Przejdź do głównej zawartości

El Comandante po gorzowsku

Zawsze chciał być generałem, a na pewno komendantem Policji. Nic z tego nie wyszło, ale komendantem wreszcie został i to nie byle jakim, bo „głównym” i na całą Polskę. Komendant z armią bez broni spektakularnych działań podejmował nie będzie – bo OHP, to jednak nie CBA i ABW – ale nie o to chodziło z jego nominacją. „Kasa Misiu kasa” – zwykł mawiać selekcjoner polskiej reprezentacji piłkarskiej. Błyskotliwe stwierdzenie kojarzy się niepotrzebnie tylko z korupcją, a w rzeczywistości oddaje podejscie partii do podmiotów spoza głównego nurtu instytucji państwowych, ale jednak na publicznym garnuszku.


        To zaś jest antycypacją stwierdzenia Franka Underwooda z „House of Cards”: „Polityka jest jak rynek nieruchomości - najważniejsza jest lokalizacja, lokalizacja i jeszcze raz lokalizacja. Im bliżej źródła się znajdujesz, tym więcej jesteś wart”, co jak ulał pasuje również do wiceprzewodniczącego Sejmiku Wojewódzkiego i komendanta głównego OHP Marka Surmacza.

         Wielu najchętniej widziałoby go na dnie politycznego „Rowu Mariańskiego”, najlepiej z ewangelicznym „kamieniem młyńskim” u szyi, ale on wydaje się być niezatapialny, a nawet – co daje się wyczuć w tonie publicznych wypowiedzi – przeżywa renesans swojej politycznej aktywności na „scenie alternatywnej” – takiej małej i drugoobiegowej - ale jednak ogólnopolskiej i nie bez znaczenia.
                          
        Jest on postacią budzącą sprzeczne emocje, osobą świadomą własnej siły i taką, która nie cofnie się przed niczym. Każde z jego działań podporządkowane jest polityce, która jest dla niego najważniejszą gałęzią życia, a nawet można powiedzieć, że od niej i przez nią wszystko się zaczęło – nieufność względem znajomych, bezwzględność, imanie się wszelkich metod skutecznie eliminujących konkurencję.
             
        Jego kariera utkana jest głównie z oskarżeń pod adresem politycznych przeciwników, ale mimo tego – lub właśnie dzięki temu – w polityce udaje mu się funkcjonować od początku wolnej Polski. Po wielu latach błąkania się na marginesie polityki, gdy niechętnie spoglądano na niego nawet w konserwatywnej Akcji Wyborczej Solidarność, został nie tylko parlamentarzystą, ale również ważnym wiceministrem, a później doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
     
      W samym Prawie i Sprawiedliwości mało kto odważy się Surmacza skrytykować, choćby cichym „miauknięciem”, bo kończy się to najczęściej „ryciem pod kimś”, a następnie mniej lub bardziej oficjalną denuncjacją do organów ścigania, zaprzyjaźnionych dziennikarzy lub po prostu do władz partii. Przekonał się o tym były kandydat na senatora i „grillowany” właśnie szef struktur powiatowych PiS Sebastian Pieńkowski.
  
        "Posiadam udokumentowane przykłady postępowania, w którym doszło do naruszenia przepisów ustawy o ochronie danych osobowych i wykorzystania przez kandydata danych personalnych osób fizycznych, do których przesyłano materiały propagandy wyborczej, zresztą nielegalnie wytworzone. (...)Postępowanie pana Pieńkowskiego znamionuje czyn opisany w stosownym przepisie kodeksu karnego” – donosił dzisiejszy komendant Surmacz na kolegę do władz centralnych partii w 2010 roku.
    
        Mylą się ci, którzy sądzą iż jest w sferze swojego antykomunizmu oraz poglądów ortodoksem. Jego polityczne wybory rzadko wynikały z ideowości, a częściej z politycznej elastyczności, pragmatyzmu oraz chłodnej kalkulacji.
       
       Kiedy w 1998 roku, a więc rok po przegranej w wyborach do Senatu, gdzie kandydował z antykomunistycznego Ruchu Odbudowy Polski Jana Olszewskiego i Antoniego Macierewicza, prawica z postkomunistyczną lewicą odwołała prezydenta Henryka Macieja Woźniaka, ideowość nie przeszkadzała mu w objęciu stanowiska w ówczesnym Zarządzie Miasta razem z tymi, których kilka tygodni wcześniej określał mianem komunistów.

          
         Rysą na ewidentnie „dmuchanym” życiorysie antykomunistycznego patrioty, kładzie się jego służba w Milicji Obywatelskiej oraz aktywność w Stronnictwie Demokratycznym, partii satelickiej wobec komunistycznej PZPR. Mało kto wie, że działaczką tego ugrupowania była także liderka lubuskiego PiS-u i minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska. W tym kontekście uprawnioną jest konstatacja, że oboje – Surmacz i Rafalska – są powiernikami architektów „Okrągłego Stołu” po stronie rządowej, uczniami czy wręcz kontynuatorami koncepcji tych, których ich liderzy dzisiaj krytykują.

      Sam Surmacz w partii nie jest szczególnie lubiany, rozmowy z działaczami PiS wskazują, że swoją pozycję zawdzięcza temu, że jest niebezpieczny – bo mściwy i jeszcze bardziej pamiętliwy. Jemu to nie przeszkadza, gdyż jest w branży politycznej zbyt długo, by nie wiedzieć, że na targu polityki partyjnej liczy się twarda waluta, a strach ma tu wartość większą, niż sympatia bezideowych towarzyszy.

          Ministrem jednak nie został, a wszystko dlatego iż ciągną się za nim dwie głośne afery. Pierwsza z nich dotyczy nieprawdziwych informacji o przebiegu zdarzeń po smiertelnym wypadku policjantów z komisariatu na Dworcu Centralnym w Warszawie. Odwozili oni do Siedlec wysokiego urzędnika Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, podległego właśnie Surmaczowi. W drodze powrotnej ich samochód wpadł w poślizg i zatonął w przydrożnym rozlewisku. Gdy dopytywano, gdzie przebywał ów urzędnik, w resorcie przekonywano, że jest za granicą z ważną misją. Tymczasem urzędnik przebywał w Polsce. Kilka tygodni później o gorzowskim polityku znów było głośno, gdy na jego polecenie policjanci z Wrocławia dowozili na dworzec „dwa wieśmaki i colę” dla podróżującej pociągiem ówczesnej wiceminister Rafalskiej. Później prasa doniosła o przyjęciu do Straży Pożarnej zięcia M. Surmacza, choć nie spełniał on wymaganych przepisami kryteriów.

        Powyższe, to odpowiedź, dlaczego w tym rozdaniu musiał się zaspokoić posadą Komendanta Głównego Ochotniczych Hufców Pracy. Na tle PiS-owskiej koncepcji totalnej „dobrej zmiany” wydaje się być politykiem idealnym do tej roli. Nic dziwnego, że szukając „skarbonek” do rozbicia, PiS postawił właśnie na Surmacza.


      Powierzenie mu ministerstwa lub urzędu byłoby decyzją wysokiego ryzyka, ale uczynienie z niego „El Comandante” w OHP-owskim buszu licznych nieruchomości, sporych pieniędzy i niezliczonych posad dla działaczy PiS, to idealne środowisko dla kogoś, kto jeńców nie bierze i strzela do wszystkich bez loga „PiS”...


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...