Przejdź do głównej zawartości

Gorzów nie dla Marcinkiewiczów !!! Dla mieszkańców ...

Dużo w tym racji, że „gów...o” zawsze spływa z góry na dół, a za księdzem Józefem Tischnerem: „jest prawda, tyż prawda, i gówno prawda”. W radiowych zwierzeniach kontrowersyjnego eksradnego prawdy jest niewiele, ale potwierdzają one tezę, że ów człowiek nigdy wiecej w gorzowskiej polityce miejsca mieć nie powinien, a nawet należy miasta przed nim bronić
...bo spora częsc jego życiorysu oraz publiczne wypowiedzi dzisiaj, są jak konstatacja z filmu Stanisława Barei: „Zapraszamy na godzinny program pod tytułem<Trzy minuty prawdy>”. 
Owszem, wybór Arkadiusza Marcinkiewicza na radnego można by jakoś tłumaczyć chęcią wsparcia kandydatury Ireneusza Madeja, ale to jak w kwintesencji dowcipu o miłośnikach samogwałtu: „Zrób to nogami: bedziesz miał przyjemność i potańcówkę”. Nie ma sensu...
Kiedyś te nagrania brzmiały nieprawdopodobnie i jak „wygłup” lub „wypadek przy pracy”, a nawet jak prowokacja, a dzisiaj – gdy jest kino „HELIOS”, Filharmonia Gorzowska w pobliżu dawnego „Kopernika” czy bulwar nadwarciański z licznymi restauracjami, to potwierdzenie tego, że „rodzina chciała zemsty”. Chciała i prawie jej się udało...
Warto spojrzeć na poniższą rozmowę przez pryzmat tego, co dzisiaj jest, a co miało być w wizjach radnego, który znów odnalazł w sobie „gen” aktywności pro publico bono. Dziwnym trafem nigdy w mediach nie było afer z wątkiem chęci wzbogacenia się rodziny Jędrzejczaka, ale nie brakowało kontrowersji i wydarzeń, które opowiadają o chęci wzbogacenia się rodziny Marcinkiewiczów.
Nikt nigdy i niczego nie udowodnił. Zapewne też nie udowodni, ale wierne nagranie rozmowy z gabinetu prezydenta z 2002 roku swoje do myślenia daje: to świetna i bezinteresowna rodzina, która zawsze chciała dla Gorzowa dobrze - ustawieni sędziowie, sesje sejmiku, Kazik to i tamto owamto etc.
Czy obecnemu prezydentowi udało się te zapędy pazernych "chrześcijan" zatrzymać ? Na szczęście tak, bo w przeciwnym razie Gorzów wyglądałby inaczej. "Ja z miastem interesów nie robiłem" - stwierdził 30 listopada br. A. Marcinkiewicz w rozmowie z red. Piotrem Bednarkiem
To fakt - nie robił. Nie udało się, bo prezydent Tadeusz Jędrzejczak nie chciał się na to zgodzic ...

Cała prawda jest tutaj i została nagrana 20 września 2002 roku:
Tadeusz Jędrzejczak: Co dobrego ?
Arkadiusz Marcinkiewicz: Pomalutku. Dużo roboty.
J.: A co wy tam robicie ?
M.: No, i zawodowo, i politycznie, trochę tego jest ...
J.: A gdzie pan zawodowo pracuje ?
M.: Przecież „Kopernik” trzeba prowadzić.
J.: Aaaa... Myślałem, że pan tylko to dzierżawi ?
M.: Mam w tej chwili trzy kina.
J.:  Trzy kina pan ma ? A jakim cudem ? To kapitaliści wyrośli mi tutaj...
M.: Nie... Cholera, jest taka, powiedziałbym, posłucha, że naprawdę wiążę koniec z końcem przez ostatnie miesiące. Mam w Słubicach kino, i w Kostrzynie. Ale to są takie miejscowości do których na razie dokładam.
J.: Zaprosiłem pana na spotkanie, dlatego, że były trzy sprawy, które myślmy w kadencji załatwili, a kadencja zaraz się kończy. Chciałem zapytać, czy jest pan zadowolony w sprawie jeszcze tamtych podziałów geodezyjnych.
M.: To jeszcze nie jest zakończone.
J.: Ale jest niezakończone w jakim sensie ?
M.: To się cały czas toczy. Pan wie, że tam był straszny bałagan ze wszystkim i rzeczywiście oni muszą szukać dokumentacji, by sprowadzić wszystko do porządku. Ja cały czas dzwonię, nalegam, zeby się tym zająć. Z tym że, tak jak mówiłem, urzednicy mają duzo roboty z innymi sprawami.
J.: Ale mówił mi pan już kiedyś, że wszystko jest załatwione ?
M.: Nie

WSZYSTKO PRZYGOTOWANE I POWINNO PÓJŚĆ
J.: Tamto się uprawomocniło, czy nie wykonali tego ?
M.: Tam jest taka rzecz – pierwsza sprawa dotyczy oczywiście muzeum, działeczki malutkie, której państwo, a w imieniu państwa – Poznań,  ta instytucja filmowa – chce przekazać dla muzeum nieodpłatnie. Natomiast w ogóle cały„Kopernik” leży na iluś tam działkach. To się ciągnie od lat siedemdziesiatych, tam był straszny bałagan z tym wszystkim. Od 2,5 roku próbujemy sprawę załatwić, żeby sprowadzić wszystkie te malutkie działeczki do jednej działki, na jedną księgę wieczystą. I to się ślimaczy. Ponieważ gdzieś tam zaginęły dokumenty do którejś działki. W międzyczasie gdzieś chyba w latach 90-ych, na poczatku, ojciec, przez instytucję filmową w Poznaniu, przekazał drogę dla miasta, dlatego, ze była nam niepotrzebna zupełnie. Też na to nie za bardzo były dokumenty. Ostatnio rozmawiałem nawet na sesji z Napiórkowską, to mówiła: „Panie Arku, to już jest końcówka”. Jeszcze tam jakaś jedna dzialka i powinno być załatwione, i wtedy oni do Poznania dają wszystkie te pisma o możliwości uwłaszczenia, na sejmik..., dla marszałka.
J.: Ale kończy się kadencja i oni sejmiku przez dwa miesiące nie będą mieć.
M.: Ale to powinno pójść. Jest na tyle ponoć wszystko przygotowane, że powinno pójść. Bo do brata mówiłem, że jeżeli my tego nie zrobimy, to po prostu za chwilę nie będzie kina w Gorzowie. Multikino może ktoś w Gorzowie wybudować.
J.: Nikt nie będzie przecież rozbierał kina tego, które jest.
M.: Rozbierał, nie. Tylko, że my nie zrobimy inwestycji jakiejś...
J.: A... mówi pan o sobie ?
M.: Mówię o sobie, mówię o kimkolwiek, kto chce zrobić cokolwiek tutaj..., to po prostu ktoś wybuduje nam jakąś rozrywkę, łącznie z kinem.
J.: To już mieliśmy kilku partnerów. Na szczęście od jednego się wzyzwoliłem (...). Dobrze zrobiłem (...). Miałem nosa.
M.: To było cholernie niebezpieczne. To znaczy, że gdyby Gorzów w to wszedł, to raz, że pozbywamy się bardzo atrakcyjnego terenu za niewielkie pieniądze, bo tak, jak pan mówi przecież, że za darmo, więc to żaden interes dla Gorzowa, a z drugiej strony muszę panu powiedzieć, że gdyby doszło do uwłaszczenia, ja mam oczywiście cały czas prawo pierwokupu w umowach, i jeślibym to kupił, to myślę, że jestem w stanie rozbudować. Oczywiście nie sam. Musiałbym się wesprzeć kapitałem.

KAZIU JEST MOCNO ZAANGAŻOWANY
J.: To jest duża działka...
M.: Jest to duża działka, ale taka właśnie na rozbudowę kina. Bo wiadomo, ze muszą być parkingi, jakaś tam jeszcze otoczka, może jakiś bowling. I to jest duża rzecz, panie prezydencie.To jest duża rzecz na przyszłość. Jeśli pan jest w stanie w czymkolwiek nam tutaj pomóc, a być może w przyszłej kadencji znów będzie trzeba różnej pomocy, od pozwoleń na budowę, od różnych innych elementów...
J.: A jaka tam funkcja jest zapisana, niech mi pan jeszcze powie ?
M.: Tam są usługi, kultura, czyli wszystko, rzeczy odpowiednie.
J.: Tak jest zapisane ?
M.: Chyba tak ...Tak, że generalnie rzecz biorąc to może być inwestycja na 2-3 rodziny. Tak, jak mówiłem, chcemy to zrobić jako taką inwestycję rodzinną.
J.: Czyli byście wykupili tą nieruchomość i wspólnie zainwestowali w to, z braćmi ?
M.: Tak, z braćmi, oczywiście. Kaziu jest tutaj też mocno zaangażowany, ale Kaziu chce tez nam sprowadzić jakiś kapitał. Być może, że będzie jeden z dystrybutorów, bo oni też wchodzą w takie rzeczy. Ja też rozmawiałem z dystrybutorem. To jest kapitał, tak naprawdę, z tego, co się dowiedziałem, właściwie polski. Wybudowali już jedno kino w Gdańsku, siedmiosalowe. I też są bardzo zainteresowani, żeby wejść ze mną. Od trzech lat już rozmawiają ze mną na ten temat.
J.: To dobre miejsce. Zachodnią skończymy, to wtedy będziecie mieć zupełnie inną sytuację tutaj. Bierzarina za rok otworzymy, tak, że ruch z Warszawskiej tutaj zniknie. A jak tam z tymi parkingami, które są za kinem ? Są tez w tej działce ?

SĘDZINA WIE, ŻE MA TO ZAŁATWIĆ SZYBKO !!!
M.: Tak. Ta działka dochodzi do tych pawilonów z tyłu.
J.: Powiem Oleksiewiczowi jeszcze raz, żeby pomógł panu połączyć te działki i pozałatwiać wszystko. Zawsze jak jeździłem do kina, to samochód zostawiałem tu, na dole. A jak z kradzieżami samochodów koło kina ?
M.: Kradzieże może się nie zdarzają. Więcej zdarza się włamań (...). Ale to przede wszystkim niefrasobliwość oczywiście uzytkowników, bo ktoś zostawi radio, ktoś saszetkę, czy coś lepszego.
J.: Jak uczyłem w szkole, to policja czasami przychodziła do szkoły i siedziała tam u góry(...).
M.: Oni teraz pilnują. Ci moi dzielnicowi są teraz cały czas w kontakcie. Podajemy im na przykład seanse, które są dużymi seansami – dużo ludzi, duzo samochodów. Wtedy oni próbują tam patrolować (...). Ale mówię, sprawa jest naprawdę pilna, żebyśmy zakończyli to, załóżmy do końca września, czy na pierwszy tydzień października.
J.: Zaraz, jak pan pójdzie, to poproszę Oleksiewicza.
M.: Tym się też zajmuje przede wszystkim, ma największą wiedzę, Jacek Mikulski z wydziału od tego Oleksiewicza. On zna całą sprawę od początku, bo on się tym zajmował. Tylko on musi mieć czas, musi mieć w tygodniu jeden dzień, by poszukać w urzędzie dokumentów, które wymagane są w księgach wieczystych. Sędzina wie, że ma to załatwić szybko, ale musi mieć dokumenty. Wiem, że jest jedna działka, która nie ma dokumentacji i z tym mieli problemy. A pan ma jakieś kontakty i możliwosci z Wojewódzkim Funduszem Ochrony Środowiska ?
J.: Ja ich tam wszystkich znam, a co ?
M.: Bo też potrzebowałbym ich wsparcia. Na razie na „Kopernik” i ewentualnie rozbudowę kotłowni, bo mamy przecież cały czas kotłownię koksowo-węglową. Więc na przyszły rok, żeby ewentualnie się załapać.

GŁBYM COŚ WYSZARPNĄĆ Z GMINNEGO. WOŹNIAK MI TO ZABLOKOWAŁ
J.: I pan by chciał... Muzeum jak jest ogrzewane ?
M.: Gazem.
J.: Muzeum jest gazem ogrzewane ?
M.: Ja bym się właśnie do tego gazu podłączał. Jest tańszy. Z Wojewódzkiego Funduszu to jest bardzo dobry kredyt. W gminnego funduszu też można by było wyszarpnąć, bo to jest centrum miasta. Generalnie jest taka zasada, ze się wspiera.
J.: Rozumiem, a rozmawiał pan z Koźlakowską ?
M.: Jeszcze nie.
J.: Bo trzeba zobaczyć, jakie są przepisy, na co można dawać pieniądze.
M.: Wiem, ze cały czas na kotłownie się dawało.
J.: Tak, ale dawaliśmy tylko na nasze miejskie jednostki.
M.: Nie tylko.
J.: A na co dawaliśmy jeszcze ?
M.: Ja dostałem też przecież na liceum.
J.: Jako prywatne liceum ?
M.: Jako stowarzyszenie. Dostaliśmy chyba połowę kotłowni. Wtedy mi robił przecież duże trudności Woźniak.
J.: Tak, a czemu ?
M.: Bo na pierwszej sesji on mi to zdjął, bo się na mnie obraził. Autentycznie. Wszystko było już przygotowane, była uchwała. I radni zagłosowali wtedy przeciwko.
J.: Bez sensu. Dobrze, to ja sobie zapiszę.
M.: A z Wojewódzkim Funduszem też tak myślę..., tylko, że teraz już nie zdążę, ale chcę robić. Bo ta, Gminny Fundusz w ogóle nie finansuje takich rzeczy (...). Z tego co się dowiedziałem, nie mają pieniędzy. I dlatego myślę o Wojewódzkim Funduszu. Kazik też próbował gdzieś tam rozmawiać, ale na ten rok, to chyba nie ma szans, bo projekty są już uchwalone. A może byłaby jakaś szansa ?

JAK SIĘ ODBIJEMY... URZĄD MÓGŁBY SŁAĆ PISMA...
J.: Tam była jeszcze ta sprawa, żeby dla syna Kazika załatwić to piwo, i jakichś przyczyn formalnych tom padło.
M.: To odpadło zupełnie.
J.: Ale to było dla brata syna ?
M.: Tak, on próbował coś robić, ale to odpada. Zrobimy bar albo jakąś restaurację, ale później. Jak rozbudujemy kino. Wtedy zrobimy to na poziomie.
J.: Jest jakiś przepis, który nie pozwala, gdzieś tam i w jakiejś odległosci od czegoś...
M.: To byśmy jakoś ominęli, ale zrezygnowaliśmy z tego. Mówię, trzeba zrobić to normalnie, normalną restaurację.
J.: W centrum miasta nie ma restauracji.
M.: No nie ma właśnie. Myślę, ze tu jest szansa przy tej rozbudowie (...). Druga sprawa, że jest potrzebny kapitał na restaurację (...).Mnie interesuje też, ale to może później, jak się odbijemy, ten budynek wojskowy...
J.: Kasyno ?
M.: Kasyno.
J.: Ale to ktoś prywatnie kupił.
M.: Ja wiem, ale nic nie robi. Można by go jakoś pogonić, bo przecież też są przepisy. A tamto niszczeje. Dlatego myslałem żeby to odkupić.
J.: To musiałby pan prywatnie odkupić.
M.: Prywatnie, zupełnie prywatnie.
J.: Bo my na to wpływu nie mamy.
M.: No, ale urząd mógłby, załóżmy, słać pisma. Rozmawiałem z Napiórkowską o tym wcześniej, to mówiła, że coś tam w umowach była, że on musi coś przygotowywać. A on się z tego nie wywiązuje.
J.: To ja sprawdzę.

TAK SIĘ BAWI „ELYITA”...
M.: A to jest dobre miejsce.Na tym osiedlu nie ma nic (...). Więc tam można by było zrobić dobrą knajpę. Taką z prawdziwego zdarzenia, jak Don Vittorio(...). Tam jest bardzo smacznie.
J.: Ale drogo jest.
M.: No drogo jest. To znaczy alkohol jest drogi, cholernie (...). Jak idziemy na kolację, to rzeczywiście coś tam zjemy, kilka butelek wina się wypije i płaci się pieniądze niesamowite.
J.: A to zależy, jakie wino pijemy ?
M.: No, dobre wino.
J.: Jak dobre, to ponad stówkę za flaszkę.
M.: Tak, tak.

WŁADEK DAWAŁ NIŻSZĄ CENĘ, ALE BYŁY NIUANSE
J.: Dwa lata temu był pan u mnie, pamieta pan ? Był pan u mnie po tym przetargu sławnym (...).Chciał pan wtedy, żeby zmienić wyniki przetargu.
M.: Nie...ja cały czas twierdzę, że Władek Komarnicki powinien dostawać coś tam.
J.: Ja nie mam nic przeciwko temu, ale wtedy... Pan przyszedł do mnie i tak mnie zaskoczył, że zaniemówiłem.
M.: Bo były pewne opinie wtedy. Dziwne opinie. To znaczy, Władek dawał niższą cenę...
J.: No, przy tej cenie wielkiej, to niewielka różnica była.
M.: Powiem panu taką rzecz, że gdybym to ja rządził miastem, to przetargi robiłbym tylko finansowe. Ale wie pan, w jaki sposób ? Tak, jak jest na Zachodzie. Z gwarancjami oczywiście takimi, żeby to było dobrze wykonane, z płatnościami pogwarancyjnymi. Czyli firma wpłaca kaucję bardzo wysoką i zaczyna robić.
J.: Ale u nas jest tak samo.
M.: No nie jest tak samo, bo u nas cena to ileś tam procent, a ileś pozostałe to różne rzeczy. Sprawdzanie firm i tak dalej.
J.: Przy każdym przetargu jest zabezpieczenie właściwego wykonania zadań.
M.: Zależy jeszcze, jaka jest kwota przetargu, na co go ogłoszono. A tak firma dużą kwotę wpłaca i mamy spokój (...).
J.: No tak, ale wtedy, sytuacja była taka, na tamtym przetargu, że myśmy dopuszczali holdingi i konsorcja. A konsorcjum Władek nie miał zawiązanego.
M.: No były te niuanse.
J.: Była tylko umowa podpisana przez dwie firmy Komarnickiego, gdzie było napisane, że jak wygra przetarg, stworzy konsorcjum. Więc z punktu widzenia taktyki i tego typu działań, nie było to do przyjęcia. Dlatego dziwi mnie, że pan przyszedł do mnie, domagając się ode mnie zmiany wyniku przetargu.
 M.: Nie zmiany. Mówiłem tylko, że jest dużo wątpliwości w tym przetargu. Bo były watpliwości. Też znam przebieg samego przetargu, tego początku. Sam pan mówił, że w pierwszej części unieważnił część, powołał coś tam...
J.: Nie, nie. Unieważniłem przetarg pierwszy na projektowanie.
 M.: Coś tam było. Wiem, że były jakieś niuanse. I do nas też różnego rodzaju głosy dochodziły.
J.: No i co ? Wszyscy sprawdzili, i po dwóch latach okazuje się, że wszystko było w porządku.
 M.: Czy wszystko było w porządku... ? Nie jesteśmy w stanie sprawdzić od poczatku do końca. My, czyli mówię o osobach z boku, postronnych. Co było, jak było ? Były watpliwości wobec Korskiego przecież. Pan wie...
J.: Ale mi chodzi też o ten drugi wątek. Przychodzi wiceprzewodniczący Rady Miasta do prezydenta i domaga się zmiany warunków przetargu.
 M.: Nie mówiłem o zmianie wyniku przetargu.

SURMACZ DOBRY NA WSZYSTKO
J.: No jak ? Powiedział mi pan, że Surmacz się nawet interesuje i będzie awantura.
 M.: Nie. Że będziemy robili awanturę, bo, bo... były jakieś tam opinie, że coś śmierdzi.
J.: No i co ? Wszyscy zbadali, prokuratura, pracownicy Okręgowej Izby Obrachunkowej...
 M.: Panie prezydencie. To że ktoś tam bada słupki, na przykład izba obrachunkowa, to jest mniej ważne. Bo są dwie fazy: jedna faza to są słupki, a druga faza to są jakieś inne niuanse, powiedziałbym polityczne, które czasami wchodzą w grę.
J.: Gdzie ? Na przetargu na takie pieniądze ?
 M.: Oczywiście, że tak.
J.: I co, moi pracownicy, co zajmują się przetargami, zajmowali się polityką ?
 M.: Tego nie wiem. Nie jesteśmy w stanie tego udowodnić na przetargach, są koperty, czy coś tam innego. W Polsce nie było jeszcze takiej rzeczy.
J.: No jak ? NIK zareklamował przecież przetarg na budowę hali sportowej.
 M.: Na budowę hali sportowej ? Co tam się stało ?
J.: Unieważnili przetarg i nakazali powtórny. Rozpisanie przetargu i wyniku przetargu – kto inny dostał tę robotę.
 M.: No, ale udowodniono, ze były jakieś koperty ?
J.: Nie, kopert nie udowodniono, ale stwierdzono, że było zrobione niezgodnie z tymi wszystkimi specyfikacjami.
M.: Ale sprawa z tamtym przetargiem polegała na tym, że po pierwsze, wybrano firmę, która dawała wyższą cenę..
J.: Przy tylu milionach te 600 tysięcy.
 M.: 800 tam było. To jest dużo. Pewnie, że przy 50 milionach to jest mały procent.

OPOZYCJA DO PRZETARGÓW. WŁADEK MA POTENCJAŁ ...
J.: No tak, wie pan, ale jak ma pan z drugiej strony firmę, która nie ma obrotów(...), nie ma konsorcjum, to co ma pan robić ? To na tym polegało. A do tego była specyfikacja plus zapis, mówiący o tym, że firma, która staje do przetargu ma przedstawić swoją obsadę techniczną. A przecież Władek nie przedstawił żadnej strony technicznej.
 M.: Być może. Tylko ja uważam, że są dwie gorzowskie firmy, które mogą robić generalnie wszystko. I Komarnicki, i Marciniak mogą robić wszystko. I władek też ma potencjał.
J.: Oczywiście, przecież robił tyle większych inwestycji.
 M.: Ale w ostatnim czasie nie robi, tylko robi Marciniak.
J.: Ale on przez te wszystkie lata – nie wiem, jak było za Woźniaka – ale za moich czasów raz stanął do przetargu, właśnie na budowę aquaparku. Do innych przetargów nie stawał.
 M.: To ciekawe.
J.: Byłem przekonany, że będzie ubiegał się o budowę „średnicówki”, ale też nie stanął do przetargu (...). U nas jest tak – coraz częściej obserwujemy, że firmy z zewnątrz przychodzące do Gorzowa proponują na przetargach ceny niższe. I tu nie chodzi tylko o firmy z zagranicy, tylko firmy polskie, które robią trudne rzeczy, jak malowanie pasów, jakieś tam oświetlenie (...). U nas to wszystko jest rozproszone. Firmy nie mogą usiąść, dogadać się ze sobą i stworzyć konsorcjum na taką, czy inna inwestycję. Ciagle się tylko ze sobą spierają.
 M.: Co do taniego przetargu, to pierwsza uwaga dotyczy tego, że nie została dopuszczona do przetargu opozycja. Myślę, ze to sa błędy, absolutnie.
J.: Mi to do głowy nie przyszło.
 M.: Ja osobiście dopuszczałbym opozycję. Wtedy miałbym czystą kartę
J.: Czyli sprawa pierwsza, żeby opozycję do przetargów dopuścić. Co dalej ?
 M.: Tam są jeszcze bardzo ważne rzeczy. Zresztą o tym rozmawialiśmy na samym początku kadencji, żeby opozycja była dopuszczana do wszelkiego rodzaju komisji. Przecież ile ja o to walczyłem, żeby opozycja była w komisjach powołujących dyrektorów szkół, przedszkoli.
J.: To jest kłopot radnych, bo my zawsze pilnujemy tego, jak on się nazywa, Kozłowskiego. I Cześć.

INTERESUJE MNIE TEŻ BUDYNEK...
 M.: Ale przecież rozmawialiśmy kilka miesięcy temu o tym na konwencie i konwent się zgodził z tym. Na pierwszym przetargu po konwencie, kiedy wybierano dyrektora jakiegoś przedszkola, opozycja była obecna, ale już przy następnym przetargu – nie. Jeszcze jedna rzecz. Interesuje mnie budynek po wydziale edukacji. On stoi pusty.
J.: Coś mieliśmy z nim zrobić.
 M.: Ale, żeby sprawdzić, co ? Czy nie byłoby szansy ...?
J.: Myśmy komuś to przyrzekli, na jakąś agencję, albo na coś. Nie pamiętam na co to było przeznaczone.
M.: No bo w tej chwili wiem, że tam jest bałagan, ginie instalacja, tak słyszałem przynajmniej.
J.: Każę to sprawdzić zaraz. A co chciałby pan go na szkołę ?
M.: Myślę o szkole podstawowej, tak
J.: Tej, co w „jedenastce” jest ?
M.: Tak
J.: I pan by ją przenosił tam ? A wystarczy ?
M.: Myślę, że bym się zmieścił. To jest 300 metrów. Ja potrzebuję tak naprawdę 6-7 sal niedużych.
J.: Tam jest 350-360 metrów.
M.: Ja ten budynek mniej więcej znam. Tam są te pokoiki. Ścianki by się porozdzielało. Jest parking, więc rodzice mogliby przywozić dzieci.
J.: No dobrze, to ja to sprawdzę zaraz. Wiem, że jakąś firmę wojewódzką chcieliśmy tam przenieść.
M.: No bo w tej chwili trochę tych budynków jest w Gorzowie.

J.: Bo pod te agencje wszystkie szykowaliśmy. Dobra, panie Arku, bo przyjechał Mikołajewski. Wie pan co przywiózł ? 30 milionów na zachodnią obwodnicę na przyszły rok. Załatwił w Warszawie.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...