wójcicki wystartował na prezydenta, to zmiażdżyłby dosłownie wszystkich: T. Jędrzejczaka, Elżbietę Rafalską, Jacka Bachalskiego, Ireneusza Madeja, a nawet Marka Surmacza.
Nie ma co się zżymać na autorów ów socjologiczno-politologicznego „potworka”, bo wiedzy i mądrości u nich tyle samo, co dibałów w główce szpilki, a sama promotorka ów „sondażuMarta Bejnar-Bejnarowicz określiła się w Radiu Gorzów mianem tej, co to ma mniejszy mózg i „jest to oczywiste, bo widać gołym okiem”. Irytować mogą ci, którzy w to uwierzyli: dziennikarze, publicyści i sam zainteresowany. Z profesjonalnych badań – gdzie P. Klatty ani nawet Marka Rusakiewicza na szczęście nie było - wnioski wynikają zgoła inne: Sibińska i Surmacz to pretendenci do walki w drugiej turze, mocno i ze sporym zapasem na progres po pietach drepcze im I. Madej, a J. Wójcicki plasuje się mocno przed Maciejem Szykułą oraz tzw. „innym”, który objawił się trzy dni temu jako Rafał Zapadka.
                Dziwi więc entuzjazm i parcie samego zainteresowanego, notabene mocno „podpuszczanego” przez szefa gorzowskich struktur SLD i radcę prawnego w deszczniańskim urzędzie Marcina Kurczynę, gdy arytmetyka wielokrotnie już potwierdziła, że do wyborów idą w pierwszej kolejności ci, którzy muszą i powinni – urzędnicy, pracownicy spółek, członkowie i sympatycy partii, później ci co powinni i na pewno to uczynią – ich rodziny, znajomi oraz sympatycy, a następnie ludzie będący beneficjentami pozytywnych zmian – korzystający z faktu iż Platforma Obywatelska zmienia kraj, Tadeusz Jędrzejczak zmienia pozytywnie Gorzów, a Marek Surmacz chce zmienić wszystko i zacząć od nowa. Elektorat J. Wójcickiego to ci, którzy sympatie deklarują w kazdym sondażu, ale motywacji by pójść na wybory nie mają żadnych.
Gdyby wybory odbywały się na tydzień przed „Świętem Pieczonego Kurczaka” lub tydzień później, tydzień przed Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy lub  w grudniu, gdy można pokreować się na Świętego Mikołaja, albo chociaż dziennikarze mieliby większy rozgłos i autorytet, to drugie lub trzecie miejsce byłoby w zasięgu. Tymczasem szanse Wójcickiego są odwrotnie proporcjonalne do czasu upływającego od wymienionych imprez. Pozostaje oczywiście Święto Zmarłych, ale gładka twarz i zgrabne pośladki wójta Deszczna, to nie jest odpowiedni materiał na udział w Helloween.
W samej Gminie opinie są bardzo ambiwalentne - osoby wtajemniczone, a więc radni i sołtysi anonimowo oraz oficjalnie raczej go komplementują, ale są też tacy, którzy wiele mają mu za złe i gdyby ich informacje oraz materiały nabrały w kampanii życia oraz wyborczej dynamiki, to blask szybko zgaśnie. „Pana Jacka podziwiam za odwagę, bo przez 8 lat zrobił dużo dla gminy i to, że ma taką odwagę, to wielka sprawa” – uważa Tadeusz Borek, sołtys wioski Białobłocie. „Skoro chce roszerzać swoje horyzony, to pewnie wie co robi. Oceniam go pozytywnie, ale nie wiem po co porywa się na ten Gorzów” – to już sołtys Prądocina Monika Jaroszewska. Jest dobrym wójtem i chyba ogarnia, choć zawsze może być lepiej. Ja tam na niego złego słowa bym nigdy nie powiedział” – uważa sołtys Nowic Albin Pilarski.
„Gorzów to taka sama gmina jak Deszczno, tylko trochę większa” – powiedział w Radiu Plus J. Wójcicki, a wszystko zabrzmiało jak przechwałka pilota szybowca, że też potrafi pilotować pasażerskiego Boinga 737, albo doświadczonego taksówkarza, który opowiada iż kierowanie dużym autokarem, to „pikuś” w porównaniu do jego drogowych piruetów w korkach. Jest młodym i rzutkim samorządowcem z ułańską fantazją i „ego” sięgającym wyżej niż swoim balonem doleciał Felix Baumgartner, ale powinien uważać, bo balony mają jedną wadę: potrafią pękać.
Bycie wójtem 8-tysięcznej gminy, to nie to samo, co zarządzanie blisko 130-tysięcznym miastem. 20 osobowy urząd nigdy nie dorówna pięćsetnej armii profesjonalnych urzędników Gorzowa. Podobnie ze statusem Deszczna, który nie jest stolicą województwa – ani nawet czymś większym w Powiecie Gorzowskim, a dzielnice: Staszica, Piaski, Dolinki czy Zawarcie, to nie to samo co sołectwa. „Oszalał, ale przecież on zawsze miał takie dziwne pomysły i uważał się za lepszego od nas” – mówi NW włodarz gminy z wieloletnim stażem. „Korzyść będzie taka, że wszystkie nasze spotkania, chociażby MG6 i w starostwie, będą się kończyć szybko, bo prezydentem nie zostanie, a wójtem już nie będzie. Jacek to miły i fajny człowiek, ale chyba dopiero dojrzewa” – żartuje inny z podgorzowskich samorządowców w rozmowie z NW.
Sam wójt ma problem, bo w przeszłości – gdy w wyniku niesłusznych oskarżeń kłopoty miał prezydent Jędrzejczak - u niego wszystko miało być „już” i „zaraz”, ale w wyniku prezydenckich apelacji i uniewinnień, przesuwało się dziwnie w czasie, a wójt Deszczna kreował wyimaginowaną rzeczywistość dalej i dalej.
 „Po informacjach w mediach pojawiło się kilku inwestorów, którzy chcieliby w gminie Deszczno umieścić swoje zakłady (…). Istotne jest to, ze przy takich obiektach jak Auchan powstaje cała infrastruktura: będą drogi, wodociągi i kanalizacja” – to już wypowiedź z 13 lutego 2012 r. Dziennikarze bywają jednak skrupulatni i pamiętliwi, a niektórzy zorientowali się, że coś w tym wszystkim nie gra. Padły więc trudne pytania, a włodarz podgorzowskiej gminy „czarował” dalej, znajdując nawet winnego.
Wypowiedź z 18 kwietnia 2012 r.: „To jest duży koncern światowy i oni kierują się poważnymi współczynnikami ekonomicznymi, a ich decyzja musi być przemyślana. Sytuacja gospodarcza w Europie jest niestabilna i jeszcze inwestor nie podjął decyzji”. Czas jednak mijał, podejrzenia o „ściemę” i „wiejską lipę” stawały się coraz bardziej prawdopodobne, ale ambitny samorządowiec nie tracił rezonu. 5 czerwca 2012 roku ogłosił: „Jeśli ktoś kupuje grunty za parę milionów złotych to nie po to, by sadzić tam przysłowiową marchewkę. Mamy rozmowy i do połowy czerwca będziemy już wiedzieć” . 
Media okazały się jednak łaskawe i zapytały o sprawę dopiero rok później. „Co z inwestycją ?” – indagował w Radiu Gorzów red. Daniel Rutkowski. „Dosłownie dwa tygodnie temu wysyłaliśmy do Francji korespondencję potwierdzającą z naszej strony wolę preferencji podatkowych. Pewne plany się spowolniły, ale to jest aktualne, a inwestor nie mówi nie, ale wszystko jest rozłożone w czasie” – odpowiedział 22 listopada 2013 roku Wójcicki.
Prawda czy fałsz ? Oczywista nieprawda, bo władze Auchan inwestycji w Deszcznie nie potwierdziły nigdy, nikt z koncernu z gminą nie rozmawiał – choć jest prawdą iż zostały wysłane jednostronne pisma bez odpowiedzi – a wszystko dlatego, że Auchan nie inwestuje bezpośrednio. Kiedy developer dowiedział się iż gmina Deszczno zostanie „odcięta od świata” po prostu inwestycja stała się nieaktualna. Teraz łatwiej zrozumieć „woltę” z komunikacją miejską, kłamstwa w sprawie przejazdu przez Gorzów TIR-ów, a także przekazanie policji narkotestów. To ostatnie okazuje się dla Wójcickiego zabójcze: nikt bez „działki” na niego nie zagłosuje, a jak wyłapią „biorących”, to będzie bez elekcji nawet w gminie Deszczno.
 Szansa w tym, że narkotesty działają tak, jak jego głośny w mediach informatyczny system komunikacji z mieszkańcami: można brać i tak nie działa.
W pisaniu przez zaprzyjaźnionych publicystów o epokowych dokonaniach Wójcickiego – od zwożenia nadmorskich wydm, poprzez zapowiedzi budowy lądowisk dla helikopterów, przez hipermarkety i darmowe przejazdy po gminie – trzeba być przygotowanym na wszystko – nawet na coming out, bo przecież burmistrz Berlina Klaus Wovereit wybrany został nie ze względu na umiejętności menadżerskie, lecz tzw. „umiejętności lekkie”. Skutki sa opłakane: Berlin ma kilkadziesiąt miliardów euro długów.

Zawodowe CV J. Wójcickiego nie może być dla niego powodem do dumy: bezapelacyjnie jest dobrym wójtem gminy, ale w życiu nie robił dosłownie nic, oprócz bycia radnym, szefem komisji bezpieczeństwa oraz  wójtem. Kwalifikacje przydatne dla młodego człowieka w niewielkiej gminie, ale w Gorzowie nawet obsługa przeciętnej firmy  ma lepsze referencje. Powinien poczekać, doświadczyć biznesu i wolnego rynku – jak I. Madej, polityki – jak K. Sibińska, odbyć staż przy takich tuzach jak T. Jędrzejczak lub M. Surmacz, a dopiero potem mysleć o byciu kimś rządzącym lepszymi od siebie. Gorzów to nie jest „trochę większa gmina” i tutaj nie wjeżdża się na kurczaku, a przed przywiezieniem nadmorskiego piasku należy wpierw zbadać wodę. 

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...