Przejdź do głównej zawartości

Surowiec i Rawa bez prawa wybieralności ? Takie jest prawo ...

Przed kandydatami Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej trudne zadanie udowodnienia niemożliwego: faktu iż stale zamieszkują w mieście, gdzie chcieliby kolejny raz zostać radnymi, chociaż faktycznie żyją i mieszkają poza Gorzowem. Zgodnie z nowym prawem wyborczym dyskwalifikuje ich to z wyborów, ale oni oszukiwanie wyborców i Komisarza Wyborczego mają już dopracowane do perfekcji. Udało im się wyprowadzić wymiar sprawiedliwości w pole cztery lata temu, ale nie powinno się to udać teraz ...
...bo cztery lata temu Sąd Okregowy przyjął naturalnie głupawą dla siebie interpretację, że aby stwierdzić iż ktoś mieszka, gdzie deklaruje, potrzeba więcej czasu, a kilka dni to za mało. Wszystko mimo ewidentnych dowodów na to, że samorządowcy łgają w żywe oczy.
Poszło o ujawniony wówczas przez asystentkę prezydenta Gorzowa Irenę Sancewicz fakt, że kandydaci na radnych Robert Surowiec z PO i Mirosław Rawa z PiS, mieszkają na co dzień w Kłodawie, ale na radnych zgłosili się w Gorzowie. Wygląda na to, że w tym roku uczynią podobnie, chociaż sytuacja jest diametralnie różna – można by uznać, że to „odgrzewany kotlet”, ale nic bardziej mylnego. „Fakt, że kandydat jest gdzieś zameldowany, nie oznacza iż może tam kandydować, jeżeli faktycznie zamieszkuje gdzie indziej” – mówi Nad Wartą Stanisław Błonkowski, dyrektor Delegatury Krajowego Biura Wyborczego w Zielonej Górze.
Najpierw historia. W 2010 roku politycy tłumaczyli się w sposób dobry dla pensjonariuszy szpitala psychiatrycznego, ale mimo tego sąd oraz miejska komisja wyborcza dały temu wiarę. „Ja ten dom mam od siedmiu lat i mam też mieszkanie w Gorzowie z którego nigdy się nie wymeldowałem. Gdybym miał więcej pieniędzy, to pewnie bym sobie jeszcze dom w Międzyzdrojach wybudował albo w Wiśle” – mówił wówczas Rawa. Znajomo, niemal jak z dzisiaj, brzmiała też wypowiedź sprzed czterech lat w wykonaniu R. Surowca, który jednak nie odniósł się do faktów, lecz puszczał płytę, która gra do dzisiaj: „Dochodzimy w Gorzowie do takiego momentu, ze przeciwnicy Tadeusza Jędrzejczaka powinni się obawiać i chyba nawet jeszcze groźniejszych rzeczy. Ja się obawiam o moją żonę i dzieci. Nie życzę sobie, żeby ktoś za mną chodził”.
 Minęły cztery lata, sytuacja nie uległa zmianie, ale okoliczności są mocno różne od tych z 2010 roku. Zmieniły się przepisy, doprecyzowana została definicja stałego zamieszkania, a fakt zamieszkiwania przez Rawę i Surowca w Kłodawie, a nie w Gorzowie, potwierdza stan rzeczy, wielu sąsiadów, a nawet gminni urzędnicy i to nie dzisiaj lub wczoraj, ale na przestrzeni ostatnich tygodni i miesięcy.
Tymczasem Kodeks Wyborczy nie pozostawia wątpliwości, że kandydatem na radnego może być tylko osoba stale zamieszkująca na terenie gminy, gdzie kandyduje, a zgodnie z art. 5 pkt. 9 tej ustawy, przez pojęcie „stałe zamieszkanie”  należy rozumieć zamieszkanie w określonej miejscowości pod oznaczonym adresem z zamiarem stałego pobytu. „Stałe zamieszkanie jest sprawą faktów i okoliczności świadczących, że w miejscu pobytu koncentrują się ważne interesy życiowe, majątkowe i inne danej osoby. Jeżeli kandydat jest zameldowany, a nawet znajduje się w spisie wyborców w Gorzowie, ale mieszka gdzie indziej, to nie ma prawa kandydować w Gorzowie” – uważa dyrektor zielonogórskiej delegatury KBW.
Co w przypadku radnych Rawy i Surowca ? „Decyzję co do rejestracji kandydatów na radnych podejmuje Terytorialna Komisja Wyborcza zgodnie z obowiązującymi w tym zakresie przepisami prawa” – odpowiedział na zapytanie Grzegorz Olejniczak z gorzowskiej delegatury KBW.
Politycy korzystają z kruczka dotyczącego bycia w rejestrze wyborców, który – jak stanowi Kodeks Wyborczy – „potwierdza prawo wybierania i wybieralności” i do którego jest się wpisywanym niejako z automatu nie ze względu na zamieszkanie, ale zameldowanie. Mogą i na pewno się zdziwią, bo według wyborczych urzędników rejestr prowadzi gmina i ma prawo go weryfikować w taki sposób, aby odzwierciedlał rzeczywistość. „Sam fakt meldunku i bycia w rejestrze wyborców o niczym nie świadczy, jeśli osoba będąca w tym rejestrze faktycznie mieszka gdzie indziej” – uważa dyrektor Błonkowski. Podobną interpretację przedstawili pracownicy Zespołu Prawnego KBW w Warszawie. „Państwowa Komisja Wyborcza wydała w tej sprawie specjalne wytyczne i definicja stałego zamieszkania jest tożsama z definicją kodeksu cywilnego. Miejsce zamieszkania można mieć tylko jedno i nie jest ono tym samym, co stałe zameldowanie. Jeśli kandydat stale zamieszkuje poza gminą, gdzie zamierza kandydować, to nie powinien zostać zarejestrowany” – czytamy w przedstawionej opinii.
Wątpliwości co do dobrego sąsiedztwa oraz wspólnego zamieszkania gminy Kłodawa nie mają od tygodni sąsiedzi i gminni urzędnicy. Mozna nawet powiedzieć, że są dumni ze znanych sąsiadów. „A dlaczego miałby tu nie mieszkac ? Ciężko zapracował to ma. Co to kogo obchodzi skoro tyle lat mieszka i jest spokój” – mówi NW jeden z wielu wypowiadajacych się mieszkańców. Jeden z nich zauważył nawet, ze R. Surowiec zmienił numer rejestracyjny swojego Volvo. „Było <Gorzow>, a teraz jest FGW, ale co to kogo obchodzi, że on tu od dawna mieszka. Tu sami znani i ważni mieszkają” – mówi inny mieszkaniec. Czy pan Rawa jest mieszkańcem Kłodawy ? – pada pytanie w odniesieniu do urzedniczki. „To informacje chronione” – odpowiada profesjonalnie. Więc trzeba docisnąć: „To proszę zaprzeczyć, że mieszka”. Odpowiedź objaśnia wszystko: „Przecież mieszka, ale co to kogo obchodzi. Każdy gdzieś mieszka”...
...ale nie każdy chce naginać prawo, by dorobić sobie w Radzie Miasta i leczyć kompleksy w mediach. Przecież więcej mogliby zrobić dla gminy w której mieszkają, a wszystko bez wciskania ludziom kitu.
 Piłka po stronie Komisji Wyborczej – przepisy są bardziej precyzyjne niż cztery lata temu, a i dowodów nie brakuje. Tym razem trudno będzie skonstatować, że „sześć dni to za mało by stwierdzić, że ktoś mieszka gdzie indziej, niż deklaruje”. Tylko w ostatnich trzech latach wygaszono kilkanaście mandatów radnym, którzy przed wyborami twierdzili, że mieszkają tam, gdzie kandydowali, choć faktycznie byli tam tylko zameldowani.

                A co w sytuacji, gdy radni Rawa i Surowiec są wpisani do rejestru wyborców i „udają Greka”, że mieszkają w Gorzowie ? Tu pojawia się problem, bo zgodnie z prawem zobowiązany do naprawienia błędu jest prezydent Gorzowa, którego „praworządna opozycja” będzią odsądzać od czci i wiary, ale on nie ma wyjścia: jeśli posiada informację, jest zobowiązany do podjęcia działań zmierzajacych do ustalenia stanu faktycznego, by rejestr wyborców nie zawierał błędów. 
                  Co ciekawe - rzecz może dotyczyć nie tylko tych dwóch kandydatów, ale wielu innych. Tekst NW ma charakter oficjalny, a więc wszystko powinny teraz zweryfikować służby miejskie, a Komisja Wyborcza podjąć odpowiednie decyzje lub ich nie podjąć tj. nie zarejestrować niektórych kandydatów...

Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Co łączy kapitana Schettino z prezesem Bednarkiem?

Francesco Schettino , to kapitan włoskiego wycieczkowca Costa Concordia. Zasłynął tym, że tuż po uderzeniu przez statek w podmorskie skały, zamiast czynnie uczestniczyć w akcji ratowniczej, postanowił go opuścić jako jeden z pierwszych. Choć nie to było jego największą przewiną, ta właśnie sytuacja sprawiła, że w powszechnej opinii określany jest mianem antybohatera. Nie mnie jednego razi postawa prezesa publicznego Radia Zachód, Piotra Bednarka . Choć nie ciążą na nim żadne zarzuty o charakterze prawnym, jak to miało miejsce w przypadku kapitana Schetino, głosy z wewnątrz spółki pozwalają doszukiwać się analogii. Tak Schetino, jak też Bednarek, nie zdali egzaminu w decydującym momencie. Potwierdza się reguła, że wielkość osoby, jego kwalifikacje i umiejętności, a także predyspozycje do zajmowania określonych stanowisk, weryfikowane są w chwilach próby. Można przez całe życie ślizgać się i wykonywać gesty, które sprawiają, że jest się lubianym. Można też robić odwrotnie, wiecznie sta...