Przejdź do głównej zawartości

Będzie robota dla "swoich" z PiS, ale "obcy" z PO wyp...ć !

Scenariusze roszad kadrowych rozpalają głowy wygłodniałych działaczy Prawa i Sprawiedliwości, a deklaracje wojewody tylko potwierdzają tezę, że „lepszy sort” przy władzy, nie musi oznaczać lepszej administracji. Nie ma sensu rozdzierać z tego powodu szat, bo poprzednicy – zatrudniający w administracji mężów, córki, synów i sekretarki - wcale nie byli lepsi. PiS-owskie „watahy” są jednak bardziej głodne - wielu działaczy musi ciężko pracować przez osiem godzin i w oparciu o parametry, a ich partnerzy, partnerki oraz członkowie rodzin, nie mają w pracy czasu na papierosa i jeszcze muszą pracować w domu. Chętnie więc zamienią niepewną pracę „za ladą”, na wakacje „za biurkiem”  na koszt podatnika.


I chociaż praca w administracji rządowej w terenie, to atrakcyjny „łup” głównie dla leni z dyplomami oraz ludzi bez umiejętności i doświadczenia w radzeniu sobie na współczesnym rynku pracy, to chętnych nie brakuje.

Inna sprawa, że etat w Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim, to żaden prestiż, a tym bardziej szansa na intratne zarobki, ale już w rządowych agencjach czy urzędach skarbowych – można nie tylko dobrze zarobić, ale też otrzymać dostęp do ekskluzywnej wiedzy o możliwościach na rynku i w kontekście środków z Unii Europejskiej oraz pomóc „swoim” i zaszkodzić „obcym”.

Działacze Prawa i Sprawiedliwości opanowali to do perfekcji i pokazali już swoje umiejętności w tym zakresie, gdy niektórzy z nich – jeden z mocną pozycją na karuzeli kadrowych roszad i ze wsparciem Kościoła – wystawiając lewe zaświadczenia o niezaleganiu ze składkami w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, od czego zresztą zaczęła się w Gorzowie Wlkp. tzw. „afera budowlana”.

Zawsze jest tak, że jak przychodzi nowy szef czy wojewoda z nowym programem, a przecież mamy w Polsce nowy rząd, który ma inny program i koncepcję programu dla Polski niż mieliśmy przez ostatnie 8 lat,  w związku z tym jest potrzeba, aby wojewoda, który reprezentuje ten rząd i będzie wdrażał te ustawy rządu, miał wokół siebie zespół ludzi, który będzie chciał realizowac te cele PiS-u. Pod tym kątem weryfikujemy na razie kadrę kierowniczą” – powiedział z rozbrajającą szczerością w Radiu Gorzów wojewoda Władysław Dajczak.

Przygnębiajacy jest fakt, że prowadzący rozmowę red. Bogdan Sadowski nie uznał za zasadne podrążyć tematu w kwestii kryteriów – czy będą tylko partyjne czy raczej merytoryczne - bo zapewne jego szef red. Piotr Bednarek nie zezwolił, a obaj muszą uczestniczyć w maskaradzie, gdzie odgrywają  rolę „pożytecznych idiotów”.

Weszła w życie nowa ustawa. Będzie trzeba zaproponować  niektórym pracownikom nowe stanowiska pracy, a niektórym po prostu wygasną umowy” – dopowiedział wojewoda Dajczak, który zawsze, mimo niskich lotów intelektualnych, był bezwzględnym cynikiem, a wizerunek i legenda „brata buskupa” pozwalała mu to ukryć. Nigdy nie chodziło mu o nic więcej, niż o to by trwać. Raz był uśmiechniętym ideowcem, a innym razem, prowincjonalnym cwaniakiem, który dla powrotu do „komunalki” w Strzelcach Krajeńskich, potrafił budować sojusze z politykami Platformy Obywatelskiej.

Teraz będzie realizował w regionie ustawę o służbie cywilnej, która powoduje, że dokładnie za 30 dni wygasną umowy 18 dyrektorów i i zastępców wydziałów w Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim, a także 27 dyrektorom Urzędów Skarbowych i Urzędu Kontroli Skarbowej. Dochodzi do tego Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego oraz 14 jego powiatowych odpowiedników, których – na jego wniosek spośród trzech przedstawionych kandydatur – wybierają samorządy powiatowe.

Inaczej mówiac – na „dzień dobry” to 59 namiestników „dobrej zmiany”, którzy będą mogli do Wielkanocy dopisać sobie przed nazwiskiem tytuł dyrektora, naczelnika lub inspektora, a także zatrudnić bezpośrednio „przy korycie” kilku znajomych. Jednym decyzje administracyjne wydać szybko, a innym nigdy.

Przyglądam się strukturze urzędu, wydziałów i podległej mi administracji, bo to moje zadanie” – skonstatował wojewoda.

To się akurat zgadza, bo wojewoda Dajczak od początku swojej kariery politycznej, gdy „za uszy” przyprowadził go w 1997 roku do gorzowskiej Akcji Wyborczej Solidarność bp. Edward Dajczak, niczym szczególnym się nie wykazywał, ale zadania wykonywał karnie. Ma więc wolną rękę, choć wola jest mocno ubezwłasnowolniona - podobnie zresztą jak jego wyleasingowany dla potrzeb partii umysł.


Znowelizowana ustawa nie przewiduje ani konkursów, ani wymogu znajomości służby cywilnej przez kandydatów. 

Przykładem tego jest nowy dyrektor generalny LUW Roman Sondej. Do historii przeszedłby jedynie jako nieudolny kurator oświaty z problememi z wyjaśnieniem dziwnych zakupów dla kierowanej przez siebie instytucji. A tak, został – zresztą zgodnie z zapowiedzią NW sprzed miesiąca – „pierwszym kadrowym” i dlatego ma szansę na kolejną partnerkę i może prezes Jarosław Kaczyński nawet się o tym nie dowie...


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...