W politycznym morzu jest od dawna - obserwowała
z bliska potężne ryby, ale nigdy się z tym nie obnosiła. Co ważne, bo jest to jej
głównym atutem: zawsze miała czas dla płotek i leszczy, potrafiła okiełznać
piranie i rekiny, ale nigdy nie była tak drapieżna jak oni i potrafiła pływać
pod prąd. Teraz sama stała się grubą rybą i płynie głównym nurtem, będąc
liderem flagowego projektu Prawa i Sprawiedliwości. Sukcesy prorokowano jej już
dawno – na długo przed objęciem funkcji rządowej, a nawet przed wyborem do
Senatu i Sejmu, ale było to warunkowane wybiciem się na niepodległość...
![]() |
FOT. LUW |
...bo
dzisiejsza minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska nie zawsze była samodzielna i niezależna. Najpierw
„po macoszemu” traktowano ją w ramach
NSZZ „Solidarność”, a później w Akcji Wyborczej Solidarność, gdzie prym wiedli
jej dzisiajsi koledzy i koleżanki: Mirosław
Rawa, Elżbieta Płonka i Władysław Dajczak, ale nie ona.
„Polityczne
pazurki” pokazała dopiero w 2005, gdy w wyborach do Senatu uzyskała
doskonały wynik, a później dała się poznać jako dobra szefowa Senackiej Komisji
Samorządu Terytorialnego I Administracji, a przede wszystkim wiceminister pracy
i polityki społecznej.
Może w tym
tkwi klucz do zrozumienia jej sukcesu w polityce, który wynika także z faktu,
że zawsze potrafiła trzymać miejsce w szeregu: nie wiadomo czy z wrodzonej
skromności, wyrachowania czy sportowego doświadczenia, które uczy szacunku dla
czasu i oszczędności sił oraz podpowiada, kiedy zaatakować, aby osiągnąć metę.
„Jestem osobą skromną. Nie mówię, że coś zależ tylko od mnie. Nie jestem
łasa na pochlebstwa, a w głowie mi się nie przewróci, bo jestem w polityce od
bardzo dawna” – mówiła podczas dzisieszej rozmowy z red. Andrzejem Pierzchałą z Radia Zachód.
Jako pierwszy polityczne sukcesy
prognozował jej były wojewoda lubuski dr Jan
Majchrowski jeszcze w 2002 roku, a wiec na długo przed tym, gdy nazwisko
Rafalska stało się rozpoznawalną i szanowaną marką, która jest w stanie
oświetlać także innych, a nie tylko jedną polityczną koterię.
„Gorzów to jedyne miasto wojewódzkie w
Polsce, w którym SLD wygrał wybory samorządowe w pierwszej turze. Czy dlatego,
że Tadeusz Jędrzejczak jest taki piękny, mądry i zawsze trzeźwy – w swoich
sądach? Czy to znów wina Majchrowskiego? A może brak realnej alternatywy? Może
ludzie w Zielonej Górze są gotowi głosować na panią Ronowicz, a w Gorzowie nie
chcą głosować na panią Rafalską (skądinąd dobrego kandydata) – póki zza jej
smukłych pleców widać któregoś z Marcinkiewiczów, albo kopiących się po
kostkach kolesiów?” – pisał w tekście pt. „Fobie nie zastąpią programu politycznego” (Gazeta Zachodnia, 27.11.2002
r. ) dr Majchrowski.
Dzisiaj
okazuje się, że miał rację – dopiero bez Marcinkiewiczów i podobnych im postaci,
Elżbieta Rafalska mogła osiągnąć znakomity wynik wyborczy w województwie i
otworzyć sobie drogę do ministerialnego fotela. Zresztą ex-wojewoda Majchrowski
musiał cenić samą Elżbietę Rafalską, skoro to ją właśnie powołał na stanowisko
pierwszego dyrektora Wydziału Spraw Społecznych w Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim
– ale stało się tak dopiero wtedy, gdy po dramatycznej rozmowie w cztery oczy z
wojewodą odcięła się od działań potężnej wówczas frakcji Kazimierza i Mirosława Marcinkiewiczów.
W ten sposób
Elżbieta Rafalska weszła na ścieżkę, która dziś doprowadziła ją na sam szczyt
politycznej władzy w Polsce, a także uczyniła politycznym liderem numer jeden w
regionie. Gdyby chciała dzisiaj przejąć przywództwo w partii, to nie miałaby
problemu nawet z pozyskaniem głosów działaczy z południowej części regionu, ale
wydaje się iż jest zbyt rozsądna, by wykonywać tak samobójcze ruchy.
Wielu zarzuca jej dzisiaj, że w
ciągu kilku tygodni możliwym stało się wszystko to, co nie było możliwe przez
lata i dlatego szybko – jeśli nie zostanie to zrealizowane – przylgnie do niej
przydomek „wszechmogącej”, który od
kilku lata jest przypisany do osoby posłanki PO Krytyny Sibińskiej.
„Nie jestem wszechmogąca. Po prostu przez 8
lat mogłam tylko mówić, a teraz mogę wreszcie działać, tworzyć, ralizować i
inicjować. To co ja robię w sprawie Akademii Gorzowskiej, mógł zrobić każdy
polityk Platformy Obywatelskiej. Dlaczego tego nie zrobili ? To jest pytanie do nich” – odpowiada minister Rafalska.
Pozycję w PiS budowała nie tylko swoimi osobistymi
predyspozycjami, ale także lojalnością wobec Jarosława Kaczyńskiego i to w okresie, gdy nic nie było oczywiste,
a na pewno wygrana Prawa i Sprawiedliwości. „Nie wyobrażam sobie Prawa i Sprawiedliwości bez Jarosława Kaczyńskiego.
To jedyny dzisiaj polityk w Polsce, który ma wizję nowoczesnego państwa, ma
siłę i moc sprawczą, żeby to w przyszłości realizować. Z Jarosławem Kaczyńskim
zdobędziemy władzę, bo coraz więcej ludzi widzi, że PO nie rządzi, tylko panuje”
– mówiła 10 lutego 2013 roku, a więc w okresie gdy premierem był jeszcze Donald Tusk.
Z trudem polityków o podobnym temperamencie szukać w
innych partiach, chociaż – co na pierwszy rzut oka wydaje się absurdalne –
minister Rafalska ma wiele wspólnego z marszałek Elżbietą Polak. Choć obie panie stoją na przeciwległych
biegunach, a marszałek Polak wywołuje większe
emocje niż E. Rafalska, to również i jej nie można odmówić determinacji, pasji,
a przede wszystkim skuteczności. Gdyby PO w rządowych roszadach sięgnęła w
przeszłości po osoby pokroju E. Polak, to jej sytuacja także byłaby dzisiaj
inna.
Reszta lubuskich polityków płci żeńskiej jest daleko w tyle.
Co ważne – zarówno Rafalska, jak i Polak, nie są konsekwencją „polityki
parytetów”, lecz owocem i efektem własnej pracy oraz sztuki samodoskonalenia
się...