Nie zmarnował 25 lat wolności i chociaż nic nie zostało
mu dane „na piękne oczy”, a nawet
musiał to sobie „wyszarpywać”, tego czasu nie zmarnował. Jest „politycznym zwierzęciem” pare excellence
i kiedy inni czekają aż ktoś im zaproponuje stanowisko w budżetówce – a oni w
tym samym czasie siedzą cicho – Surmacz wie swoje: nie ma zgniłych kompromisów,
jest twarda polityka. Płacił za to wysokie ceny, ale dziś jest jego czas i to
on przejmuje rząd dusz na prawicy w województwie lubuskim ...
Mocne
strony
jedyny prymus w całym peletonie kandydatów. Nawet wrogowie podkreślają,
że to nie jest ten sam Marek Surmacz,
co kilka lat temu. Mógł „odlecieć” jako były wiceminister i doradca
Prezydenta RP, ale pokornie wrócił do Gorzowa i wymyślił się od nowa.
Gorzowianie zobaczyli w nim polityka, ale też jednego z najbardziej
zaangażowanych samorządowców.
Jeśli
Rada Miejska musi być upolityczniona, to niech ta „polityczność” ma obraz dociekliwości Surmacza. To jedyny radny,
który czyta uchwały i nie trzeba być wyjątkowym obserwatorem sceny politycznej,
żeby wiedzieć iż rada jest dobra dla innych, ale dla niego zbyt „ciasna” – w dużej mierze ze względu na
ciasnotę umysłów jej członków.
Nie
warto wierzyć, że Surmacz chce być prezydentem, ale jest pewne iż chce wrócić
do Sejmu. Jeśli wybory prezydenckie mają mu w tym pomóc, to jego udział w nich
jest jak najbardziej zasadny. Wydaje się, ze jego trzeci wynik, to nie będzie
tylko wynik PiS-u, ale przede wszystkim nagroda za aktywność i postępy.
Politycy
nie lubią się uczyć, nie często wyciągają wnioski z własnych porażek – były wiceminister
odrobił wszystkie lekcje na 6.
Słabą
stroną kandydata są efekty pracy
politycznej z przeszłości. Był wiceministrem i odpowiadał za Policję - ale Gorzów
na tym nie zyskał, doradzał Prezydentowi Polski - ale i z tego większych
efektów nie ma. Chwali się zgłoszeniem projektu ustawy w sprawie powołania
Akademii Gorzowskiej, ale nie dodaje iż nie był to jego osobisty projekt – pod pismem
do marszałka Sejmu znajdują się podpisy posłów Waldemara Szadnego i Marka
Asta.
Czesto
krytykuje i oskarża innych, ale sam nigdy niczego konstruktywnego nie
zrealizował, choć w gorzowskiej polityce funkcjonuje od 1990 roku. Może za to
pochwalić się sporą liczbą wpadek, które dziwnie tłumaczy do dzisiaj.
Zaangażował się
w kampanię prezydencką Hanny Gronkiewicz-Waltz
w 1995 roku – twierdzi iż jako policjant miał do tego prawo. Wysłał policjantów
z hamburgerami do pociagu, którym podróżowała posłanka PiS – tłumaczy to odruchem
empatii. Niemal „na lewo” wynajmował biura na nieistniejącą partię – uważa, ze
wszystko jest w porządku, choć każdego innego okrzyknąłby „naciągaczem”.
Dobra
rada: nie
atakować urzędującego prezydenta, bo lepszy Tadeusz Jędrzejczak na fotelu
prezydenckim przez najbliższe 4 lata, niż Jacek
Wójcicki przez kolejne 12 lat. Nie chodzi tylko o szkody, które wyrządzi
miastu wójt Wójcicki, ale fakt iż jego wygrana, to dla polityków pokolenia M.
Surmacza pożegnanie z miastem: już nigdy nie będą w tym mieście rządzić.