Gorzowscy platformersi są w kropce. Nie wiedzą, czy „stawiać się” i robić to co jest dobre dla
miasta i subregionu, czy raczej dla partii oraz zwerbowanych do niej „celebrytów”: uroczej i
pociągajacej prawniczki, byłego posła, a także kontrowersyjnego przedsiębiorcy.
Mocno się gubi także medialna
propaganda, nie mając pojęcia w jaki sposób „sprzedać”
mieszkańcom Gorzowa wybitny wybór byłego prezesa żużlowego klubu na radnego wojewódzkiego...
...bo z jednej
strony jest zasłużony dla sportu, a z drugiej: nazywanie go „ambasadorem Gorzowa” we władzach wojewódzkich, byłoby tym samym, co
określanie warciańskiej „Kuny”, mianem
morskiej floty Gorzowa.
Więc po co Władysław Komarnicki „dał się łaskawie wybrać” ? Nos blogera mocno podpowiada, że nie o Gorzów tu
chodzi, ale marzenia i tyłek w senatorskim i poselskim fotelu dwóch panów. Ludzie
głosowali na niego w przekonaniu, że będzie „twardym zawodnikiem”, ale już dzisiaj mocno kombinuje jak tu się wykpić od
odpowiedzialności.
„Czy myśli pan o parlamencie?” – indagował w Radiu Gorzów red. Daniel Rutkowski. „Nie zastanawiałem się na temat parlamentu,
bo bardziej skupiam się na sejmiku” – odparował radny, który słowa „śmieć” w odniesieniu do przeciwników używa częściej niż
ktokolwiek inny.
Wypada więc zacząć od konstatacji, że masochistyczne rojenia o „silnym Władku”, który biznesową rączką weźmie za pysk lubuskie
elity, a następnie zadba o interesy Gorzowa, rozsypały się jak domek z kart w
chwili, gdy „abdykował” w walce o silną pozycję północnej części województwa na rzecz
osbistych i partykularnych interesów. Gorzowska narracja, to przejaw
bezsilności gorzowskiej Platformy Obywatelskiej, którą w sejmiku będą
reprezentować celebryci, a nie politycy – a tym bardziej społecznicy.
Porozumienia,
wspólne ustalenia i szeroko pojęty konsensus powinny być solą działalności publicznej. Bywają jednak kompromisy, które szybko
zyskują przymiotnik „zgniłe”, a co za tym
dalej idzie – słusznie budzą smutek i niepokój. Takie przy których
międzynarodowa konferencja w Jalcie, czy też porozumienie Ribbentrop-Mołotow,
to niewinne wydarzenia dla dobra Europy oraz poszczególnych narodów.
Mowa o „partii białej flagi”, której żywym uosobiebniem jest W. Komarnicki et consortes z
kancelarii przy ul. Szkolnej. Wszyscy razem są siebie warci – do jesieni bedą
dokonywać zwrotów i werbalnych akrobacji, byle tylko załapać się na wagonik w
kierunku Sejmu – Jerzy Wierochowicz i Senatu – W. Komarnicki. Nie liczy
się więc miasto, ale ich partykularne cele: w pierwszym przypadku powrót na
Wiejską – bo w sądzie nie jest fajnie, a także podbudowanie ego – bo „wicie, rozumicie, ja prezes”
Całość przypomina sojusz oligarchii z nekrokracją i już dzisiaj
wiadomo, że nie wyjdzie to miastu i subregionowi północnemu na dobre. Niestety
ten wybór to zimny prysznic, bo nowy radny wojewódzki miał być gorzowskim „adwokatem”, a będzie „popychadłem”.
Z drugiej strony – panowie nie
mają wyjścia, a kilka ostatnich lat pokazało, że ich polityczna niezalezność,
wypisz wymaluj, jest jak niezależność psa łańcuchowego: ani się wyrwać – po
władzę, ani po miskę sięgnąć, skoro jest za daleko.
Trzymając się zwierzęcych
skojarzeń, łatwo o konstatację, że ich relacje z liderkami Platformy
Obywatelskiej z Zielonej Góry, mocno przypominają te, które mają miejsce
pomiędzy człowiekiem i kotem. Tłuste kotki wiedzą, że przy marszałek Elżbiecie
Polak i przewodniczącej Bożennie Bukiewicz mogą się politycznie
najeść, a one – niczym człowiek kota – potrzebują ich do tępienia w Gorzowie „politycznych gryzoni” wewnatrz partii: radnych, wojewody, a nawet posłów.
Na platformerskich listach mieli
być „wisienkami” na torcie, ale to ciasto już dzisiaj trąci „zakalcem”: zrobione za szybko, z kiepskiej mąki, a nasępnie
zbyt słabo opiekane i w nieodpowieniej temperaturze. Główną siłą obu są
pieniądze, ale nie te dla miasta – bo z tych protektorki Wierchowicza i
Komarnickiego skutecznie Gorzów ograbiają.
Inaczej mówiąc: w aktywności W. Komarnickiego i Jerzego Wierchowicza
należy być przygotowanym na jak najgorsze scenariusze – nie dla nich, ale dla
miasta i subregionu ...
Za kilka dni autor okrzyknięty zostanie draniem, dziennikarze dadzą się
nabrać na litość, bo przecież to tacy zasłużeni i mądrzy ludzie:
przedsiębiorca, prawnicy, że krytykować ich nie wypada. Nic bardziej błędnego -
są osobami publicznymi z publicznego wyboru, a w zwiazku z tym podlegają prawom
oceny takim samym, jak wszyskie inne osoby
angażujące się w życie publiczne. W tym kontekście - bez ogródek i lapidarnie -
należy powiedzieć wprost: zasranym obowiązkiem pana Komarnickiego jest robić
wszystko, by Gorzów nie był degradowany, a jeśli można, to walczyć o jego silną
reprezentację w oficjalnych strukturach...