Lewica jaką znaliśmy dotychczas przestaje istnieć i nie ma co po niej płakać. Tęsknota za czasem, gdy miała swojego
marszałka województwa, wojewodów, kilku parlamentarzystów i wielu burmistrzów,
musi się szybko skończyć. Możliwości są dwie - jak dwa dzisiejsze wywiady jej
liderów z Gorzowa i Zielonej Góry. Po pierwsze – może się dalej zajmować sobą i
„bawić w politykę”, bo jej działaczom
zabraknie refleksji oraz samokrytycyzmu, a przede wszystkim pomysłów. Po drugie
– czerpiąc z doświadczenia byłych posłów, marszałków, prezydentów i ważnych
urzędników, może „wymyślić się od nowa”
w oparciu o ludzi młodych...
... którzy inaczej myślą, całkiem inaczej
komunikują się z otoczeniem, a przede wszystkim – inaczej działają.
Czasy się zmieniły, a co za tym dalej idzie –
sposoby uprawiania polityki partyjnej. By być bliżej lewicowego elektoratu, nie
trzeba dziś krzyczeć na Kościoł, straszyć prawicą – która zresztą zawłaszczyła
znaczną część lewicowego programu w sferze socjalnej - dokonywać apoteozy
PRL-u, ani nawet bronić słuszności wprowadzenia stanu wojennego. Wystarczy
właściwie nazwać problemy i dysponować strukturą, która nie będzie zajmowała
sie sama sobą, ale tym co na zewnątrz.
Tymczasem wypowiedź szefa gorzowskiego SLD Macieja
Buszkiewicza świadczy o tym, że najpotężniejsza niegdyś w Gorzowie formacja
polityczna, szuka szans na swoje przyszłe sukcesy nie na zewnątrz organizacji –
wśród osób, które do niej nawet jeszcze nie należą – ale wewnątrz.
„Mocne
SLD to takie, które będzie miało silnego przywódcę, dobry program i będzie
partią, która nie bedzie tworzyła wojen wewnątrzpartyjnych. Nowym przewodniczącym
partii powinien być ktoś, kto będzie
starał się ją trochę zmienić, zmieniając struktury. Należy mysleć w tej chwili o tym, aby partię wzmocnić
i załatwić wewnętrzne sprawy tak, by partia stanęła na nogi. Potem trzeba szukać
partnerów na zewnątrz” –
powiedział w dzisiejszym wywiadzie dla Radia Zachód.
Jakby nie czuł – lub ktoś kazał mu tak mówić -
że zajmowanie się sobą pochłonęło całą
aktywność lewicy w ostatnich latach, a województwo będące w przeszłości
lewicową potęgą, dzisiaj nie posiada klubów samorządowych w radach dwóch największych
miast, a także w Sejmiku Wojewódzkim.
Podkreślił to inny lider SLD - szef struktur w Zielonej Góry Tomasz Nestorowicz, który udzielił dzisiaj wywiadu Radiu Zielona Góra.
„Można odnieść wrażenie, że SLD jest tak
skoncentrowana na sobie, że nie dostrzega jak świat zmienia się wokół niej.
Tymczasem najważniejsi są ludzie i na nich trzeba budować. Ja nie wierzę iż
dotychczasowi liderzy wybrani ponownie będą wiarygodni. Jeśli SLD chce się
rozwijać, musi trafiać do młodego pokolenia” – stwierdził Nestorowicz.
Obaj panowie różnią się także w ocenie decyzji
władz regionalnych partii w sprawie wniosku o wyrzucenie z SLD byłego
wicemarszałka Edwarda Fedko oraz byłego burmistrza Żar Franciszka Wołowicza. Decyzja, to osobista wendeta
eksposła Bogusława Wontora, który liczył na sejmikową koalicję z
Platformą Obywatelską i objęcie jednego z miejsc w zarządzie województwa, co
stało się niemożliwe po odejściu obu panów z klubu radnych SLD.
„Koledzy nie zostawili nam zbyt dużego pola
manewru. Decyzja była podjęta jednomyślnie i nie było tu podziału. Mogliśmy być
w koalicji, a teraz nie jesteśmy” – to opinia Buszkiewicza.
Diametralnie
różna od tej, jaką prezentuje mniej zależny od Wontora polityk z Zielonej Góry.
„Mam nadzieję, że jednak uda stworzyć się warunki, by kierunek był
odwrotny. Musimy ludzi w nasze szeregi ściągać, bo utrata każdego członka jest
nie do odrobienia. Zwłaszcza wtedy, gdy mówimy o znanych i zasłużonych
samorządowcach” – skonstatował przewodniczący Nestorowicz.
Czy w zwiazku z tym, Nestorowicz
jako kandydat na szefa krajowych struktur SLD ma szanse na głosy działaczy z
Gorzowa ?
„Lokalne sympatie należy odłozyć na bok i wybrać kandydata najlepszego. Tomasz
jest znany lokalnie, ale nie w kraju. Mamy 10 kandydatów” – odpowiedział Buszkiewicz.
Efekt jest taki, że SLD
w regionie walczy o polityczne życie, cho ć obaj panowie należą do pokolenia młodszych działaczy. Ten z Gorzowa jest raczej "lalką w wontorowskim teatrzyku kukiełek" - żyje tylko chwilę odgrywając rolę, a ten drugi osobą myślącą samodzielnie - a tacy w czasach "wontorkracji" są eliminowani.
Wspierany
przez swój „dwór”, przewodniczący
Wontor kontynuuje proces wycinania najbardziej utytułowanych, bo odebrali mu
nadzieję na marszałkowskie „koryto”. Problem
w tym, że bez klubu radnych w Sejmiku Wojewódzkim ma wobec marszałek Elżbiety Polak mandat do rozmów
mniejszy niż „cieć” przy wejściu do Urzędu Marszałkowskiego.
Nie zanosi się więc na to, by miało być
lepiej. W SLD wciąż trwa powyborcza trauma – co jest nawet zrozumiałe - ale wypowiedzi podobne do tych, jakie są autorstwa chociażby Macieja Buszkiewicza, jedynie potwierdzają tezę, że
dobrze na lewicy już było...